niedziela, 4 września 2022

Od Małgorzaty — Gdzie jeden grzyb

Nie minęło nawet południe, a ona już wiedziała, że ten dzień skończy w stanie ogólnej nietrzeźwości.
Zapakowała do torby niewielki gąsiorek wypełniony miodówką, zaraz obok upchała owinięte w czystą szmatkę ciasteczka o równie miodowym zapachu, co nalewka. Gwizdnęła na psy, ostatni raz poprawiła włosy przed lusterkiem i wyszła na korytarz. Gdzie o tej porze powinna szukać Hugona? Ogród? Biblioteka? Może jednak las? Tak, pewnie las, przecież nawet Ayrenn wspominała jej o tym urodzinowym grzybobraniu, które mieli w planach.
Wyszła na zewnątrz, odetchnęła głębiej. Ulotny zapach jesieni snuł się w powietrzu, słońce ― choć wciąż operowało po niebie nader długo ― nie mordowało już taką duchotą i upałem. Coraz częściej wiało, coraz częściej padało, znów na leśnych ścieżkach zalegało błoto, ale, co najważniejsze, pojawiły się również grzyby. Prawdziwa obfitość grzybów, jakby wszystkie się zmówiły i na raz wyrosły, specjalnie dla pewnego jadownika.
Skierowała się w stronę lasu; już z daleka wypatrzyła charakterystyczną, smukła sylwetkę kompana. Victarion opierał się swobodnie barkiem o pień brzozy, leniwie obserwując przy tym otoczenie. Uśmiechnął się kątem ust, kiedy znalazła się bliżej.
― Tym razem prawie punktualnie ― oznajmił, nawet nie kryjąc kpiny w głosie. ― Co się stało, Szelma? Kundle cię obudziły? Bo w zwykłą przyzwoitość nie wierzę.
― Bardzo zabawne ― mruknęła, poprawiając pasek torby na ramieniu. ― Doceniłbyś, zamiast marudzić.
― Miałbym ci tak po prostu odpuścić?
― Mhm.
― Niedoczekanie ― parsknął, potem przyjrzał się jej uważniej, szczególną uwagę poświęcił torbie. ― Gdzie mnie tym razem ciągniesz?
― Do lasu, kolego. Do lasu ― odpowiedziała, skręcając na właściwą ścieżkę. Przeskoczyła błotną kałużę, rozejrzała się za psami. Gnatołam trzymał się pobliskich krzaków, Księżycogryz leniwie dreptał z tyłu, a Wisielec gdzieś zniknął. Pewnie złapał ciekawy trop. ― Idziemy zbierać grzyby.
― Grzyby ― powtórzył, zrównując się z nią krokiem. ― Z Hugonem pewnie?
― Zgadłeś.
Victarion westchnął teatralnie.
― A choć raz planowałem być trzeźwy.
Małgorzata zamyśliła się na moment. W zasadzie ― jeśli miałaby spojrzeć na sprawę obiektywnie ― to ich spotkania z Hugonem zazwyczaj kończyły się piciem gorzałki z grzybów, jakichś podejrzanych nalewek albo spirytusu. Zawsze na horyzoncie pojawiał się trunek, który koniecznie trzeba było wypróbować. Czy to był już jakiś podświadomy przypadek, że tym razem osobiście zadbała, by nie było inaczej? Czy to już alkoholizm? Jak w ogóle Rashid nazwał ten swój miód, który od niego wyprosiła?... “Miód szaleńców”?
Uśmiechnęła się pod nosem.
― Kiedy masz następny patrol? ― spytała, kiedy otoczyła ich zieleń lasu i przyjemny cień przesiąknięty zapachem żywicy.
― Pojutrze.
― Potrzebujesz towarzystwa?
― Co kombinujesz, Szelma?
― Nic a nic ― odpowiedziała słodko i całkiem niewinnie. Victarion spojrzał na nią tak, że oczywistym było jak bardzo jej nie uwierzył. ― Tym razem naprawdę.
― Jeśli znowu mi wepchniesz pchlarza ― jego głos nabrał uroczystego tonu ― to utopię go w gnojówce.
Małgorzata uniosła przelotnie brwi.
― Jestem zaskoczona, że pamiętasz, Rion. W twoim wieku to niespotykane. ― Spojrzała na niego z czystą dezaprobatą. ― Poza tym: groźby? I to tak w biały dzień? Naprawdę jestem…
― Dobry z ciebie chłopiec, Hugo. ― Głos Ayrenn doleciał do nich, zdradzając, że solenizant wcale nie jest w lesie sam. ― Ale nie jestem pewna, czy Irina się ucieszy z kolejnych koszy pełnych grzybów…
― Jak można nie cieszyć się z takiego urodzaju ― odparł jej jadownik przy akompaniamencie szeleszczących krzaków. ― Przecież to ledwo cztery kosze…
Małgorzata przystanęła, obejrzała się na Victariona. Czy ona dobrze słyszała? Dobry chłopiec?
Zanim wydobyła z siebie choćby słowo ― przez krzaki przeskoczył Gnatołam i wpakował się prosto w szukającego grzybów Hugona, zaszczekał głośno i radośnie, jakby obwieszczając wszystkim dookoła, że oto przybył.
Przeszli przez krzaki, dołączyli do reszty. Ayrenn tylko kręciła z niedowierzaniem głową, Hugo śmiał się i klepał psa po łopatce. Bambi na widok Victariona skrzywił się ostentacyjnie i odszedł parę kroków, zadzierając łeb ku górze.
― Jesteście w końcu ― powiedziała Ayrenn, podpierając się dłońmi pod boki. ― Już myślałam, że sama się zaszyjesz z tymi ciastkami.
― Oszczerstwa ― parsknęła Małgorzata. ― Chodź tu, Hugo, mój dobry chłopcze ― dodała z uśmiechem, który nie wróżył nic dobrego; wyciągnęła do niego ramiona.
― No nie ― jęknął zielarz. ― Słyszałaś.
― Och, nie tylko ja słyszałam.
Victarion tylko parsknął.
― Świetnie. ― Hugo westchnął ze zrezygnowaniem, ale podszedł bliżej. Małgorzata objęła go mocno, poklepała po plecach.
― Wszystkiego najlepszego, wiesz dobrze o tym, że zawsze ci życzę wszystkiego najlepszego, tak? Nawet jak potem umieram w łóżku przez te twoje bimbrowe eksperymenty.
― Wiem, wiem ― mruknął jej w ramię, z trudem tłumiąc śmiech.
― Samych trafnych decyzji ― kontynuowała składanie życzeń ― samych godnych uwagi okazów i… ― zawiesiła się na moment. Cholera, jak mogła zapomnieć, przecież tyle czasu poświęciła na ułożenie tego wszystkiego w głowie.
― Samych dobrych ocen ― podpowiedział usłużnie Victarion.
― Samych dobrych… ― obejrzała się przez ramię. ― Nie wkręcaj mnie, nicponiu!
― Dobra, dobra, pojąłem ― zaśmiał się Hugo i cofnął się o krok. ― Dziękuję.
― Dobrze. Cieszę się bardzo. ― Znów szybko zerknęła przez ramię, po czym wyciągnęła w stronę jadownika torbę z ciastkami i miodówką. ― Ode mnie. I od tego paskuda zwodzącego ludzi na manowce.
― Nie mam pojęcia o czym mówisz ― odparł niewinnie Victarion. Uśmiechnął się do Hugona. ― Wszystkiego najlepszego i cierpliwości do tej jędzy.
― Jesteś okropny ― fuknęła Małgorzata.
― Do usług ― odpowiedział jej uprzejmie, w ton wkradła się jednak nuta rozbawienia.
Hugo tymczasem wydobył z torby starannie zamknięty gąsiorek, rozprawił się z korkiem i solidnie zaciągnął się zapachem trunku.
― Miodówka? ― zdziwił się i uniósł szkło wyżej. Nalewka zalśniła dumnie złotem. ― I ciastka. ― Teraz brzmiał, jakby się tego spodziewał.
― Skąd w ogóle wzięłaś tyle miodu? ― wtrąciła Ayrenn, głaszcząc Bambiego po szyi.
― Ach, od Rashida. ― Jadowniczka machnęła ręką. ― Poprosiłam go o przysługę.
― Więc… to jakiś specjalny miód. ― Elfka zmarszczyła nieznacznie brwi.
― Wybitnie… ― halucynogenny ― …słodki ― skłamała niewinnie Małgorzata. ― Skosztuj Hugo, powiedz co sądzisz. No i zdrowie solenizanta!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz