piątek, 21 maja 2021

Od Inanny CD. Isidoro

— Z tamtej strony jezioreczka Cyganeczka tonie. Gdybym miał łódeczkę, popłynąłbym do niej. Nie mam ja łódeczki ani wiosełeczka, utonie, utonie moja Cyganeczka. Ifelt jest głębokie, fale ją porwały, więcej Cyganeczki już nam nie oddały. — Twarde opuszki smagłych paluszków zatańczyły na grubych, założonych zaraz przed wyjazdem, strunach dziewczęcej lutni – tej z drewna puchowca, którą dostała na Wyspach Fliss, niedługo po tym, jak poprzednią roztrzaskała o łeb przymilającego się chłoptasia z Misentei, którego ręka wylądowała niemal na samym Inanny pośladku. Bo młode dziewczę, choć zawsze roześmiane, choć innym będące w stanie tak wiele wybaczyć, swe granice znało jednak doskonale.
Instrument wydał z siebie jeszcze kilka, prostych dźwięków, kiedy jasnowłosa sprawnie, bez trzymania wodzy, utrzymywała się w siodle, pozwalając Nalewce swobodnie kroczyć śladami Canopusa, mijającego kolejne, ciemne uliczki Taewen i kierującego się prosto w stronę jeziornego portu. Odchrząknęła cichutko, poprawiła jasny włos. W końcu w mieście trzeba było jakoś wyglądać.
Smród zepsutego, rybiego truchła uderzył nozdrza gildijczyków, tak samo, jak i te, należące do ich dzielnych rumaków, przysparzając Inannę o nieprzyjemny ból głowy i nagły odruch wymiotny. Całe szczęście żołądek młodej bardki nie miał czego zwracać, bo choć domagał się posiłku wraz ze wschodem słońca, dziewuszka, o dziwo, nie robiła sobie wiele z jego głośnych błagań, zbyt podekscytowana ostatecznym dotarciem do murów nieznanego miasta. Pospiesznie odrzuciła lutnię za plecy, przełożony przez ramię, skórzany pas wprawiając w ruch, a wolne teraz dłonie pognały do wodzy, chcąc zwolnić nieco końskiego kroku. Zerknęła w stronę Isidoro, ciekawa reakcji astrologa, by ostatecznie ułożyć złote ślepka na gładkiej, spokojnej tafli potężnego jeziora. Ściągnęła ciemne brewki, wpatrując się w przesłaniającą przeciwległy brzeg, mgłę. Zupełnie jakby próbowała wypatrzeć pomiędzy jej gęstymi fałdami prawdziwe źródło miejscowego podenerwowania.
Promienie wiosennego słońca odbijały swe światło od złotych, dziewczęcych piegów.
— O, zgrozo — wymamrotała cichutko, czując, jak nieprzyjemny dreszcz przebiega właśnie przez całą długość opalonego kręgosłupa. Przywiązane do pasa grzechotki zagrały smętnie, kiedy dziewuszka poprawiła się odrobinę w siodle.
Nie miała najmniejszego pojęcia, jaki powinien być ich następny krok. Broń Šamšu, na gildijnych misjach się nie znała, logiczne myślenie nie zawsze też najlepiej jej szło i jeśli do czegoś faktycznie miała się swemu towarzyszowi przydać, to co najwyżej do zagadania którego z rybaków na śmierć lub kradzieży miejscowych przynęt, jakby te do czegokolwiek miały się gildijczykom przydać. W końcu na tym właśnie polegało jej życie w ojczyźnie – odbieraniu cudzej własności i niekończących się ucieczkach. A być może faktycznie wystarczyło otworzyć czekoladowe ustka i zacząć mówić. Pytać, drążyć, poszukiwać wskazówek oraz odpowiedzi.
Skierowała Nalewkę bliżej samego brzegu, za cel obierając sobie jeden z kutrów, na którym zdołała wypatrzeć kilku, nie do końca przekonanych wykonywaniem swych codziennych obowiązków, rybaków. Zatrzymała kobyłę, pozwalając sobie wygodnie się ułożyć na grzebieniu kasztanki i obejmując chudymi rączkami szyję swej czworonożnej towarzyszki. Przewróciła spojrzenie w stronę jednego z mężczyzn. Ten wydawał się jednak zupełnie nie zwracać na jasnowłosą uwagi.
— Ale tu spokojnie macie. Na wodę się nie wybieracie, nie? — Głosik Inanny rozniósł się z tak charakterystyczną dla dziewczyny wesołością. Jeden z rybaków cisnął sieciami na drugi koniec łodzi, na co bardka podskoczyła w siodle, niemal z niego zlatując. Uśmiechnęła się niepewnie, tak w ramach przeprosin.
— A co cię to, za przeproszeniem panienko młoda, kurwa obchodzi? — mruknął jeden z poławiaczy, ostrzący właśnie głownię przerdzewiałego harpuna.
Inanna wzruszyła ramionami.
— Bo wiecie ja tu pierwszy raz i to jeszcze przejazdem, za wiele o Taewen mi nie wiadomo, a jednak dobrze by było co nieco o miejscu swego pobytu wiedzieć, więc pytam, a pytać to chyba nic złego. Kto pyta, nie błądzi! — Smagły paluszek wystrzelił w górę, a na opaloną twarzyczkę wstąpił szeroki, ukazujący białe ząbki, uśmiech, który zbladł niestety tak szybko, jak się pojawił.
— Idź popytać ryby w wodzie, może będą bardziej skore do rozmowy.
Bardka ściągnęła brwi.
— Idź popytać ryby w wodzie, może będą bardziej skore do rozmowy — powtórzyła prześmiewczym tonem, kierując Nalewkę z powrotem w stronę Isidoro oraz Canopusa. Pokręciła głową w poddańczym geście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz