niedziela, 16 maja 2021

Od Echa – Event

— Ja pierdolę. — Mężczyzna uderzył otwartą dłonią w stojący na przeciwko niego ekspres do kawy. Ten furczał i zgrzytał, i można było odnieść, że jeszcze chwila, a wybuchnie gorącym wrzątkiem prosto w jego twarz. Kawy jednak z siebie wypluć nie chciał – zamiast tego przez rurkę sączyła się zastanawiającej jakości, brązowo-przezroczysta ciecz. Popłuczyny, można by stwierdzić. — Kto rozpierdolił ekspres? — ryknął wręcz na cały korytarz, niczym pan i władca właśnie tego korytarza.
Pomimo swojego oburzonego, lwiego ryku przypominającego ten Mufasy z Króla Lwa pozostawał jednak stażystą. I nawet jeżeli miesięcznym, spisującym się całkiem nieźle i wypełniającym wszystkie zadania, które mu powierzono (nawet te najbardziej zastanawiające), perfekcyjnie, to nadal pozostawał jedynie stażystą. Z plakietką z rozmazanym imieniem i nazwiskiem przyczepionym do koszuli, w odrobinę nadto eleganckim jak na korytarzowe standardy stroju i ładnie zaczesanym włosem.
Uderzył w maszynę ponownie, ta zafurczała, jęknęła niczym stara kochanka, po czym zamilkła. Na tę konkretną chwilę, a może jednak na wieki.
— Zepsułeś ekspres? — zamruczano za nim, a może ciut nad nim. Chłopak spiął się, ręka przestała uderzać w ekspres, bo zamarła w panice na plastiku. Cudzy głos zadźwięczał w uszach, a brązowe oko z przerażeniem uniosło się odrobinę by zobaczyć swojego oprawcę – Balthazara, jego mentora z nie do końca zarysowaną twarzą, co dawało niezwykle dziwny i niepokojący efekt. Bo choć włosy miał, to te układały się w dziwne rogopodobne kształty, bo choć nos i oczy, i usta też miał, zdecydowanie ludzkie, to twarz rozmywała się okropnie, a chłopak dziwnym trafem nie potrafił jej zapamiętać.
Czy to już była prozopagnozja? Drgnął, przerażony tą króciutką myślą o bardzo trudnej, skomplikowanej nazwie.
Bezpardonowo poklepano go po plecach, mocno, z siłą w łapie. Chłopak odkaszlnął więc, starając się choć trochę nie złamać w pół.
— Trudno. Później znajdziemy winnego. — Ciemne oczy mentora błysnęły, a stażysta nie wiedział, czy błysk należał do błysków ostrzegawczych, niebezpiecznych, a może tych politowania. — Za piętnaście minut szkolenie BHP. Rozumiem, że się pojawisz? — pytanie zagrzmiało w korytarzu, oczekując tylko jednej, dosyć krótkiej odpowiedzi rozpoczynającej się na te.
— Nie było takiego tydzień temu?
— Nie było ciebie.
— Delaney prosił mnie, żebym przejrzał z nim papiery rekrutacyjne. Znaczy je posegregował.
— Z nim?
— Nie, robiłem to sam. Delaney nie przyszedł.
Balthazar parsknął głośnym śmiechem, przecież doskonale wiedząc, że zawsze tak to się kończyło, a Xavier w swym zwyczaju miał wkręcanie innych do wykonywania jego roboty. A Nathorii Company nadal mu płaciło.
— To widzimy się za piętnaście minut. — Mężczyzna uśmiechnął się, pokazując i swoje bielutkie zęby. Młodszy chłopak miał wrażenie, że kły musiał mu podrasować jakiś drogi dentysta. — I tym razem bądź. — Spoważniał. — Irina ci nie odpuści. Pomimo tamtego szkolenia we wtorek, Tadeusz i tak rzucał przez okno krzesłami w protestujących — westchnął ciężko, ale chłopak dostrzegł ten drobny uśmieszek kryjący się gdzieś w ostrych rysach jego twarzy. — Jeszcze nam brakuje, żeby ta ruda dostała w głowę i ten jej białowłosy chłoptaś posłał po jakiegoś prawnika. Dostaniemy pismo nie odszyfrowania, w sądzie się nie wypłacimy, a prawnicy od Tadeusza to same stare dziady i nawet artykułów nie pamiętają.
Stażysta odchrząknął, ciut niezręcznie, ciut nieśmiało.
— A… Softmantle nie jest również st…
— Jest. No, to widzimy się!

— A więc, oceniając sytuację… — Ravi klasnął w dłonie, pochylając się nad Mattią, który również się pochylał, choć nie robił tego nad żywym, oddychającym człowiekiem. Plastikowy manekin przeznaczony do ćwiczenia resuscytacji krążeniowo-oddechowej oddychać nie mógł z zasady.
— Ale nie będę musiał go całować?
— Nie, nie będziesz. — Nieszczęsny medyk, wysłany przez firmę BPH, z którą Nathori Company podpisało umowę prawdopodobnie przypadkiem, westchnął ciężko, wiedząc już doskonale, że powierzone mu zadanie będzie praktycznie niemożliwym. — Wracając. Oceniając sytuację, czy Polikarp oddycha?
— Polikarp?
— Nie, Ravi, nie oddycha. I nie ma rąk i nóg — mruknął Mattia, przyglądając się plastikowej twarzyczce.
— Ale to nie jest waż…
— Ale gdzie one są? Wiesz, jeżeli trafimy na kogoś bez rąk czy nóg, czy w ogóle przejmujemy się przeprowadzaniem resuscytacji?
— Słusznie, co to za życie bez rąk i nóg — dodał Cahir z nogą przerzuconą przez nogę. Mężczyzna bujał się na krześle, uważnie przyglądając się całej sytuacji, choć obserwujący go stażysta miał wrażenie, że w rzeczywistości niezbyt przejmował się cała szopką.
— Ja tam bym nie chciał żyć bez nóg — rzucił Xavier, wzruszając ramionami.
— A co z rękoma? Brak rąk i nóg to w zasadzie stan, w którym aktualnie egzystujesz, Delaney. I tak nic nie robisz.
— Ej!
— Dobra, ale wróćmy do roboty — przerwał im Ravi. W jasnych oczach widać było jedynie zawód, rozczarowanie. — Tracimy Polikarpa.
Mattia pochylił się nad manekinem i zaczął szybko uciskać jego klatkę piersiową.
— Mattia, za szybko. Zdecydowanie za szybko. — Ravi równie szybko tracił nadzieję. — Wszyscy, przy resuscytacji należy naciskać na klatkę piersiową w tempie stu uderzeń na minutę.
— Och, to będzie trudne. Ile to na godzinę?
— Jak to ci niby pomoże? — rzucił w końcu stażysta, zastanawiając się, co w ogóle on tu robi i czy jednak nie powinien zająć się naprawianiem tego nieszczęsnego ekspresu.
— Podzielę to i wtedy będę liczyć.
— Och.
— Ok, więc dobrym sposobem na odliczanie będzie uciskanie do Stayin Alive Bee Gees. Znasz to, prawda? — Medyk cały czas próbował ratować sytuację.
— Tak! Tak, uwielbiam tę piosenkę. — Mattia odchrząknął, szykując się do śpiewania. — First I was afraid, I was petrified… — pięknie zaciągnął ostatnią głoskę, teraz uciskając zdecydowanie za wolno.
— Nie, to raczej a, a, a, a, stayin alive, stayin alive.
— Ach, to!
— Już wiem skąd ciebie znam! — krzyknął nagle Nikolai, ich specjalista od PR, którego stażysta jeszcze nie zdążył poznać, choć widział go chyba kilka razy podczas przerwy. — Byłeś dzisiaj na parkingu, nie?
Ravi mrugnął kilka razy, decydując się jednak nie odpowiedzieć. Zerknął na Mattię, dając mu sygnał do rozpoczęcia resuscytacji. Ten zaczął uciskać, podśpiewując wspomnianą już piosenkę.
A, a, a, a — wtrąciła się nagle Inanna, która, jak stażysta zdążył się zorientować, dołączyła do firmy ledwie kilka dni wcześniej od niego. Głos miała ładny i dziwił się trochę, że zdecydowała się tak jak oni wszyscy na zostanie zwykłym korpoludkiem. — You can tell by the way I use my walk, I’m a woman’s woman, no time to talk….
— Okej, okej! — krzyknął Ravi, chyba po raz ostatni raz starając się opanować towarzystwo, które nagle dołączyło się do dziewczyny i mało brakowało, by zaczęło skakać wokół biednego manekina. — Nie udało wam się utrzymać rytmu, a karetka nie przyjechała, bo nikt po nią nie zadzwonił. Straciliście Polikarpa.
— Och. Więc jest martwy? — mruknął stażysta, marszcząc czoło. Jedno z pasm włosów, to, któremu udało się wydostać spod tony żelu, opadło na jego czoło. — Nieźle.
— Dobra! — odezwał się nagle dosyć pyzaty, niski pan z przerzedzającym się włosem. No tak, Tadeusz. Zeskoczył ze swojego krzesła i wyszedł na środek salki. — Co robimy następnie? Ravi, ktokolwiek?
Niezręczna cisza zapadła w pomieszczeniu.
— Chowamy go? — zaproponowała Naga, od samego początku spotkania ukrywająca się w cieniu. Tadeusz wydał z siebie dźwięk zbliżony do sygnału złej odpowiedzi w Jednym z dziesięciu.
— Źle! Sprawdzamy, czy ma kartę dawcy narządów. Jeżeli ma, to zostaje nam niewiele czasu, by z nich skorzystać.
— Nie ma portfela — dodał prędko Cahir. — Sprawdziłem.
— Wydaje mi się, że jest dawcą!
— Jest? — W szklanych oczkach Softemantle’a, którego stażysta, musiał przyznać, bał się już od pierwszych dni swojej pracy, błysnęła wręcz nieprzyzwoita ekscytacja. — Szybko, przynieście lód i styropianowe pudełko. Adonis — jeden z bliższych współpracowników Tadeusza wstał ze swojego krzesła — nóż!
Nie mieli zielonego pojęcia, po co pracownikowi korporacji zajmującej się dostarczaniem energii potrzebny był nóż – ostre narzędzie trafiło jednak do grubiutkiej, opuchniętej rączki, a ostrze zanurzyło się w plastiku. Ravi pobladł, stażysta miał wrażenie, że biedny medyk zaraz zemdleje.
— Szukamy serca i nerek. Są najdroższe. Czy ktoś wie, gdzie jest serce?
W pomieszczeniu rozległ się głuchy huk. Ravi zemdlał.
— Szef się wkurzy, fantomy trochę kosztują. A Ignatius się wkurzy jeszcze bardziej, bo to kolejna faktura… — mruknął Balthazar, który ponownie, zupełnie znikąd, pojawił się za stażystą. — No, moi drodzy, koniec na dzisiaj. Minuta po szesnastej, macie czas do pięć po, żeby posprzątać i się stąd zabrać. Dziecko mnie prosiło, żeby je gdzieś podwieźć, nie chcecie chyba, żebym się spóźnił?
Wzdłuż kręgosłupa stażysty przelazł powolny dreszcz.
— To co, wiesz już kto zepsuł ekspres?
Chłopak miał wrażenie, że chwila moment, a dołączy do Raviego.

[ przepraszam wszystkich za uszczerbki na zdrowiu, mam nadzieję, że chociaż trochę się pośmiejecie. Scenka ze szkolenia bhp wzięta z the office, tutaj do zobaczenia, tak żeby łatwiej było sobie to wyobrazić <3 ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz