poniedziałek, 19 września 2022

Od Kukume cd. Mattii

Trinket uśmiechał się słodko, przymilnie. Coś w tym grymasie jednak sprawiało, że Kukume czuła, jak ją mdli, odstręcza. Trochę jakby widziała pączka na wystawie, pięknego i ociekającego lukrem, ale zarazem ulepionego z gliny i pociągniętego farbą, byleby tylko prezentował się dobrze na wystawie. To nie był prawdziwy pączek. A tym bardziej – uśmiech.
— Zastanawiam się nad kupnem posiadłości w Maldor — zaczął Mattia. — Jestem wprawdzie dopiero na etapie poszukiwania odpowiedniej, ale chciałbym urządzić całość przed końcem kolejnej wiosny.
— Bardzo dobry wybór — potwierdził pan Trinket. — Urokliwa okolica, nie ma absolutnie potrzeby się wahać. Sam nigdy nie żałowałem przyjazdu.
— Owszem, bardzo dobrze wspominam moje dotychczasowe pobyty tutaj. Niemniej… — astrolog zawahał się na moment — dotarły do mnie pewne niepokojące wieści o napadach na szlachtę w ostatnim czasie. 
— Czasy nie są ciekawe — podchwycił mężczyzna, pokiwał ze współczuciem głową. 
— Dlatego chciałbym być gotowym stawić im czoła — dodał Mattia.
— A jeszcze lepiej – sprawić, by nie dosięgnęły celu.
Głos Kukume był zduszony, właściwie nie wiedziała, czy jest jeszcze słyszalna. Czuła miękkie oparcie fotela na plecach, zapewniało jej podparcie i stabilność, ale miała wrażenie, że lada chwila zapadnie się w środek, zniknie. Chciała jednak działać.
— Już moja w tym głowa — roześmiał się handlarz.
Im dłużej mężczyzna przebywał w salonie, tym bardziej niekomfortowo czuła się Kukume. Z kolei pan Trinket sprawiał wrażenie, jakby był tego doskonale świadomy. Uśmiechał się uprzejmie, gdy ich oczy się spotykały. Wiedział, jakby wiedziony szóstym zmysłem, kiedy na niego patrzyła, bezbłędnie wychwytywał i przygwożdżał spojrzenie. Zaczęła czuć się jak w pułapce, ciało miała napięte, nogi w każdej chwili gotowe do ucieczki.
— Ma pani wyjątkowe kolczyki — rzucił.
Jej dłoń odruchowo sięgnęła uszu, musnęła miedzianą ozdobę. Opuszki przeniknęło znajome, uspokajające ciepło.
— Ach, tak? — odparła pokusę, by zasłonić je przed oczami mężczyzny. — Dziękuję.
— To był prezent?
Poruszyła się niespokojnie w fotelu.
— Ma pan dobrą intuicję.
— To kluczowe w tym zawodzie. Podobnie jak umiejętność rozpoznawania zaklętych przedmiotów — urwał na chwilę, spostrzegł grymas kobiety, pokręcił wreszcie głową. — Przepraszam za wścibskość, jeśli uraziłem. Są wyjątkowe i niepowtarzalne. To duma, mogąc je nosić, zwłaszcza jeśli są podarkiem od drogiej osoby.
Nie odpowiedziała.
— Jeśli dobrze pamiętam — wtrącił Mattia — zajmuje pan się również sprzedażą biżuterii?
— Oczywiście. Od dawna uważałem, iż to coś więcej niż zwykłe świecidełka, zarówno u kobiet, jak i mężczyzn — podjął żywo pan Trinket, zwrócił tym razem uwagę na ozdoby wiszące na uszach astrologa. — Co więcej, towarzyszą nam na co dzień. Nie wierzę w sztywny podział funkcji estetycznej i użytkowej, przeciwnie – w ich wzajemne przenikanie się.
— Interesujące.
Handlarz roześmiał się, jakby usłyszał dowcip.
— Cieszę się, że myślimy podobnie — odparł lekko. — Przyznaję, że bardzo cenię sobie okazję do rozmów z klientami. Wierzę, że właśnie w ten sposób jestem w stanie wyjść im naprzeciw. Usłyszeć, co naprawdę mają do powiedzenia.
Kukume przechyliła głowę, przypomniała sobie bazar, na którym niedawno z Mattią widzieli towary pana Trinketa. Pytanie na głos zadał jednak astrolog:
— To znaczy?
— Panie D'Arienzo — drugi z mężczyzn roześmiał się wyćwiczonym śmiechem spontaniczności — przecież nie śmiałbym proponować czegoś, co nie byłoby skrojone idealnie pod pańską miarę.
— Miło mi to słyszeć.
— Muszę się rozeznać, poznać pana — kontynuował —  odkryć, kim pan jest. Wtedy dopiero opowiem o wszystkim medium, a dzięki niemu i tej wiedzy — zakreślił łuk dłońmi — zadzieje się magia.
— Nie mogę się doczekać.
— Zatem za pozwoleniem – chciałbym zatem odpowiedzieć nieco o tym, co mogę zaproponować…
Roztoczył opowieść o artefaktach o wszechstronnym działaniu: od odnalezienia lub utrwalenia miłości, przez bezpieczeństwo i zdrowie, aż po umiejętności lepszego jednoczenia się z "energią świata", cokolwiek mogło to znaczyć. Mówił przez cały czas jednostajnym, melodyjnym głosem, bez problemu przywoływał różne anegdoty i przykłady ludzi, których życie zmieniło się, oczywiście na lepsze, po dokonanym zakupie. Mattia co jakiś czas wyrażał swoje zainteresowanie, dopytywał, szukając okazji, by poznać tego, który siedział naprzeciw.
Kukume słuchała, przy tym jednak jej myśli coraz częściej uciekały w stronę Clarice, wciąż czekającej za drzwiami. Zbyt często spoglądała w stronę drugiego pokoju, by można to było uznać za naturalne, z drugiej strony czuła jednak, że jeśli pod choćby najbardziej wiarygodnym pretekstem wstanie i bodaj na chwilę wejdzie do sypialni, pan Trinket swoim świdrującym spojrzeniem przeniknie całą maskaradę, dojrzy Clarice, która to zdecydowanie nie była gotowa na spotkanie z mężczyzną.
— Dzisiaj pozwolę sobie zatem zostawić mały prezent — rzucił na koniec, wyjął niewielką figurkę bóstwa. — Na dobry początek współpracy.
Mattia zawahał się przez chwilę, wymienił spojrzenia z Kukume. Kobieta w końcu jednak ujęła przedmiot, ostrożnie między kciuk a palec wskazujący, jakby spodziewała się, że przedmiot ją oparzy. Zerknęła na słońce na płaszczu rzeźby.
— Dlaczego akurat Nathori? — zapytała.
— Jest strażnikiem sprawiedliwości, poza tym — mrugnął porozumiewawczo — uznałem, że jego symbol jest istotny również dla pana. Liczę, że rozświetli mroki przyszłości.
Astrolog obrzucił mężczyznę uważnym spojrzeniem.
— Widzę, że przygotowuje się pan bardzo szczegółowo dla każdego klienta.
Pan Trinket, stojąc już w progu, skłonił się, nim nałożył kapelusz.
— To moje motto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz