wtorek, 31 sierpnia 2021

Od Mattii cd. Kukume

Od pewnego czasu Mattia miał wrażenie, że w jego życiu trochę za mało się dzieje. Oczywiście, każdy dzień w gildii był wypełniony przeróżnymi zadaniami - Mattia wraz ze swym bratem wytrwale obserwował nocne niebo, do tego dochodziły jeszcze wróżby, tarot, a także mnóstwo losowo pojawiających się próśb i problemów, o których rozwiązanie go proszono. Niemniej jednak wszystko to układało się w pewien sposób w jakiś rodzaj codziennej rutyny, zaś Mattia nie przepadał za rutyną. Nie był to pierwszy raz, kiedy ciąg zbyt podobnych do siebie dni sprawiał, że mężczyzna robił się niespokojny - Mattia miał jednak ten rodzaj szczęścia, że nim zaczął szukać sobie nowych zajęć i rozrywek, los sam zbaczał z kursu, prowadząc go w jakimś nowym kierunku.
Jak to zazwyczaj bywało, zmianę kierunku pierwszy wyczuł Isidoro. Gdy jedli razem śniadanie, młodszy astrolog zamarł z kawałkiem naleśnika wciąż nadzianego na widelec, popatrzył na Mattię i powiedział, by ten udał się po obiedzie do gabinetu Cervana. A następnie, jak gdyby nigdy nic, wrócił do swojego posiłku.
Mattia był przyzwyczajony do miejscami ekscentrycznych zachowań swojego brata, miał też do niego na tyle dużo zaufania, by nie zasypać go pytaniami i wierzyć, że Isidoro przekazał mu wszystkie informacje. To znaczy - wszystkie, które były mu potrzebne, by wydarzenia przybrały najlepszy możliwy obrót. Rzadko kiedy był to dokładnie ten sam zestaw.
Mistrz Cervan odpuścił już sobie powiadamianie astrologów o tym, że będzie miał dla nich jakieś zadanie, Mattia nie poczytywał tego jednak jako coś niestosownego. Wręcz przeciwnie - widział w tym bardziej oznakę zaufania, jakim Mistrz darzył obu braci D’Arienzo. Sama świadomość tego sprawiała, że Mattia mocniej tylko zapuszczał korzenie w owej specyficznej, acz ciepłej atmosferze gildii.
Słońce minęło zenit, nadeszło popołudnie i pora obiadu. A gdy i ta minęła, zgodnie ze słowami Isidoro, Mattia udał się do gabinetu Cervana.
Miał wrażenie, że naprawdę dawno w nim nie był. Na pozór nic się nie zmieniło - główną część pomieszczenia nadal zajmowało zawalone papierami biurko, pod ścianami zaś stały uginające się od dokumentów regały. Tu i tam, spomiędzy grzbietów opasłych woluminów, zerkały jakieś bibeloty. Kiedy Mattia pierwszy raz tu trafił razem z Isidoro, nie przywiązywał do nich wielkiej wagi, biorąc je za jakieś pamiątki lub raczej niepotrzebne dekoracje, z którymi Cervan po prostu nie chciał się rozstać. Jednak w miarę jak poznawał Mistrza, zaczął się zastanawiać, ile z tych pozornie niezbyt cennych przedmiotów to tak naprawdę egzotyczne artefakty o trudnej do wyjaśnienia proweniencji.
W pokoju siedziała już druga osoba. Mattia oczywiście kojarzył nową twarz, mignęła mu kilka razy na korytarzach budynku, jednak nie mieli okazji, by się sobie przedstawić. Do gildii należało sporo osób, astrolog czuł zaś przez skórę, że usilne narzucanie swego towarzystwa i imienia od razu pierwszego dnia nie byłoby dobrą drogą. Były osoby, które wręcz rozkwitały mogąc poznać na raz mnóstwo nowych twarzy, jednak kobieta zdecydowanie do nich nie należała.
Mattia nie był do końca pewien, gdzie umiejscowić jej pochodzenie. Ciemne włosy, oczy o ciepłej, czekoladowej barwie, do tego skóra muśnięta słońcem. W jej postaci było coś, co kojarzyło się Mattii z wiatrem igrającym wśród bezkresu traw i z wędrówką wzdłuż ciągnącej się po horyzont drogi.
Przedstawili się sobie, a następnie Mistrz przeszedł do omówienia problemu.
— Macie może jakieś pytania? — zapytał, a Mattia niemal od razu pokiwał głową i się odezwał.
— Kim jest nadawca listu? Przykro mi, ale niestety nie kojarzę tego nazwiska...
— Joel McLeod? To sekretarz barona Montcroix.
— Ach…
Mattia złożył dłonie w kontemplacyjnym geście i milczał przez chwilę, przebiegając w myślach swoją wiedzę na temat samego barona oraz jego koneksji. Pamiętał, że głowa rodu Montcroix, cóż… miała głowę na karku, dziwnym więc wydało mu się, by starszy baron ulegał modzie - szczególnie, gdy chodziło o jakieś podejrzane amulety. Niepokojącym było też, że to sekretarz wysłał tego typu list - szlachcic mógł być roztrzepany, mógł życzyć sobie od innych więcej, niż to było stosowne i zawracać innym głowę błahostkami, jednak ktoś o randze sekretarza nie popełniłby takiego błędu. Widać i Mistrz Cervan myślał podobnie - prócz tego, co spisano na kartce atramentem, należało jeszcze wyczytać po trzykroć tyle nieujęte w żadnych słowach, a czające się w pustym miejscu między linijkami.
— Przeczucie mówi mi, że ta sprawa może okazać się nieco bardziej złożona, niż można by przypuszczać… — westchnął, a następnie podzielił się swoimi przemyśleniami na głos.
Kukume zerkała to na niego, to na Cervana. W końcu kobieta splotła dłonie na podołku, nabrała tchu i odezwała się.
— Mam jeszcze jedno pytanie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz