wtorek, 20 września 2022

Od Mattii cd. Michelle

Gdy poprzednim razem udali się do burmistrza, mężczyzna sprawiał wrażenie zafrasowanego i zmartwionego sytuacją, toteż Mattia spodziewał się, że skoro przedstawi mu sposób na to, jak pozbyć się w końcu arktycznych zwierząt z Rirvulird, burmistrz będzie zadowolony. Nie pomylił się – mężczyzna przyjął go z zaciekawieniem zmieszanym z nadzieją, zaś gdy astrolog zaczął wyjaśniać, jaki jest plan, na twarzy burmistrza pojawił się szeroki uśmiech.
— Czyli kiedy pan przewiduje, że ten problem uda się rozwiązać?
Mattia obdarzył mężczyznę niewiele mówiącym uśmiechem – konkretów przecież nie miał, a przewidzenie, ile zajęłaby cała operacja, było pytaniem bardziej do jego brata, niż do niego samego.
— Trudno powiedzieć, jest jeszcze wiele niewiadomych — odpowiedział dyplomatycznie, ale zaraz kontynuował, nim burmistrz miał możliwość, by posmutnieć albo chociaż zmarszczyć brwi. — Niemniej jednak dokładamy wszelkich starań, by całość udało się doprowadzić do końca, zaś jeśli byłaby możliwość, byśmy otrzymali nieco wsparcia do miasta, na pewno wydatnie przyspieszyłoby to naszą pracę.
Burmistrz westchnął.
— Nie wiem, na ile Rirvulird mogłoby pomóc. Widzi pan, nam bardzo zależy na uporaniu się z tym problemem – te niedźwiedzie i wilki, co grasują po lesie, to nie są takie, jak nasze. Nie boją się człowieka, a jak przyjdzie zima, to tylko patrzeć, aż podejdą pod obejścia, poduszą inwentarz, a może i na człowieka się zamierzą. Ale to jest małe miasto, nikt nie jest w stanie tak wziąć i dołożyć się do czegoś, nawet jeśli to ważna sprawa.
Mattia uniósł dłoń w uspokajającym geście.
— Nie, nie, absolutnie nie chodzi mi o żadną pomoc finansową. Bardziej chodziło mi o działanie, a raczej – jego zaniechanie.
Burmistrz uniósł brwi.
— Że mamy nic nie robić?
— Dokładnie — Mattia nachylił się do przodu, wsparł dłonie o blat ni to stołu, ni to biurka, przy którym burmistrz przyjmował interesantów, splótł palce. — Otóż, jak pan się domyśla, musimy wyłapać wszystkie zwierzęta, to zaś będzie o wiele łatwiejsze, jeśli las pozostanie wolnym od ludzkiej obecności, która mogłaby owe zwierzęta spłoszyć. Toteż jak sam pan widzi – to brak działania będzie nam najbardziej na rękę.
— Tak, to brzmi o wiele lepiej, łatwiej nam będzie to wszystko wtedy rozwiązać… — Burmistrz odpowiedział uśmiechem na uśmiech, ale po chwili jakby coś sobie uświadomił. — Moment, ale jak długo to ma trwać? I kiedy zamierza się pan wybrać na łapanie tych zwierząt? To jakoś niedługo? Musiałbym powiadomić…
Mattia pokręcił głową, znów uspokoił mężczyznę uśmiechem.
— Och, oczywiście, w naszych planach wzięliśmy pod uwagę to, że nie chcielibyśmy tworzyć niepotrzebnych przeszkód i problemów dla tych, którzy opierają swoje utrzymanie na tym, co daje las. Dlatego też jak na razie chciałem uprzedzić i spytać o zgodę na tego typu działania. Sądzę, że uda nam się poradzić sobie ze zwierzętami w parę dni, niemniej jednak – zdaję sobie sprawę, tak jak pozostałe osoby biorące udział w przedsięwzięciu, że takie nagłe poproszenie o niezbliżanie się do lasu nie będzie dobrze odebrane.
— Tak, racja. — Burmistrz też położył ręce na stole, też splótł palce. — Nastroje w mieście są takie, że większość jednak boi się tych zwierząt i woli, żeby po prostu wzięły i zniknęły. Ale na pewno znajdzie się też grupa, która nie będzie skłonna na żadne ustępstwa w tej kwestii. Nawet, jeśli ustępstwo to byłoby po prostu nie kręcenie się po lesie przez parę dni.
— Czy mógłbym liczyć w takim razie na to, że pomówi pan z tymi, których taki zakaz najbardziej by dotyczył?
I tu burmistrz zrobił nieco kwaśną minę, splecione palce wykręciły nieco nerwowego młynka.
— Uh, tu jest pewien problem — przyznał po chwili pauzy. — Bo ostatnio miałem nieco nieprzyjemną wymianę zdań z częścią drwali, poszło o taki wycinek lasu i hm…
Paleta uśmiechów astrologa zawierała uśmiech na każdą okazję, i taki też mężczyzna przywołał na twarz.
— Rozumiem, to wielce niefortunne. W takim razie, jeśli nie miałby pan nic przeciwko, może byłoby lepiej, bym to ja udał się do drwali i osobiście z nimi porozmawiał. Pojawienie się neutralnej osoby sprawiłoby, że może owe niesnaski, o których mi pan wspomniał, nie będą negatywnie rzutowały na tę sprawę. Zależy nam, by sytuacja, i tak już trudna, nie komplikowała się jeszcze bardziej.
Burmistrz z zapałem skinął głową, jego wzrok pojaśniał.
— Tak, tak byłoby najlepiej. A sprawy z drwalami hm… ja je wygładzę we własnym zakresie. I zostaną jeszcze właściwie myśliwi – z nimi może być ciężko, bo jednak część jest zainteresowana tymi ładnymi futerkami, prawda… Ale nie mogę przecież narażać większości miasta tylko dlatego, że paru osobom podobają się białe obramówki płaszczy…


— Wbrew pozorom, drwale stanowili najmniejszy problem — odparł Mattia. — To znaczy, burmistrz martwił się, że będą się najbardziej stawiać chociażby po to, by zrobić mu na złość, ale tak, jak przeczuwałem – ich najbardziej interesowało to, by las był bezpieczny i by nie musieli się martwić, jeśli pójdą wypalać drewno albo ścinać konkretne drzewa.
— Czyli można powiedzieć, że oni nie będą nam przeszkadzać — podsumowała Michelle, uśmiechając się z ulgą. — Wiedziałam, że się w końcu zgodzą, przecież do czego to by było podobne… — Zerknęła na pozostałe osoby, Flora skinęła jej głową. Weterynarz podjęła temat: — Ale wracając – opowiedziałeś na razie o burmistrzu i drwalach. A co z myśliwymi?
— Hm, tu było nieco ciężej…
— Och, oczywiście, jakże by inaczej — burknęła Michelle, krzyżując ramiona na piersi. — Niech zgadnę – wyżej cenią ładne skóry i futra, niż życie zwierząt albo własne bezpieczeństwo, prawda?
— Poniekąd – jest w tym racja, że wielu sprzedaje białe futra po niebotycznych cenach. Ale myśliwi zauważyli pewną prawidłowość i część, jakby to najlepiej określić… poszła po rozum do głowy.
— Czas najwyższy! — Krótka pauza. — Co ich do tego skłoniło?
— Lokalna fauna ucierpiała — odparł astrolog. — Obce zwierzęta przywykły już nieco do panujących tu warunków, zdają się też bardziej hm… odporne i wytrzymałe. Myśliwi mówią, że nowe zwierzęta polują lepiej od nich samych, części udaje się też uciec z pułapek, zaczynają wypierać stąd te zwierzęta, które żyły tu od zawsze.
Michelle pokiwała głową.
— Szkoda, że tyle czasu im to zajęło… Wszyscy się z tym zgadzają?
Astrolog splótł dłonie, uśmiechnął się lekko.
— Teraz już tak. Obiecali, że na czas wyłapywania zwierząt z lasu nie będą się tam pojawiać. Od jutra zabiorą się za zdjęcie rozstawionych pułapek – udało mi się ich przekonać, że byłoby wielce niefortunne, gdyby któreś z nas w nie weszło, albo jedno ze spanikowanych zwierząt je zniszczyło, gdyby przy owym wyłapywaniu powinęła nam się noga.
Michelle skinęła głową, westchnęła, ale w końcu się nie odezwała. Mattia domyślał się, że pewnie chciała wtrącić coś o tym, że te wnyki i pułapki powinny na dobre zniknąć z lasu, ale cóż było poradzić.
— To teraz właściwie zostaje nam czekać, aż cieślom uda się wykonać wszystkie klatki…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz