sobota, 8 maja 2021

Od Tassariona CD. Pelagoniji

— Co? — wymamrotał, wyraźnie pytaniem Pelagoniji zaskoczony. Ściągnął siwe brewki, cały czas jednak nie odwracając krasnych patrzałów z drobnej buziuchny blondyneczki. — Nie. W żadnym wypadku! — I już miał się odwrócić, już miał ruszyć przed siebie, prosto w głębokie połacie, pokrywającego ziemię, śniegu, tak nieprzyjemnie wbijającego igiełki w lodowatą, wampirzą skórę, kiedy tassarionowe spojrzenie skrzyżowało się z tym dziewczynki, wciąż błyskającym iskierkami nadziei i cichą, niewypowiedzianą prośbą. Zatrzymał się w pół kroku, westchnął głęboko. Wiedział, że nie powinien tego robić. Ba, możliwość zabrania Pelagoniji ze sobą, wprost w szpony mrocznego lasu, w samym środku bezgwiezdnej nocy, nie powinno przejść Tassarionowi chociażby przez myśl. Jednak dziecięce spojrzenie błagało tymi głęboko-zielonymi źrenicami, błagało nieprzerwanie – dlaczego tak bardzo zależało blondyneczce na wieczornym spacerze, mężczyzna wiedzieć nie mógł. Brak snu nie wydawał się najlepszą wymówką na wyjście prosto w mroźne objęcia zimy.
— Nie mogę uwierzyć, że naprawdę to rozważam — powiedział cichutko, bardziej do siebie, niżeli do stojącej nieopodal dziewczynki. Prawa dłoń wylądowała na biodrze, kiedy ta druga zaraz pognała w stronę elfiego czoła. Nie interesowały go czające się w mroku niebezpieczeństwa. Te same, które z łatwością były w stanie podejść drobną, dziecięcą sylwetkę, zabierając ze sobą kolejne życie, kolejne niczemu winne istnienie. Wizja łowów w towarzystwie młodej dziewczynki stanowiła dla Tassariona jednak myśl niepojętą i dlaczego, choć przecież nigdy nie udało mu się nawiązać żadnej nici porozumienia z niepełnoletnim, faktycznie decydował się na tak zwyczajnie głupi i nieodpowiedzialny krok, jak zabranie Pelagoiniji ze sobą, mogła wiedzieć jedynie tassarionowa podświadomość. Pokręcił głową. — Nie mogę uwierzyć, że naprawdę to robię — dodał, zbliżając się wreszcie do młodej blondynki, by zaraz kucnąć przed jej drobną, schowaną pod grubym płaszczykiem, sylwetką.
— W porządku, możesz ze mną iść. Ale — w ostatniej chwili złapał za skrawek dziewczęcego szalika, tym samym powstrzymując Eternum przed jak najszybszym wybiegnięciem na zewnątrz — masz się mnie słuchać, zrozumiano? Mówię, że masz być ciszej – jesteś ciszej. Mówię, żebyś się nie oddalała – nie oddalasz się, żebyś wracała – wracasz. Nie chcę żadnych krzyków, pajacowania i innych głupstw. Rozumiemy się? — Siwe brewki podskoczyły ku linii włosów, wyczekując odpowiedniej odpowiedzi ze strony dziewczynki. Mimo to słowa okazały się dla Tassariona nie do końca przekonujące. Wyciągnął więc przed siebie dłoń, zginając palce w piąstkę i wyprostowany pozostawiając jedynie ten najmniejszy. Na wampirzą, bladą twarz wstąpił cień uśmiechu. — Raz, dwa, obietnica na mały palec, albo nigdzie nie idziemy.
Nie sądził, by którykolwiek z gildijczyków miał poprzeć jego decyzję. Wręcz przeciwnie – szczerze obawiał się, że jeśli ktokolwiek dowie się o jego niekrótkim, nocnym spacerze w towarzystwie młodziutkiej Pelagoniji, w najlepszym wypadku oberwie laczkiem w potylicę i wcale, ale to wcale, nie zdziwiłby się, gdyby atakującym miała okazać się Marta, bądź Irina. Istniała jeszcze opcja, gdzie po głowie dostaje ciężką księgą Ignatiusa, choć wykonującym wyrok niekoniecznie musiał być sam sekretarz. Wszystko to należało jednak do tassarionowych, czarnych wizji, a o ile sama Eternum nie postanowi pochwalić się reszcie o wieczornej przechadzce w towarzystwie pana Tassariona, obawiać się złości gildijczyków nie musiał.
I jedynym, co faktycznie mogło w tej chwili wampira martwić, to jak właściwie zdoła pozbyć się buzującego w pustych żyłach głodu, kiedy te dwa, zielone ślepka cały czas spoglądały w stronę swego elfiego opiekuna, ani na moment nie tracąc go ze wzroku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz