sobota, 28 sierpnia 2021

Od Kukume

Kukume była zachwycona gildią.
Wszystko układało się pomyślnie już od momentu rozmowy z Mistrzem - zaakceptował ją i udzielił na odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie mu zadała. Niepokoiła ją tylko wzmianka o bibliotekarzu-demonie, skutecznie zniechęcała ją bowiem do wizyty w pomieszczeniu, które nęciło ją od samego początku. Nawet jeśli litery jeszcze nie zawsze chciały układać się zgrabnie w całe słowa, a złożenie pełnego zdania trwało nieraz parę minut, odnajdywała mnóstwo radości w przerabianiu kolejnych linijek, z których każda dokładała cegiełkę do odkrywanego przez nią bogactwa świata. Nawet jeśli minęły już lata od momentu, w którym opuściła plemię, wciąż żyły w niej opowieści ohamie, przestrogi starszych kobiet, które gotowe były odprawiać swoje rytuały na samo wspomnienie słowa "demon". Po latach była już w stanie uśmiechnąć się z lekkim zakłopotaniem na myśl o zachowaniu swojej dawnej społeczności, jednak czas spędzony z nimi wypalił głębokie piętno na jej duszy, był jak bolesny odcisk, który przypominał o sobie na każdym kroku. Instynkt obronny, rozwijany przez tyle pokoleń, głośno dawał o sobie znać, tłumiąc jej praktyczną naturę, którą tak pieczołowicie starała się rozwijać przez te lata. Krok stał się ciężki, mina osowiała - nawet jeśli Mistrz, jakby wyczuwając nastrój Kukume, zapewnił, że nie ma się czego obawiać, ta starannie próbowała omijać miejsca, w których mogła spotkać demona - Balthazara, jak zaraz poprawiła się w myślach, licząc, że przypisując jego wyobrażeniu imię, jej umysł umieści go na półce czegoś znajomego, może niedaleko pani z targu, która z uśmiechem dawała jej świeże bułeczki. Natknęła się za to na żabę, która zdawała się być pełnoprawnym członkiem tej małej społeczności. Więcej przemyśleń na temat istoty Kukume jednak póki co nie miała, gdyż zaraz czmychnęła do swojego pokoju i tam dopiero zaczęła ganiać się za swoje odruchy.
— Przecież to bardzo ładna żaba. Tylko większa — mruknęła w końcu do siebie, pocierając energicznie dłońmi ramiona, z których nagle jakby odpłynęło całe ciepło. Wstydziła się przed sobą swojego zachowania, miała jednak wrażenie, jakby nogi na chwilę stały się oddzielnym bytem i same poniosły ją dalej.
Niemniej, resztę wieczoru spędziła u siebie, składając powoli litery z książki o wytartych, pożółkłych stronach, które kruszyły się między palcami - dostała ją niegdyś od pewnej staruszki na targu, która utrzymywała, że sama zna już jej treść na pamięć. Teraz i dziewczyna mogłaby recytować bez zająknięcia każde zdanie po kolei, zawsze znajdywała w niej jednak coś nowego, jakby litery przeskakiwały za każdym razem, gdy zamykała książkę. Opowiadała o przygodach pewnej nimfy, która zapragnęła mieszkać wśród ludzi, musiała jednak zapłacić za to wysoką cenę - znacznie skróciła swoje życie, utraciła też głos. Kukume polubiła od razu bohaterkę, śmiałą i pogodną poszukiwaczkę przygód i miłości, która bez lęku wkroczyła do nowego świata oraz umiała się w nim odnaleźć. Wiedziała, że twórca mógł zmyślić historię od pierwszej do ostatniej litery, choć ta myśl była dla niej równie fascynująca, co niepojęta - opowiadanie czczych bajek było wśród członków społeczności Mushi zakazane, zwłaszcza dzieciom, wykrzywiały bowiem obraz świata i odwracały uwagę od realnego zagrożenia. Dziewczyna wyobrażała sobie, jak bardzo jednak opowieść mogłaby spodobać się jej bratu. Nie wiedziała nawet, w którym momencie zasnęła - czytanie nużyło ją coraz bardziej, litery zdawały się tańczyć, aż w końcu nie mogła dostrzec już żadnej, gdy zapadła ciemność, a ona sama pogrążyła się w głębokim śnie.
Uzbrojona w nową porcję werwy i odwagi, kolejny dzień postanowiła spędzić, obchodząc wzdłuż i wszerz cały kompleks. Jego architektura sprzyjała spacerom - korytarze jawiły się dziewczynie jako zawiłe, drewniane labirynty, wśród których trudno było jej odnaleźć właściwą drogę - biorąc jednak pod uwagę, że nie szukała niczego konkretnego, trudno mówić o zgubieniu się. Odczuwała jakąś podskórną przyjemność podczas stawiania kolejnych kroków w miejscu, które mogła od teraz nazywać domem. Dzień był jednak tak ładny, że pchnęła w końcu ciężkie drzwi prowadzące na zewnątrz i wolnym krokiem zaczęła pokonywać ogród, chłonąc wzrokiem każde najmniejsze źdźbło trawy czy płatek kwiatu. Żywe barwy atakowały oczy i pobudzały wyobraźnię - gdyby nie przemykające się tu i ówdzie sylwetki, Kukume byłaby gotowa po prostu położyć się na wznak i wytarzać na zielonym, miękkim dywanie. Nie wiedzieć kiedy, nogi jednak znowu poniosły ją dalej - w stronę sadu, gdzie drzewa uginały się powoli od ciężaru owoców, dziewczyna nie była jednak pewna, które - o ile jakieś - są już zdatne do jedzenia, no i czy może się poczęstować. Syciła w zamian oczy, i to wystarczyło jej w zupełności. Dopiero w rok po rozpoczęciu samodzielnej wędrówki zmusiła się do spróbowania czegoś, co "wyrosło z ziemi" lub żywiło się czymś takim - i gdy ze zdumieniem odkryła, że nie musi walczyć z żadnym demonem ani nie pada zatruta, otworzył się przed nią zupełnie nowy świat smaków, który to w przyjemnością odkrywała, nawet jeśli to często odbijało się nieprzyjemnie na jej wydatkach.
Teraz jednak uświadomiła sobie, że nie jest sama. Odwróciła głowę, mrużąc oczy, by rozpoznać sylwetkę oświetlaną przez słońce. Usiłowała przypisać kształt do któregoś z imion, które już poznała, przeskakiwała z jednej nazwy na drugą. Przywołała na twarz uśmiech, skinęła głową na powitanie.

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz