wtorek, 27 września 2022

Od Echa cd. Cahira

Echo był zniecierpliwiony. Nie wiedział, czy odzywkami Cahira, czy zupełnie niepotrzebnie przedłużającą się próbą ustalenia hierarchii, czy zupełnie niemiłym dla ucha trzaskiem treningowego, wyszczerbionego metalu. Preferował syk mknących przez powietrze strzał, drżenie cięciwy pod palcami i jęk uginającego się pod siłą mięśni drewna.
Preferował ciszę.
Uderzył mocniej niż powinien, przekładając swe zniecierpliwienie na ruch brzeszczota, pragnąc, by skończyć to raz i na zawsze. Pęknięty jeniec uderzający w cudze palce nie był początkowo w jego planie, ale zawodność treningowej broni przyjął do siebie jak starego przyjaciela – włócznie trzaskały, pozostawiając po sobie drzazgi w palcach, cięciwy pękały pod opuszkami, upuszczając naciągnięte na nich strzały, miecze łamały się w pół, a ich ostrza uderzały w twarze, w palce, w uda. Broń zawodziła, ukracając nikomu niepotrzebne potyczki; walki stroszących piórka kolorowych kogutów, które gotów były rzucić się z pazurami ku dziobom swoich przeciwników.
W tym przypadku jednak zawodząca broń zawiodła po raz drugi. Echo westchnął ciężko, tak, jak wzdycha się, gdy na swej drodze spotyka się nastolatka o lepkich dłoniach kradnącego owoce z miejscowego targu.
— To tyle? Tylko tyle?
— Tracisz oddech — warknął krótko i zwięźle.
Ostrzegawczo i dobrotliwie przekazując informację o tym, że jednemu z nich może nie starczyć siły do dokończenia tej potyczki i że nie jest to on sam, a raz po raz szczekający ku niemu Cahir. Dech w piersi miał się tu przydać w innych celach, niż marne fuknięcia, furiackie sarknięcia.
Stal syknęła za nim, gdy miecz ślizgał się po mieczu, poszukując przestrzeni na kolejny atak. Odskoczył nagle. Dwa kroki w tył i w prawo, pozwalając Cahirowi polecieć prosto na pysk. Nie poleciał, bo i on, i Echo wiedzieli, że od dawien dawna znają te sztuczki. Że nie są idiotami. Że mają doświadczenie w nierównych, wypełnionych nieszczerymi zagraniami walkach.
Zamiast tego odbił od dołu, skontrował, amortyzując nagłą utratę równowagi prawą nogą. Odepchnął się od ziemi, obciążył kostkę, a broń zajęczała, tnąc powietrze, lecąc ku cudzym, odsłoniętym na atak plecom. I broń zatrzymała się na tej drugiej, gdy Echo przyjmował dla siebie zupełnie niewygodną pozycję, nadwyrężając bark, całe ramię. Odparował, miecze się odbiły.
Ponownie stanęli na przeciwko siebie. Na dystansie, który Echo lubił.
Ostatecznie i przede wszystkim był łucznikiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz