niedziela, 22 sierpnia 2021

Od Hotaru cd. Lei

Początkowo Hotaru przypatrywała się zawodom z większej odległości, ustępując miejsca zaciekawionym i podekscytowanym dzieciom, a także rodzinom tych, którzy brali udział w zawodach. Oraz, rzecz jasna, młodym dziewczynom zerkającym na zawodników, i chichoczącym co jakiś czas z trudnych do wyjaśnienia powodów.
Jednak gdy zrobiło się lekkie zamieszanie, a Hotaru usłyszała podwyższony, nieco drżący głos Lei, nie musiała dokładnie słyszeć poszczególnych słów. Zaraz zaczęła lawirować w tłumie i szybko znalazła się u boku dziewczyny. Ogarnęła wzrokiem problem.
Rana po pękniętej cięciwie była niezbyt głęboka, łuk miał niewielki naciąg, więc i siła, z jaką linka odprysnęła była mała. Jednak opuszki palców, nawet jeśli należały do spracowanych, wiejskich dłoni, był wrażliwe i ukrwione, toteż z dłoni najstarszego z synów pani Harriet bardzo szybko zaczęła spływać krew, kapiąc wartkim strumykiem na udeptaną ziemię. Sam poszkodowany wydawał się bardziej przejęty zniszczonym łukiem i wynikłym z tego zmieszaniem, niż czymkolwiek innym. Przywykły do fizycznej pracy pewnie nie raz zaciął się w dłoń lub przyłożył sobie młotkiem w palec, więc rany nie robiły na nim dużego wrażenia. Na szczęście Spike nie należał do ludzi, którym robiło się słabo na widok własnej krwi. Hotaru miała już plan, jak działać.
— Chodź, Rebeka przygotowała trochę rzeczy na taki wypadek — powiedziała do Spike’a, a następnie zwróciła się do Lei. — Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Zaraz wszystkim się zajmę, a z siłowaniem się na rękę nie będzie problemu — zapewniła z uśmiechem.
Lea wciąż miała nietęgą minę, jednak Hotaru czuła w sercu, że dziewczyna sobie poradzi. Gdy prowadziła Spike’a poza obręb, w którym odbywał się turniej, dobiegł do niej znów głos Lei.
— W-wrócimy teraz do turnieju — zawołała. Początkowe słowa wciąż nosiły ślady niepewności, ale zaraz wróciła do nich zwyczajowa moc. — Kto następny?
— Teraz ja! — zgłosiła się jakaś kobieta.
Hotaru nie widziała już, jak Lea szybko zmienia łuk na inny - o tym samym naciągu, ale ze sprawną cięciwą - ani jak Chris, brat Austina (który pierwotnie miał zajmować się zawodami, ale rozchorował się tuż przed festynem), zajmuje się problematycznym łukiem.
Odnalazła Rebekę siedzącą pod wiatą stanowiącą jakiś rodzaj przybudówki do kuchni. Kobieta poprosiła rano ekipę budowniczą, by dostawiła jeszcze te dwie pionowe żerdzie i żeby rozpiąć na ich końcach kawałek prześcieradła, które łączyło się z dachem kuchni i zapewniało nieco cienia. Dzięki temu powstał nie za duży, częściowo otwarty pokoik - idealny na coś na kształt gabinetu medyka.
Rebeka popatrzyła na Spike’a, gdy ten wszedł do środka, przytrzymując ranną dłoń drugą ręką. Chociaż tak właściwie to bardziej starał się zabezpieczyć ranę, by nie rozchlapać własnej krwi dookoła.
— Już sobie coś zrobiłeś? — spytała kobieta z niedowierzaniem.
— To był przypadek!
Rebeka pokręciła ze zrezygnowaniem głową.
— Usiądź i pokaż mi tę dłoń… Co tam się stało?
— Strzelałem z łuku, ale cięciwa pękła…
— Pewnie za mocno naciągnąłeś — odpowiedziała od razu. Spike się zaczerwienił.
— Może trochę…
Hotaru stała z boku, nieco niepewna, co ma zrobić. W końcu się odezwała:
— Może mogę w czymś pomóc?
— Właściwie, to tak… — zaczęła Rebeka.
Choć rana nie była poważna, to jednak dość mocno krwawiła. Całe szczęście, że cięciwa uderzyła tak, by przeciąć palce gładko i prosto, nie pod kątem, więc łatwiej było zająć się raną.
Rebeka wyjęła nieco wygotowanych uprzednio szmatek, Hotaru przemyła palce Spike’a wodą. Następnie mocno przycisnęła do nich starannie złożony kawałek gałganka, i zaczęła wszystko bandażować.
— To już dzisiaj chyba nie postrzelam — mruknął Spike widząc, jak jego palce znikają pod coraz grubszą pierzyną bandaża.
— I na rękę też się nie posiłujesz — odpowiedziała mu Rebeka.
— Ale nic mi nie jest, to tylko małe draśnięcie!
— Jak będziesz się siłował, rany znów się otworzą. Pani Harriet będzie przerażona!
— A jak będę się siłował drugą ręką? — podsunął mężczyzna.
— Hm, niech będzie - masz pozwolenie na siłowanie się drugą ręką… jeśli ktoś zgodzi się na zawody na lewą rękę!
Hotaru parsknęła śmiechem, wiążąc na końcu bandaża zgrabną kokardkę. Spike może i był najstarszy z całego rodzeństwa, ale podejściem nie różnił się wiele od swych młodszych braci. Gdy kryzys został już zażegnany, do „gabinetu” wpadł Jerry.
— Już po amputacji? — zapytał, zerkając na brata. — Pani Lea martwi się, czy kiedykolwiek odzyskasz sprawność w dłoni.
— Odzyska, nic się nie trzeba martwić — wtrąciła Hotaru, a potem zwróciła się do Spike’a. — Chyba możemy już wrócić, prawda?
— Tak, czas najwyższy. Ale chyba zawody już się skończyły… — Posmutniał.
— No to akurat pójdziemy na wyniki, prawda? Poza tym - to przecież nie koniec festynu.
— O, właśnie! Pani Hotaru - pani mówiła, że będzie tańczyć.
Spike wstał, wszyscy pożegnali Rebekę i całą trójką skierowali swoje kroki z powrotem ku miejscu, gdzie kończyły się już zawody łucznicze.
— To mnie chyba przy tym nie było… — przyznał Spike, popatrując to na Hotaru, to na swoją zabandażowaną rękę.
— Chciałam nauczyć dzieci kilku tańców z moich stron — wyjaśniła mu kobieta.
— Myślę, że nie tylko dzieci będą chciały tańczyć. My tu też dużo tańczymy, szczególnie pan Smith, jak sobie wypije.
Hotaru znów się roześmiała.
— Kto by się spodziewał!
Lea dzieliła uwagę pomiędzy kończące się już zawody i wypatrywanie wracającej Hotaru. Gdy tylko jej wzrok napotkał wzrok dziewczyny, tancerka posłała jej uśmiech, skinęła głową. Sytuacja była opanowana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz