piątek, 20 sierpnia 2021

Od Antaresa cd. Aries

Antares nie protestował, gdy Shio bez pardonu wsadziła pysk w worek i wyciągnęła z niego dorodne, czerwone jabłko. Protestował tylko Favellus, rzucając nieco łbem i tupiąc masywnymi kopytami, gdy jego przysmaki niknęły w pełnej ostrych zębów paszczy wilczycy. Antares wyciągnął rękę, poklepał rumaka po szyi.
— Nie bocz się, starczy dla was obojga — powiedział uspokajającym tonem, wyciągając kolejne jabłko.
Sprawnie je przełamał - jedną połówkę podsunął Favellusowi, drugą wyciągnął w stronę Shio. Rumak nie dał się długo prosić, tylko schrupał swoją część, łaskocząc wnętrze dłoni rycerza miękkimi chrapami. Shio zaraz zajęła się drugą połówką i po jabłku nie pozostał nawet ślad.
„No popatrz, jabłka też je…”
Antares nie zdążył tego jakkolwiek skomentować i odpowiedzieć temu drugiemu. Zbyt zajęty jabłkami i tymi, którzy tak intensywnie się nimi interesowali, ledwo zdążył podnieść głowę by popatrzeć na Aries, gdy do niego mówiła.
— Misja? — Uniósł brwi. Zazwyczaj to Mistrz Cervan zlecał mu wykonanie różnych rzeczy, pierwszy raz jednak został poproszony o pomoc przez kogoś innego. — Będę zaszczycony mogąc ci towarzyszyć, Aries, bez względu na to, gdzie trzeba będzie, abym się udał.
Rycerz nieśmiało pomyślał, że może to zasługa jego reputacji w Gildii - może w jakiś sposób zaczęto uważać go za kogoś, na kim można polegać i kto nie boi się wyzwań? Może to poproszenie go o pomoc było pierwszą oznaką zaufania i wiary w jego umiejętności? Może jego dokonania…
„Raczej ogarnęli, kto jest największym frajerem i da się wrobić w każde gówno” podsumował ten drugi. „Ale przynajmniej idziesz z niczego sobie dziewczyną, na dodatek niższą od ciebie. Z twoją aparycją naprawdę nie możesz narzekać.”
Antares westchnął tylko w duchu. Po magu nie można było się spodziewać niczego innego, niż takich tylko wypowiedzi.


Rycerz dopytał jeszcze o parę szczegółów misji i podróży, a że sam potrafił być gotowy do drogi w krótkim czasie, ustalili wraz z Aries, że najlepiej będzie wyruszyć następnego dnia o świcie. Antares spakował prowiant i apteczkę od Raviego. Przywdział też swą kolczugę, którą zakrył cienką, błękitną koszulą. Do tego przypasał swój wierny miecz, a za pas włożył rękawice. Lato nie nastrajało do podróży w pełnym uzbrojeniu, jednak skoro miał w trakcie misji pilnować bezpieczeństwa niewiasty, mężczyzna nie zamierzał niczego odpuszczać dla własnej wygody. Bo miał pilnować bezpieczeństwa niewiasty, prawda? Do czego innego Aries by go potrzebowała?
Tak przygotowany stawił się bladym świtem na tym niewielkim placyku przy wejściu do siedziby Gildii, a jak zwykle chętny wojażom Favellus niecierpliwie grzebał kopytem w ziemi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz