piątek, 7 maja 2021

Od Mattii cd. Echo

Wiosna była coraz bliżej, jednak jej panowanie ograniczało się tylko do momentu, gdy wciąż świeciło słońce. Wystarczyło, by złota tarcza skryła się za linią drzew, a przyroda robiła jakby krok do tyłu i powietrze znów przenikała wilgoć i zimno - wdzierało się ono pod płaszcz, gryzło w uszy i sprawiało, że ściskające wodze palce czerwieniały i drętwiały.
Młyniska okazały się niewielką wioską, jakich w równinnej Nalesii było pełno. Okryte strzechą chałupy stały w sporych odstępach, każda miała drzwi wychodzące w innym kierunku. Z daleka przypominały chaotycznie rzucone przez niefrasobliwego gracza kości do gry.
Na niewielkim wzniesieniu, ginącym teraz w mroku, majaczyła charakterystyczna sylwetka drewnianego młyna z leniwie kręcącymi się jeszcze skrzydłami. Akurat gdy mężczyźni podążali drogą, młynarz postanowił widać zakończyć pracę na ten dzień - skrzydła zatrzymały się z ociąganiem i zgrzytem, po chwili w młynie zgasło światło.
Mattia rozejrzał się wokół, spojrzeniem złowił jedną z bardziej okazałych chat. Wyglądała najporządniej, obejście też zdawało się schludne.
— Chyba nie mamy co liczyć na karczmę z prawdziwego zdarzenia — westchnął astrolog. — Możemy spróbować spytać tam, czy mieliby nieco miejsca w stodole. Albo w izbie, jeśli nam się poszczęści — dodał, samemu czując, że noc spędzona przy nagrzanym piecu dobrze by mu zrobiła.
— Chodźmy — Echo odpowiedział krótko, wzruszył ramionami w oszczędnym geście. Może Mattii tylko się wydawało, że trzyma łokcie bliżej ciała, że naciąga mocniej opończę na ramiona.
Podjechali, Mattia zsiadł, zastukał do drzwi. Otworzył przysadzisty mężczyzna w wełnianej kamizelce i połatanych spodniach, z dalekimi zakolami dodającymi mu co najmniej dziesięć lat.
Gospodarz dziwił się Mattii - chociaż na podróż mężczyzna wybierał relatywnie skromny strój, nie nawykł też do noszenia biżuterii poza swym kolczykiem i skrytym pod rękawiczką pierścieniem rodowym, jego maniery, dobór słów, a nawet sposób poruszania się zdradzały przynależność do stanu szlacheckiego. Astrolog nie potrafiłby tego ukryć, choćby chciał.
Gospodarz dziwił się też Echo, zerkał na niego spod oka. Ciemna skóra, wysoki wzrost, egzotyczne rysy twarzy i miękki krok. Nieczęsto widywał takich ludzi, a jak to często bywało - co było obce i nieznane, wydawało się i niebezpieczne.
— Izbę mam małą — mruknął stojąc w progu swojej chary, zerkając przez ramię na żonę i córkę wyczesujące wełnę przy piecu. Przymknął nieco drzwi. — A w stodole wieje, stara jest. Na lato ją będę rozbierał.
Gospodarz zgarnął pogięty, metalowy lichtarzyk - w środku palił się krzywy, łojowy ogarek.
— Ale spichrz jest. Jest miejsce i jest ogacony na zimę, co by ziarno nie pomarzło. To tam się mogą przespać. I obok stajnia. Jest miejsce na konia. Ja zaprowadzę — to mówiąc wyszedł z chałupy, zamknął drzwi, osłonił ręką ogarek.
Kharqua i Aldebaran pozostali w stajni w towarzystwie baryłkowatego siwka z sierścią wygniecioną od chomąta, zaś Echo i Mattia pozostali w spichlerzu w towarzystwie krzywego ogarka i nieprzeliczonych worków z ziarnem.
— Mogło być gorzej — podsumował astrolog, podnosząc wyżej lichtarz, pozwalając światłu objąć większy fragment pomieszczenia. Do uszu mężczyzny dotarł charakterystyczny dźwięk postukiwania kropel o dach. — Oho, udało nam się w ostatniej chwili. Mamy szczęście. — Uśmiechnął się.
Echo zniknął w ciemnościach. Mattia poszedł za nim, kierując się dobiegającym jego uszu szuraniem.
— Mam te worki — zawołał Echo, nie odwracając się do astrologa, próbując z ciemności wyszarpnąć jakieś toboły.
Gospodarz wspominał im wcześniej, że w spichlerzu składuje też worki z pakułami i dobrze wysuszonym sianem, którymi zamierzał potem ocieplać stajnię, i że mężczyźni mogą ich użyć jako sienników. Mattia przełożył lichtarz z ogarkiem do drugiej ręki.
— Pozwól, że... — Podszedł bliżej, zawahał się. Nie, to się nie mogło dobrze skończyć, Mattia za dobrze znał samego siebie. — Pozwól, że ci poświecę. Gospodarz wspominał, że gdzieś tutaj powinniśmy znaleźć i zapasową latarnię. Przydałaby się nam w tych ciemnościach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz