piątek, 14 maja 2021

Od Tassariona CD. Marty

Głębokie siedliska czarnej, nieustępującej wciąż otchłani, kusiły. Mamiły nicością, mamiły bezustannie, oferując wybawienie, upragnioną wolność od udręki i palącego bólu. Szepcząc do ostrego, wrażliwego uszka, głosem słodkim i kojącym, słówka równie prześliczne, równie uśmierzające, bez ustanku zwodząc oraz ogłupiając umysł, wyraźnie miernotą reszty cielska, zmęczony. Ciche jęki grzęzły gdzieś w krtani, dusząc i dławiąc, naciskając na tchawicę, drapiąc zgryźliwie, tak wrażliwe, nieprzyzwyczajone do nieprzyjemnego łaskotania, podniebienie. Myśli zniknęły. Przepadły w urzekającej pustce, nie pozostawiając po sobie nic, prócz gorzkiego posmaku rozczarowania. By samemu skonać po dwóch wiekach udręki, po tych batach, które przyjmował z pokorą zawodzącego psiska, po naiwnym przyzwoleniu, by wysługiwano się jego ciałem, po ucieczce, zawsze wydającej się niemożliwą i dotarciu na drugi koniec Iferii, który mimo swych pięknych obrazów, pogodnych uśmiechów, obietnic tkliwych i ujmujących, nie zdołał go uchronić przed czającym się w cieniu dotykiem tassarionowego ciemiężcy.
Wspomnienia wróciły niespodziewanie. Gdy tak wił się niebezpiecznie na tnących odłamkach szkła, niby to łania, postrzelona, dogorywająca na powierzchni miękkiej, wilgotnej ściółki i niekontrolująca dłużej skurczów oraz rozkurczów mięśniowego włókna. Groteskowe poczucie powtórki, nawracającego nawyku. Nie pierwszy raz znalazł się skulony na, przedzierającym się przez materiał skórzanego napierśnika, chłodzie twardego klepiska. Tak dobrze było zapomnieć. Zatrzasnąć za metalową kratą, odcedzić od chwil nowych, wciąż pełnych świeżej woni wiosennego świata, pozwalając sobie na ciągłe kosztowanie słodkiego nektaru beztroski. Wszystko to, by przeszłość wróciła niespodziewanie, by raz jeszcze dała o sobie znać, uginając kolana, posyłając na ziemię i bijąc, bijąc nieustannie, teraz pozostawiając jedynie blizny w postaci kolejnej dawki paraliżującego strachu.
Białe powieki opadły, ukrywając pod swym ciężarem krasne spojrzenie, a Tassarion pozwolił kilku łezkom zakręcić się wokół ostrych kącików, nigdy jednak nie dając im przyzwolenia na dalszą podróż po elfiej twarzyczce.
I wtedy otchłań ucichła. Cofnęła się gwałtownie, syknęła w wampirzej głowie, przyprawiając o kolejne boleści, oddalając się w ciemny kąt pomieszczenia, by tam schować się w cieniach nocy, wciąż wyczekując momentu, gdy raz jeszcze będzie mogła zaatakować; tym razem swą ofiarę zabierając za sobą, wprost w te czeluście, które tak wielbiła. Uniósł lekko głowę, na tyle ile mógł, próbując wypatrzeć w mroku postać swego wybawcy. Wybawcy, jeszcze na krótki moment pozwalającego mu ułożyć prostą myśl, wykonać jakikolwiek ruch, wstrzymać się od zapadnięcia w upragniony sen. Wysokie dzwoneczki zadzwoniły gdzieś przy ostrym czubku elfiego ucha, z wolna muskając zimną krawędź płatka, by niespiesznie dotrzeć do samych bębenków. Ospały umysł potrzebował chwili, by zdać sobie sprawę, iż wysokie dźwięki nie należały do tych dzwonków, nigdy nieistniejących, a do głosiku, tak dobrze mu znanego i niezmiernie uwielbianego.
Poczuł, jak szpony narastającej paniki łapią za ścianki martwego serca, zmuszając umysł do szybkiej decyzji, ciało do nagłej reakcji. Bez większego pomyślunku ułożył dłonie na resztkach starego lustra, chcąc jak najszybciej podnieść się na równe nogi, uciekając przed spojrzeniem modrych, zaspanych ocząt, wciąż jednak tak cudownie zatroskanych, tak cudownie niewinnych. I być może udałoby mu się, gdyby, znajdujące się w okolicach lewego żebra, dziurska po wampirzych pazurach nie zapiekły w połowie ruchu, ponownie uginając tassarionowe kolana, przymuszając zmarnowane cielsko do kolejnego, ciężkiego upadku. Syknął cichutko, w żadnym wypadku nie chcąc marciuszkowej osoby martwić. Golenie opadły na rozbite kawałki, odbijającego księżycową poświatę, szkła.
— Nie, nie, nie — mruknął w przerażeniu, spojrzenia krwistych tęczówek ani na moment nie przewracając w stronę rudowłosego dziewczęcia. Wstydząc się, brzydząc swą własną osobą. Pokręcił głową, a kosmyk białego włosa opadł na zimne, wampirze czółko. — Proszę, nie podchodź. Proszę. — Roztrzęsiony, ochrypły nieco głosik wydostał się z elfiej krtani, roznosząc wylęknione błagania na wszystkie strony tassarionowego pokoju. Lewa dłoń pospiesznie powędrowała do cięcia pod piersią, chcąc ukryć pozbawioną krwi kontuzję przed bystrym okiem Marty. Że też to właśnie ona, jedyna osoba, której postanowił zaufać, której uśmiechy i spojrzenia tak cenił, tak miłował całym swym przegniłym, szpetnym bytem, musiała tej nocy spać snem płytkim, wszelkie syki, szurania i rozbicia słysząc doskonale. Białe brewki powędrowały ku linii siwych włosków, gdy kolejne jej słowa, równie słodkie i równie ciepłe, dotarły do elfich uszu, zakopując ziarnko ckliwości głęboko w myślach Tassariona. Zawsze tak dobra, zawsze tak miła, choć nigdy na jej życzliwość prawdziwie nie zasługiwał.
Czy miało to jednak jakiekolwiek znaczenie, kiedy los zabarykadował szczęśliwe drogi, pozbawiając się resztek pomyślności z przydługiego, wampirzego żywota? Kiedy wszelka beztroska i kolory wiosennych dni miały ulecieć wraz z jego drobnym kłamstwem, niewypowiedzianym sekretem o tożsamości, tej potwornej i niezwykle przebrzydłej? I jak miał właściwie znieść to modre spojrzenie, już nie tak rozradowane, już nie tak pocieszne, a przepełnione trwogą i zwykłym obrzydzeniem?
— Wszystko w porządku, naprawdę. — Cichy śmiech, niezwykle beznadziejny i zapominający o tym strachu, którym jeszcze chwilę temu przesiąknęły tassarionowe słówka. Pokiwał głową, samego siebie chcąc upewnić w kolejnych, oślizgłych kłamstwach. — Wracaj do łóżka, Marto, nie zawracaj sobie mną głowy. A wazony i lustra możemy uprzątnąć rano. — Jeszcze raz spróbował się podnieść, wyprostować nogi i kręgosłup, byleby tylko zdołać jak najszybciej doczołgać się do łóżka, znajdującego się zaledwie metry od umęczonego ciałka. Jednak i tym razem przecenił swe możliwości, po krótkim kroczku padając na kolana, czując pod piersią nieprzyjemne palenie. Ciche przekleństwo wyrwało się spomiędzy fioletowych ustek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz