wtorek, 20 września 2022

Od Hotaru cd. Michelle

Przez cały czas trwania badania, Hotaru z pewnym napięciem przyglądała się to poczynaniom obu kobiet, to reakcjom Magistra. Nie chodziło o to, że wątpiła w ekspertyzę obu sióstr – skoro Sophie im je poleciła, zaś siostry Pelekai pracowały na Uniwersytecie w Sorii, kimże była, by wątpić w ich wiedzę i umiejętności. Bardziej martwiła się, na ile Magister będzie miał dobry humor i na ile ów egzotyczny youkai postanowi wciąż pilnować się słów Serafina i – cóż – nie ruszać.
Każdy dotyk na gadziej skórze, każde nieco mocniejsze naciśnięcie sprawiało, że Hotaru spinała się w sobie, zastanawiając się, czy ten bezruch krokodyla nie jest czasem wstępem do ataku. Bo tak, jak Michelle była częścią Gildii i Magister zdawał się o tym wiedzieć, tak siostry Pelekai były nowymi osobami i tancerka nie była pewna, czy krokodyl zrozumie, że o wiele lepiej dla niego będzie zostawić obie kobiety w spokoju i nie odgryzać im rąk. Zamiast tego powinien poczekać na przygotowany specjalnie dla niego posiłek – Hotaru była przekonana, że Lilo opracowałaby dla niego coś o wiele lepszego i ciekawszego, niż dzikie kaczki albo kury, które miały danego dnia wielkiego pecha.
Jednak podczas badania nic się nie stało. Magister nie wydawał się zbyt zadowolony tym, co mu czyniono, ale zezwalał na wszystko, ograniczając swe reakcje do niegroźnego syczenia i prychania. Marudził, ale nie atakował.
I już wtedy, kiedy wydawało się, że ten fragment mają za sobą i wszystko idzie ku dobremu – a przynajmniej że krokodyla udało się zbadać i są jakiekolwiek pomysły na dalsze działanie – pojawił się problem. Nie za duży, charakterystycznie niebieski i obdarzony bardzo ładnym garniturem ostrych, białych zębów.
Lilo szła już w kierunku swojego pupila.
— Stitch, naprawdę — zaczęła, wyciągając do niego ręce. — Przecież miałeś zostać w gabinecie. Na pewno nie czułbyś się tam samotny, miałeś spać…
Ale Stitch chyba nie miał ochoty na żadną drzemkę. Wręcz przeciwnie – stworek uśmiechnął się szeroko, pogodnie, a następnie zamiast wpaść Lilo w ramiona, skoczył zwinnie w bok. Akurat poza zasięg jej rąk.
— Nie będziemy bawić się w berka, wróć do mnie.
Stitch ani myślał się posłuchac. Gdy Lilo znów się do niego nachyliła, odskoczył w bok, wydał z siebie dźwięk łudząco przypominający parsknięcie śmiechem.
— Stitch, doprawdy!
I znów uskoczył.
— To nie jest zabawne!
Tymczasem zaś Hotaru z niepokojem obserwowała reakcje Magistra. Krokodyl – choć nie był w pełni sił, ledwo przybył z podróży, a nim zdołał po niej odpocząć, już poddano go badaniu – wcale nie zamierzał ustępować pola. Oko o charakterystycznej, pionowej źrenicy, podążało za błękitną plamą, a długa szczęka rozchyliła się powoli, prezentując pełny garnitur morderczych zębów.
— To się źle skończy — powiedziała mimowolnie, szukając wzrokiem spojrzenia Michelle.
Weterynarz też dostrzegła napięcie krokodyla, nie było trudno przewidzieć, jakie myśli przebiegają przez jego umysł.
— Pamiętasz, co Serafin ci mówił — odezwała się do niego Michelle. — Miałeś nie ruszać.
Serafina nie było w pobliżu, by zmusić krokodyla do posłuszeństwa, zaś sam Magister, choć pozwalał Michelle na wiele, widać nie przyznał jej aż tyle autorytetu, by słuchać się we wszystkim. Szczególnie, gdy akurat pod nosem pojawił mu się tak interesujący kąsek.
— Stitch, proszę, to nie jest czas na zabawy — poprosiła Lilo, starając się stanąć między swym pupilem a Magistrem.
Powietrze stężało napięciem.
— Co mamy zrobić? — Hotaru spytała Michelle w panice, weterynarz popatrzyła wokół, szukając… Czegokolwiek.
Nawet z pomocą Nani nie zdołałyby obezwładnić gigantycznego krokodyla, zaś Lilo miała największe szanse na poskromienie Stitcha. Jednak skoro jej się to nie udawało…
— Cofnijmy się od Magistra — zakomenderowała weterynarz, pociągnęła Hotaru w stronę Lilo i Stitcha. — Może uda się go zwabić, jak będzie nas więcej.
Stitch na pewno by przyszedł, gdyby nie było niczego, co by go rozpraszało. Co zaś mogło rozpraszać bardziej, niż olbrzymi krokodyl wyciągnięty leniwie w sadzawce.
Niebieski stworek, nie zwracając uwagi na wołania opiekunki, przeskoczył zwinnie nad jej głową, wylądował zaraz za nią. A potem w kilku susach znalazł się przy sadzawce. Michelle podjęła ostatnią próbę złapania Stitcha, ten jednak wywinął się w okamgnieniu, za nic sobie mając starania czwórki kobiet.
— Stitch!
Magister łypnął, rozwarł groźnie szczęki.
Tymczasem zaś Stitch przeskoczył na jeden z kamieni przy sadzawce, potem na pływający po powierzchni fragment zbutwiałego drewna. Zakołysał się na szczycie, złapał równowagę. A potem popatrzył na krokodyla i też rozwarł paszczę.
Przez pewien czas obaj mierzyli się spojrzeniem, każdy oceniał uzębienie tego drugiego. Magister leniwie podpływał bliżej, Stitch nachylał się nad wodą, coraz bliżej i bliżej.
— Bogowie, złapie go…!
Michelle ściągnęła z ramion kaftan, weszła po kolana do sadzawki. Materiał spływał jej z dłoni, złapany za rękawy, niczym jakaś dziwna torba.
— Spróbuję go chociaż przepłoszyć — zawołała, prąc głębiej w jeziorko, a potem zwróciła się do Stitcha. — Magister jest niebezpieczny, nie zaprzyjaźnicie się!
„Dziecko” pozostało głuche na napomnienia, bez względu na to, ile cioć próbowało przemówić mu do rozsądku. Kolejne wypadki potoczyły się błyskawicznie.
Magister machnął ogonem, w rozbryzgu wody ciało krokodyla wyprysnęło w przód, szczęki kłapnęły. Niczym brunatno-zielona strzała, gad zaatakował, chyba na ten jeden moment zapominając o swym niedomaganiu. W powietrzu rozległ się spanikowany pisk, Hotaru zasłoniła oczy, spodziewając się zobaczyć fontannę czerwieni.
Tymczasem zaś Stitch, obdarzony wcale nie gorszym refleksem, skoczył w tył, dalej na gałąź, zachwiał się na śliskim drewnie. A potem wleciał do wody.
Magister tylko na to czekał. Ogon znów machnął, gad popłynął błyskawicznie, potrącając po drodze Michelle, byle tylko dopaść Stitcha. Ten zaś – jakby go podmienili. W okamgnieniu wyskoczył z wody, przypadł do krokodyla. Hotaru nie dostrzegła nawet, co tam się działo – tancerka zdołała tylko krzyknąć widząc, że obaj zniknęli za kurtyną rozchlapanej wody.
Potyczka trwała krótko, żadna z kobiet nie zdążyła nawet zareagować. Wejść pomiędzy ich obydwu byłoby samobójstwem, a nim którakolwiek zdążyłaby pobiec po pomoc, byłoby po wszystkim. Zresztą, Hotaru nie wiedziała nawet, do kogo miałaby się udać. Magistra mógł opanować tylko Serafin, a co do Stitcha, tancerka widziała go do tej pory od strony puszystej, niebieskiej kuleczki, nie zaś groźnego kłębu szponów i morderczych zębów.
A potem znów był ten spanikowany, bolesny pisk, Stitch odskoczył od krokodyla. Magister zasyczał groźnie, zaś pupil Lilo rzucił mu ostatnie spojrzenie. A następnie czmychnął w stronę gęstwiny.
Lilo pobiegła za nim, wołając jego imię, ale było już za późno. Hotaru usłyszała tylko dźwięk tłuczonego szkła, Stitch uciekł ze szklarni prosto w stronę miasta. Tancerka spojrzała na krokodyla.
— Coś ty najlepszego zrobił? — spytała bezsilnie. Magister tylko łypnął okiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz