niedziela, 16 maja 2021

Od Inanny CD. Isidoro

— Tak, tak, mam być grzeczna, nie mówić dużo, najlepiej wcale, wysiedzieć w jednym miejscu i nie tupać nogami. Łatwizna! — Głosik bardki, cały w skowronkach, rozległ się po gildijnych korytarzach, kiedy ta, w poweselałych podskokach kierowała się w stronę gabinetu Mistrza, wspinając się zgrabnie po schodach i pozwalając smagłej rączce tańcować na parkiecie drewnianej poręczy. Zachichotała cieplutko, mijając postać nabzdyczonej – przez kogo, bądź dlaczego Inanna nie wiedziała – Iriny, z błyskiem lekkiego zwątpienia w zielonym oku, odprowadzającej spojrzeniem personę osobliwej muzykantki. Kucharka pokręciła głową, wzruszyła ramionami. Być może Inanna wciąż należała do najnowszych, gildyjnych członków, jednak ten słodki uśmiech, przywołujący na myśl palące słońce jej własnej ojczyzny, oczyska złote, błyskające w świetle wiosennego dnia i jasny, gęsty włos, dały o sobie znać każdemu, gildyjnemu bywalcowi; w tym samej Irinie, bo o dobrzy bogowie, o miłosierny Šamšu, jakże to Inanna osobę starszej kucharki uwielbiała, każdy posiłek kończąc donośnym oświadczeniem, iż nic tak dobrego jeszcze w życiu nie kosztowała.
Podeszwa skórzanego sandała łupnęła o twardy parkiet, wszem wobec oświadczając pojawienie się bardki na, należącym do medyków, piętrze. Ostatni raz odwróciła rozbawione spojrzenie w stronę Iriny, a ciemna rączka machnęła w geście wyraźnej pewności, wprawiając w ruch wszelkie, znajdujące się na dziewczęcym przedramieniu, drewniane bransolety.
— Łatwizna! — powtórzyła, znikając na kolejnych, prowadzących do gabinetu Mistrza, stopniach.
I wystarczyła krótka chwila, by donośne kroki dotarły również do uszu, czekających już, Cervana i Isidoro, by jasnowłosa objęła smukłymi paluszkami zimny metal klamki, szybkim ruchem otwierając odpowiednie drzwi i ukazując mężczyznom rozweselone oblicze, jedynej w swoim rodzaju, niepowtarzalnej i utalentowanej, młodej Inanny.
— Już jestem! — Wystarczył moment, by dziewuszka znalazła się na jednym z krzeseł. — Coś przegapiłam? Mistrz już coś tłumaczył? — odparła w stronę astrologa, wciąż dysząc przez swój niedawny pośpiech, który jednak nie uratował złotookiej przed drobnym spóźnieniem na pierwsze jej spotkanie z głową Gildii. Zerknęła przepraszającym wzrokiem na figurę siedzącego za biurkiem Cervana, cały czas jednak z tym samym, szerokim i jakże dla Inanny charakterystycznym, uśmiechem.
Kiwnęła głową, a nogi tupnęły o podłogę, pomimo wszelkich, zapomnianych już przez jasnowłosą, przestróg Iriny. Zatrzymała złote tęczówki na sylwetce Isidoro.
— Więc byłam w bibliotece i rozmawiałam z Williamem, wspominałeś o nim. Jaki to jest miły człowiek! Jeśli chodzi o kartki- — Cervan sprawnie przerwał nagły, dziewczęcy potok słów. Inanna zacisnęła zęby, ściągnęła ciemne brewki. — Potem ci opowiem, teraz słuchamy szefa.
Tak więc słuchała; przynajmniej przez pierwszych kilka sekund, nie mogąc dłużej kontrolować niesfornych, galopujących po głowie myśli, tak nieuchwytnych i tak niesubordynowanych. Dopiero słowo wyjątkowo dobrze dziewczynie znane, to o niezwykle pięknym, mocnym wybrzmieniu, o jeszcze piękniejszej jego definicji, jakkolwiek uwagę jasnowłosiej przykuło – bo niesamowitą przecie rzeczą była pieśń, o równie niezwykłej mocy, kontroli, którą potrafiła sobą nieść. Kolejne narzędzie w rękach takich jak ona, przy odpowiednich zdolnościach pozwalające podporządkowywać sobie tłumy.
— Cały dzień pływają po jeziorze i słuchają, jak ktoś im śpiewa? To się chyba dobrze bawią, mam rację? — Zachichotała cichutko, jednak reakcja Cervana szybko rozradowanie bardki zdusiła.
Kiwnęła głową, słysząc słowa Isidoro.
— Ryby. Ryby by zyskały — mruknęła, zupełnie poważnie. Mimo to niezręczna cisza, ta sama, która w moment wypełniła każdy kąt cervanowego biura, szybko dała dziewuszce do zrozumienia, iż być może jej przypuszczenia do najmądrzejszych nie należały. Smagła dłoń powędrowała w stronę chudziutkiego karku, zaraz rozmasowując wystające przez ciemną skórę, kosteczki. Uśmiechnęła się szeroko, a powieki opadły na złote spojrzenie.
— Przepraszam, przepraszam, głupoty gadam. A pytań brak, dobry panie Mistrzu, czas nam w drogę! W drogę pełną zmagań — podskoczyła w miejscu, prostując nogi i kierując się w stronę drzwi — ciężkich decyzji, wymagającego boju i- — Zerknęła kątem oka na astrologa, zatrzymując się w pół kroku, jeszcze zanim drobna rączka wylądowała na starej, zdobionej klamce. — Och, Isidoro, masz jakieś pytania?
dejta już jej jechać
DEJTA
(┙>∧<)┙へ┻┻

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz