sobota, 21 sierpnia 2021

Od Lei cd. Sophie - Misja

Ludzkie życie jako odsetki.
Ta myśl niespokojnie krążyła po mojej głowie i za nic nie chciała jej opuścić - przeciwnie, oblepiała umysł kolejnymi warstwami niepokoju. Czy - zwłaszcza w takim stanie - on może być bronią? - dziadek z pewnością zgodziłby się z Sophie, ale w tym momencie czułabym się spokojniej, mając do dyspozycji broń fizyczną, bardziej namacalną, którą można się bronić przed równie namacalnym przeciwnikiem. Historie o duchach zawsze mnie przerażały dużo bardziej niż te o potworach - no bo co tu właściwie zrobić?
Przyszedł w końcu czas, żeby pójść spać. Wydusiłam z siebie "Dobranoc" i obie zakopałyśmy się w pościeli. Teraz jednak upragniony sen nie chciał nadejść, długo leżałam na twardym materacu, obserwując leniwie przesuwające się po ścianach plamy księżycowego światła. Stopniowo jednak ten blask malał, jakby przyduszany... w zmęczonym umyśle pojawiła się myśl, że to demon zjada księżyc, ale wyjaśnienie okazało się prostsze: nadciągały chmury.

— Myślę, że powinnyśmy iść poszukać tego zaginionego człowieka — stwierdziłam rano, kiedy jadłyśmy śniadanie — zbierają się chmury, jeśli spadnie deszcz, będzie tylko trudniej.
Alchemiczka po chwili namysłu skinęła głową. Maznęła pajdę chleba grubą warstwą masła.
— Dobry pomysł. Burmistrz mówił o grupie poszukującej, możemy do nich dołączyć.
— Myślisz, że jeszcze nie wyruszyli?
— Zmieniają się co kilka godzin, więc myślę, że w razie czego ich znajdziemy. Wcześniej chciałabym też porozmawiać z żoną zaginionego. Czy miał jakichś wrogów, zwyczaje, ulubione ścieżki, czy zachowywał się dziwnie w ostatnim czasie.
Zmarszczyłam brwi. Przebiegł po mnie dreszcz na samą myśl o tej rozmowie - według burmistrza, kobieta miała lada dzień urodzić, a jej mąż zaginął. Na jej miejscu zapewne nie miałabym sił, by o tym rozmawiać - w dodatku zapewne nie pierwszy raz - ale jeśli miało to pomóc odnaleźć tego człowieka, musiałyśmy chociaż spróbować. Zamiast więc wyrazić swoje obawy - z których Sophie też na pewno zdawała sobie sprawę - po prostu przytaknęłam. 
Zaginiony mężczyzna był synem właściciela gospody, w której się zatrzymałyśmy. Postawny i rumiany stał przy talerzach, nasuwając mi na myśl własnego ojca i jego radość, kiedy otworzył "Olissę". Gdyby to Marcel był na miejscu... wolałam nawet nie kończyć tej myśli, ale możliwie szybko wstać od stołu. Nie starczyło mi odwagi, by w środku zapytać o wskazówki, jak dotrzeć do domu żony zaginionego - zamiast tego informacji udzieliła nam spotkana przy drodze osoba, choć zrobiła to z pewną niechęcią.
— Dom państwa White. Trzeci od prawej, jak miną panienki rzekę.
Skierowałyśmy tam od razu kroki. Otworzyła nam kobieta z wydętym brzuchem, który oplatała czule ręką, jakby i nienarodzone dziecko mogło zniknąć jak jej mąż, jeśli je choć na chwilę puści - bez wątpienia była to pani White. Zrezygnowanym ruchem ręki wskazała nam, abyśmy weszły, jakby już z góry wiedziała, o co chodzi.
— Dzień dobry — Sophie przywołała na twarz lekki uśmiech, który jednak nie został odwzajemniony — przybywamy z gildii, ja jestem Sophie Egberts, a tu Lea Harwell. Badamy sprawę rodu Verdam'ów...
— Mój mąż nie ma z tym nic wspólnego. To dobry człowiek.
— Oczywiście — zgodziła się alchemiczka łagodnym głosem — niemniej, sprawdzamy każdą możliwość i dlatego chciałybyśmy pomóc przy poszukiwaniach.
Kobieta westchnęła i usiadła na krześle, po czym wskazała nam dwa inne. Wyszła na chwilę do kuchni, z której przyniosła szklanki z wodą.
— Przepraszam, nic więcej nie mam — wyjaśniła z zakłopotaniem.
— To my przepraszamy za kłopot. Woda naprawdę wystarczy.
Z rozmowy początkowo nie padło nic niezwykłego: nie miał wrogów, pracował codziennie w karczmie ojca, więc cały czas widziało go co najmniej parę osób, nie zachowywał się ostatnio dziwnie, jeśli nie liczyć podekscytowania z powodu zbliżającego się wielkimi krokami rozwiązania.
— Według niego to dziewczynka i chce ją nazwać po swojej mamie Rose — uśmiechnęła się smętnie — a ja mam wrażenie, że to chłopiec.
Zamilkła na chwilę, przykładając do oczu wygniecioną chusteczkę. W ostatnich dniach musiała często jej używać.
— Ale jeśli chodzi o dziwne zachowania... — podjęła — przypomniałam sobie, że ostatnio częściej... hmm, chodził na spacery. Czasem brał ze sobą pełną torbę, miał tam jedzenie, raz wziął opatrunki, koszulę, która była już za mała... zażartowałam raz, że chyba chce ode mnie uciec do kochanki. I obiecał, że nigdy tego nie zrobi i zaraz wróci.
— Pomaga może jakiejś rodzinie? — zasugerowałam.
— Nie wiem. Nie chciał zbytnio o tym mówić, wychodził raczej wieczorem, więc może ktoś faktycznie wstydził się, że tego potrzebuje. To w jego stylu, tak cicho wspierać, ale jeśli coś mu się przez to stało...
Jedzenie i ubrania zanoszone gdzieś do lasu. Było tu zbyt wiele domysłów, które nadawałyby się raczej już do tabelki z niewiadomymi, ale nieśmiało pomyślałam, że może jednak sprawa Jacka związana jest z rodem Verdam'ów - zwłaszcza z Nickiem - dużo bardziej, niż początkowo zakładałyśmy.
Niemniej, kobieta była wyraźnie zmęczona, zapewne wiele z tych informacji powtarzała już któryś raz z kolei. Dość szybko zakończyłyśmy zatem wizytę, dziękując Sally za poświęcony czas.
Sophie wyjęła notatnik i zaczęła zajmować się spisywaniem tego, co zaobserwowała. Kartki szybko wypełniały kolejne rzędy liter i cyfr, całość zaczynała powoli, acz nieuchronnie łączyć się w historię, choć wciąż mglistą i pełną niewiadomych. Pozostawało jednak pytanie, jak się zakończy.
— Myślisz, że to zaginięcie mogło mieć związek z naszą sprawą? — zapytała, wciąż nie odrywając rysika od papieru.
— To może być nieszczęśliwy zbieg okoliczności — stwierdziłam z wahaniem, ostrożnie dobierając każde kolejne słowo — przeczucie to jedno, ale chyba nie możemy jeszcze z pewnością założyć, że to sprawka... no cóż...
— Demona — dokończyła alchemiczka.
— Jeśli tak, to zdecydowanie nalicza za duże odsetki. Ale jeśli to on coś zrobił, bardzo możliwe, że będzie atakował dalej. Skoro zaatakował co najmniej dwa razy miejscowych, wątpię, że sam z siebie przestanie.
— Musimy go zatem powstrzymać.
Nie dało się kłócić z tym stwierdzeniem, choć męczyło mnie paskudne przeczucie, że demon może wtedy również chcieć powstrzymać nas.
— I to jak najszybciej — zgodziłam się.

< Sophie? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz