✧
— Ja pierdolę. — Mężczyzna uderzył otwartą dłonią w stojący na przeciwko niego ekspres do kawy. Ten furczał i zgrzytał, i można było odnieść, że jeszcze chwila, a wybuchnie gorącym wrzątkiem prosto w jego twarz. Kawy jednak z siebie wypluć nie chciał – zamiast tego przez rurkę sączyła się zastanawiającej jakości, brązowo-przezroczysta ciecz. Popłuczyny, można by stwierdzić. — Kto rozpierdolił ekspres? — ryknął wręcz na cały korytarz, niczym pan i władca właśnie tego korytarza.
Pomimo swojego oburzonego, lwiego ryku przypominającego ten Mufasy z Króla Lwa pozostawał jednak stażystą. I nawet jeżeli miesięcznym, spisującym się całkiem nieźle i wypełniającym wszystkie zadania, które mu powierzono (nawet te najbardziej zastanawiające), perfekcyjnie, to nadal pozostawał jedynie stażystą. Z plakietką z rozmazanym imieniem i nazwiskiem przyczepionym do koszuli, w odrobinę nadto eleganckim jak na korytarzowe standardy stroju i ładnie zaczesanym włosem.
Uderzył w maszynę ponownie, ta zafurczała, jęknęła niczym stara kochanka, po czym zamilkła. Na tę konkretną chwilę, a może jednak na wieki.
— Zepsułeś ekspres? — zamruczano za nim, a może ciut nad nim. Chłopak spiął się, ręka przestała uderzać w ekspres, bo zamarła w panice na plastiku. Cudzy głos zadźwięczał w uszach, a brązowe oko z przerażeniem uniosło się odrobinę by zobaczyć swojego oprawcę – Balthazara, jego mentora z nie do końca zarysowaną twarzą, co dawało niezwykle dziwny i niepokojący efekt. Bo choć włosy miał, to te układały się w dziwne rogopodobne kształty, bo choć nos i oczy, i usta też miał, zdecydowanie ludzkie, to twarz rozmywała się okropnie, a chłopak dziwnym trafem nie potrafił jej zapamiętać.
Czy to już była prozopagnozja? Drgnął, przerażony tą króciutką myślą o bardzo trudnej, skomplikowanej nazwie.
Bezpardonowo poklepano go po plecach, mocno, z siłą w łapie. Chłopak odkaszlnął więc, starając się choć trochę nie złamać w pół.
— Trudno. Później znajdziemy winnego. — Ciemne oczy mentora błysnęły, a stażysta nie wiedział, czy błysk należał do błysków ostrzegawczych, niebezpiecznych, a może tych politowania. — Za piętnaście minut szkolenie BHP. Rozumiem, że się pojawisz? — pytanie zagrzmiało w korytarzu, oczekując tylko jednej, dosyć krótkiej odpowiedzi rozpoczynającej się na te.
— Nie było takiego tydzień temu?
— Nie było ciebie.
— Delaney prosił mnie, żebym przejrzał z nim papiery rekrutacyjne. Znaczy je posegregował.
— Z nim?
— Nie, robiłem to sam. Delaney nie przyszedł.
Balthazar parsknął głośnym śmiechem, przecież doskonale wiedząc, że zawsze tak to się kończyło, a Xavier w swym zwyczaju miał wkręcanie innych do wykonywania jego roboty. A Nathorii Company nadal mu płaciło.
— To widzimy się za piętnaście minut. — Mężczyzna uśmiechnął się, pokazując i swoje bielutkie zęby. Młodszy chłopak miał wrażenie, że kły musiał mu podrasować jakiś drogi dentysta. — I tym razem bądź. — Spoważniał. — Irina ci nie odpuści. Pomimo tamtego szkolenia we wtorek, Tadeusz i tak rzucał przez okno krzesłami w protestujących — westchnął ciężko, ale chłopak dostrzegł ten drobny uśmieszek kryjący się gdzieś w ostrych rysach jego twarzy. — Jeszcze nam brakuje, żeby ta ruda dostała w głowę i ten jej białowłosy chłoptaś posłał po jakiegoś prawnika. Dostaniemy pismo nie odszyfrowania, w sądzie się nie wypłacimy, a prawnicy od Tadeusza to same stare dziady i nawet artykułów nie pamiętają.
Stażysta odchrząknął, ciut niezręcznie, ciut nieśmiało.
— A… Softmantle nie jest również st…
— Jest. No, to widzimy się!
— A więc, oceniając sytuację… — Ravi klasnął w dłonie, pochylając się nad Mattią, który również się pochylał, choć nie robił tego nad żywym, oddychającym człowiekiem. Plastikowy manekin przeznaczony do ćwiczenia resuscytacji krążeniowo-oddechowej oddychać nie mógł z zasady.
— Ale nie będę musiał go całować?
— Nie, nie będziesz. — Nieszczęsny medyk, wysłany przez firmę BPH, z którą Nathori Company podpisało umowę prawdopodobnie przypadkiem, westchnął ciężko, wiedząc już doskonale, że powierzone mu zadanie będzie praktycznie niemożliwym. — Wracając. Oceniając sytuację, czy Polikarp oddycha?
— Polikarp?
— Nie, Ravi, nie oddycha. I nie ma rąk i nóg — mruknął Mattia, przyglądając się plastikowej twarzyczce.
— Ale to nie jest waż…
— Ale gdzie one są? Wiesz, jeżeli trafimy na kogoś bez rąk czy nóg, czy w ogóle przejmujemy się przeprowadzaniem resuscytacji?
— Słusznie, co to za życie bez rąk i nóg — dodał Cahir z nogą przerzuconą przez nogę. Mężczyzna bujał się na krześle, uważnie przyglądając się całej sytuacji, choć obserwujący go stażysta miał wrażenie, że w rzeczywistości niezbyt przejmował się cała szopką.
— Ja tam bym nie chciał żyć bez nóg — rzucił Xavier, wzruszając ramionami.
— A co z rękoma? Brak rąk i nóg to w zasadzie stan, w którym aktualnie egzystujesz, Delaney. I tak nic nie robisz.
— Ej!
— Dobra, ale wróćmy do roboty — przerwał im Ravi. W jasnych oczach widać było jedynie zawód, rozczarowanie. — Tracimy Polikarpa.
Mattia pochylił się nad manekinem i zaczął szybko uciskać jego klatkę piersiową.
— Mattia, za szybko. Zdecydowanie za szybko. — Ravi równie szybko tracił nadzieję. — Wszyscy, przy resuscytacji należy naciskać na klatkę piersiową w tempie stu uderzeń na minutę.
— Och, to będzie trudne. Ile to na godzinę?
— Jak to ci niby pomoże? — rzucił w końcu stażysta, zastanawiając się, co w ogóle on tu robi i czy jednak nie powinien zająć się naprawianiem tego nieszczęsnego ekspresu.
— Podzielę to i wtedy będę liczyć.
— Och.
— Ok, więc dobrym sposobem na odliczanie będzie uciskanie do Stayin Alive Bee Gees. Znasz to, prawda? — Medyk cały czas próbował ratować sytuację.
— Tak! Tak, uwielbiam tę piosenkę. — Mattia odchrząknął, szykując się do śpiewania. — First I was afraid, I was petrified… — pięknie zaciągnął ostatnią głoskę, teraz uciskając zdecydowanie za wolno.
— Nie, to raczej a, a, a, a, stayin alive, stayin alive.
— Ach, to!
— Już wiem skąd ciebie znam! — krzyknął nagle Nikolai, ich specjalista od PR, którego stażysta jeszcze nie zdążył poznać, choć widział go chyba kilka razy podczas przerwy. — Byłeś dzisiaj na parkingu, nie?
Ravi mrugnął kilka razy, decydując się jednak nie odpowiedzieć. Zerknął na Mattię, dając mu sygnał do rozpoczęcia resuscytacji. Ten zaczął uciskać, podśpiewując wspomnianą już piosenkę.
— A, a, a, a — wtrąciła się nagle Inanna, która, jak stażysta zdążył się zorientować, dołączyła do firmy ledwie kilka dni wcześniej od niego. Głos miała ładny i dziwił się trochę, że zdecydowała się tak jak oni wszyscy na zostanie zwykłym korpoludkiem. — You can tell by the way I use my walk, I’m a woman’s woman, no time to talk….
— Okej, okej! — krzyknął Ravi, chyba po raz ostatni raz starając się opanować towarzystwo, które nagle dołączyło się do dziewczyny i mało brakowało, by zaczęło skakać wokół biednego manekina. — Nie udało wam się utrzymać rytmu, a karetka nie przyjechała, bo nikt po nią nie zadzwonił. Straciliście Polikarpa.
— Och. Więc jest martwy? — mruknął stażysta, marszcząc czoło. Jedno z pasm włosów, to, któremu udało się wydostać spod tony żelu, opadło na jego czoło. — Nieźle.
— Dobra! — odezwał się nagle dosyć pyzaty, niski pan z przerzedzającym się włosem. No tak, Tadeusz. Zeskoczył ze swojego krzesła i wyszedł na środek salki. — Co robimy następnie? Ravi, ktokolwiek?
Niezręczna cisza zapadła w pomieszczeniu.
— Chowamy go? — zaproponowała Naga, od samego początku spotkania ukrywająca się w cieniu.
Tadeusz wydał z siebie dźwięk zbliżony do sygnału złej odpowiedzi w Jednym z dziesięciu.
— Źle! Sprawdzamy, czy ma kartę dawcy narządów. Jeżeli ma, to zostaje nam niewiele czasu, by z nich skorzystać.
— Nie ma portfela — dodał prędko Cahir. — Sprawdziłem.
— Wydaje mi się, że jest dawcą!
— Jest? — W szklanych oczkach Softemantle’a, którego stażysta, musiał przyznać, bał się już od pierwszych dni swojej pracy, błysnęła wręcz nieprzyzwoita ekscytacja. — Szybko, przynieście lód i styropianowe pudełko. Adonis — jeden z bliższych współpracowników Tadeusza wstał ze swojego krzesła — nóż!
Nie mieli zielonego pojęcia, po co pracownikowi korporacji zajmującej się dostarczaniem energii potrzebny był nóż – ostre narzędzie trafiło jednak do grubiutkiej, opuchniętej rączki, a ostrze zanurzyło się w plastiku. Ravi pobladł, stażysta miał wrażenie, że biedny medyk zaraz zemdleje.
— Szukamy serca i nerek. Są najdroższe. Czy ktoś wie, gdzie jest serce?
W pomieszczeniu rozległ się głuchy huk. Ravi zemdlał.
— Szef się wkurzy, fantomy trochę kosztują. A Ignatius się wkurzy jeszcze bardziej, bo to kolejna faktura… — mruknął Balthazar, który ponownie, zupełnie znikąd, pojawił się za stażystą. — No, moi drodzy, koniec na dzisiaj. Minuta po szesnastej, macie czas do pięć po, żeby posprzątać i się stąd zabrać. Dziecko mnie prosiło, żeby je gdzieś podwieźć, nie chcecie chyba, żebym się spóźnił?
Wzdłuż kręgosłupa stażysty przelazł powolny dreszcz.
— To co, wiesz już kto zepsuł ekspres?
Chłopak miał wrażenie, że chwila moment, a dołączy do Raviego.
✧
[ przepraszam wszystkich za uszczerbki na zdrowiu, mam nadzieję, że chociaż trochę się pośmiejecie. Scenka ze szkolenia bhp wzięta z the office, tutaj do zobaczenia, tak żeby łatwiej było sobie to wyobrazić <3 ]
[ przepraszam wszystkich za uszczerbki na zdrowiu, mam nadzieję, że chociaż trochę się pośmiejecie. Scenka ze szkolenia bhp wzięta z the office, tutaj do zobaczenia, tak żeby łatwiej było sobie to wyobrazić <3 ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz