poniedziałek, 9 sierpnia 2021

Od Sophie cd. Lei - Misja

Ciemność nocy przybyła zbyt szybko, słońce uciekło w pośpiechu, zabierając swój blask i ciepło. To, co jeszcze w trakcie dnia miało znajomy, bezpieczny kształt zwyczajnego przedmiotu, w mroku zmieniało się w obcą, niepokojącą sylwetkę nienazwanego - czającego się na granicy widzenia, między jawą i snem, między rzeczywistością a ułudą. Sophie starała się wydobyć od wiedźmy więcej informacji na temat Nicolasa, na temat samych amuletów, demona i rodu Verdamów. Nic nie wskórała. Logiczne argumenty odbijały się niczym miękkie piłeczki, w zderzeniu z niewzruszonym postanowieniem starszej kobiety. Cokolwiek wiedziała, miało to na zawsze pozostać bezpiecznie zamknięte w jej umyśle.
— Wróćcie do domu. Opuśćcie to miejsce, i nigdy nie wracajcie — powiedziała im na odchodnym. — Obiecajcie mi, że nie będziecie dalej brnąć…
Sophie spojrzała w jej oczy, ujrzała tam jedynie ciepło i troskę. Kobieta mówiła ze szczerego serca, jej przekonanie wyrastało z głębokiego poczucia, że robi słusznie. Alchemiczka skinęła jej głową w podzięce za wszystko, jednak się nie odezwała. Nie mogła jej nic obiecać. Nie mogła się teraz cofnąć.
Wracały z Leą w milczeniu. Oblepiająca je cisza zdawała się wlec za nimi, czepiać się ramion, przygniatać je do ziemi. Uliczki Ravenglen, jasne i przestronne w trakcie dnia, teraz zakrzywiały się w półmroku, którego nie potrafiły rozgonić te nieliczne światła padające z okien. Gdzieś trzasnęła okiennica, Lea drgnęła instynktownie, lecz Sophie nawet tego nie usłyszała, pogrążona w labiryncie własnych myśli.
Panujący w karczmie gwar zdawał się cichszy, niż zazwyczaj. Nie potrafił oderwać myśli obu kobiet od tego, co powiedziała im w chatce wiedźma. Potrawka z indyka, choć dobrze przyprawiona i podana, smakowała mdło. Nie inaczej rzecz się miała z zupą grzybową, w której pływały liczne kawałki brązowych kapeluszy borowików, drobno posiekana marchew, pietruszka i całe krążki cebuli. Grzaniec, choć parujący, najeżony goździkami i pełen symetrycznych gwiazd anyżku, wcale nie przynosił obiecanego ciepła.


Było już naprawdę późno, gdy obie kobiety szykowały się do snu. Tak długo milczały, tak bardzo cisza wokół nich się zestaliła, że jej przerwanie zdawało się teraz wysiłkiem ponad miarę.
— Dobranoc — wydusiła z siebie w końcu Lea, odchylając kołdrę.
— Jeszcze nie.
Róg kołdry zamarł w powietrzu i wrócił na swoje miejsce. Lea usiadła na łóżku, spojrzała na Sophie. Na jej twarzy malowało się napięcie.
— Wybacz, że tyle czasu milczałam. Musiałam to porządnie przemyśleć — zaczęła alchemiczka, też siadając na swoim łóżku i splatając dłonie na podołku.
— Masz jakieś pomysły? Nic się właściwie nie dowiedziałyśmy…
Sophie potrząsnęła głową.
— Dowiedziałyśmy się mnóstwa rzeczy. To prawda, że im więcej mamy informacji, tym bardziej mnożą się pytania, jednak pojawienie się każdego z tych pytań to kolejny krok naprzód, kolejne drzwi, które trzeba nam otworzyć. Zastanawiałam się nad tym, co możemy zrobić, a czego zrobić nie możemy.
Na twarzy Lei pojawił się zacięty wyraz.
— Wiem, czego nie możemy zrobić — powiedziała, a Sophie uniosła brwi pytająco. — Nie możemy się wycofać. Nie możemy zostawić tych ludzi samych, to by było po prostu… — urwała, przez chwilę szukała słowa. Potrząsnęła głową. — Po prostu nie możemy.
Na twarzy Sophie w końcu zakwitł uśmiech. Sięgnął oczu, cała jej twarz zdawała się odprężyć i rozjaśnić. Myślały o tym samym.
— Zostaje nam więc tylko jedna droga - naprzód. Ale nie możemy rzucić się na łeb, na szyję. Podsumujmy to wszystko. — Kobieta klasnęła w dłonie, wstała. — Fakty. Plotki i domysły. Niewiadome. — Wyliczyła.
Sophie przetrząsnęła swój bagaż, wyciągnęła z niego gruby, sterany życiem notatnik - skóra łuszczyła się już na grzbiecie, spinające go klamry dawno straciły blask, a kartki układały się z jednej strony w pożółkłe fale. Alchemiczka usiadła na łóżku obok Lei, wprawnie rozpięła obejmy notatnika, a te odskoczyły z cichym kliknięciem. Notatnik sam rozłożył się na płasko na kolanach kobiety, usłużnie prezentując czyste strony. Z boku okładki wychynął krótki, ołowiany rysik.
— Poręczne… — wtrąciła Lea, zerkając ponad ramieniem Sophie. Alchemiczka pokiwała głową.
— Spisanie wszystkiego pomoże nam ułożyć myśli i spojrzeć na całą sytuację z lepszej perspektywy.
To mówiąc kobieta podzieliła kartkę na trzy kolumny, od ręki rysując proste, pionowe kreski. Każda z kolumn zyskałą odpowiedni tytuł: “Fakty”, “Plotki i domysły”, “Niewiadome”.
— Dobrze, zacznijmy od faktów. Co wiemy na pewno?
Lea zamyśliła się na chwilę.
— Że Verdamowie byli kiedyś potężnym i wpływowym rodem. Potem coś sprawiło, że stracili swoje wpływy. Potem je odzyskali. A potem - ich ród upadł.
— Tak, od tego na pewno powinnyśmy zacząć — odpowiedziała Sophie, spisując fakty i uzupełniając je tym, co sama zapamiętała. Na kartce pojawiały się kolejne słowa, zbudowane z ustawionych w karnym rządku liter - kształtnych, prostych i czytelnych.
— Pamiętasz nawet daty?
— Mam dobrą pamięć do liczb.
Sophie uzupełniła też daty śmierci ostatnich członków rodu, wzięła w kółka dzień.
— Co jeszcze wiemy?
— Hm, może wpisać też coś o Nicolasie? To, co mówiła wiedźma?
— Tak, dobry pomysł. Sądzę, że mówiła samą prawdę - nawet jej emocje na to nie wpłynęły.
Sophie napisała krótką notatkę na temat amuletów.
— Jeszcze może o tych zwłokach — dodała Lea.
— Tak, to też bezsprzecznie fakt, nie zaś plotka… — Sophie zajęła się pisaniem, a gdy skończyła, w zamyśleniu przytknęła koniec rysika do czubka nosa.
— Jest jeszcze kwestia tego zaginionego człowieka…
— Tak, pamiętam. “Zaginęła kolejna osoba. Niecałe trzy dni temu, syn właściciela tutejszej gospody.” — Sophie przywołała słowa burmistrza. — Według burmistrza nie miał powodu, by uciekać. Wręcz przeciwnie. Ale to bardziej pasuje nam do kolejnej kolumny - “Plotki i domysły”. Tak naprawdę to nie wiemy, czy jest to kwestia związana z naszą misją, czy też zdarzenie losowe. Cóż, zawsze po prostu mogło mu się coś stać…
Lea przytaknęła, choć była to smutna perspektywa - w końcu mężczyźnie dopiero co urodziło się dziecko. Na pewno chciał być w domu.
— A co z tym kupcem…?
— Dobre pytanie — Sophie zawiesiła głos. Kupiec w pewien sposób przypominał jej ojca, tego pierwszego - alchemiczka nie zamierzała dawać mu tytułu “tego prawdziwego”, na pewno na niego nie zasługiwał. Też sprzedawał ludziom dziwne rzeczy, które pewnie w ogóle nawet nie działały. — Nie wiemy, czy to się w jakikolwiek sposób wiąże… Ale nie porzucałabym tego szlaku, mimo że kupiec wyjechał dwa dni temu. Najwyżej zedrzemy trochę zelówki, jednak to niewielka cena za upewnienie się, czy ma cokolwiek wspólnego ze sprawą, czy też nie - sprawdźmy, czy miał w mieście jakichś klientów. I co im sprzedał.
Lea skinęła głową i kobiety przeszły do ostatniej kolumny.
— Dobrze - to teraz “Niewiadome”.
Obie westchnęły ciężko.
— Nie wiemy, gdzie jest Nicolas. Gdybyśmy tylko mogły z nim porozmawiać... — zaczęła Lea.
— Tak, ale to tylko jedna z niewiadomych. Podzielimy je potem na mniejsze części. Czego jeszcze nie wiemy?
— Nic nie wiemy o tym demonie. Dlaczego nagle to wszystko się dzieje — Lea ogarnęła dłonią przestrzeń, jakby wskazując na całe miasto.
— Prawda, nie wiemy tego. Ale to zbyt ogólne. Podzielmy i tą niewiadomą — Sophie przymknęła oczy, zamyśliła się na chwilę. — Wiemy, że Nick uciekł z Ravenglen, i że wcześniej przychodził do wiedźmy po amulety, które miały go chronić przed demonem. Z jakiejś przyczyny demon chciał go skrzywdzić - nie znamy jednak dokładnej przyczyny. — Alchemiczka notowała na bieżąco. — Demon miał jakieś powiązanie z rodziną Verdamów - wiedźma mówiła, że “Verdamowie sięgnęli po więcej niż powinni.”
— Kontrakt z demonem? — podsunęła Lea.
— To by tłumaczyło nagły wzrost wpływów rodu…
Kobiety popatrzyły po sobie. Oto spisane “Fakty” same rzucały światło na “Niewiadome”.
— Wiesz, co jeszcze to wspiera? — Sophie stuknęła rysikiem w daty śmierci ostatnich Verdamów. — Te daty. To dość makabryczne, ale… kojarzą mi się z pobieraniem odsetek. Jak w banku. Jeśli nie spłacisz należności w terminie, bank sam pobierze odsetki, czy ci się to podoba, czy nie.
Zapadła cisza. Lea poruszyła się niespokojnie na łóżku.
— Ludzkie życie jako odsetki… — powiedziała cicho, marszcząc brwi.
— Rozmawiałam kiedyś z Balthazarem na ten temat - kto jak kto, ale on naprawdę wiele wie o kontraktach. Mówił, że ludzie zazwyczaj nie przejmują się tą częścią kontraktu, która mówi, co się stanie, jeśli nie będą w stanie dotrzymać swojej części umowy. Skupiają się na zyskach, na tym, co tu i teraz. Nie myślą o tym, co się stanie, jeśli powinie im się noga.
Znów zapadła cisza, kobiety znów westchnęły ciężko.
— Musimy się dowiedzieć, czy mamy rację w tych domysłach — podjęła Sophie. — Czy faktycznie Verdamowie zawarli kontrakt z demonem. I jaka była jego treść, czego dokładnie dotyczyła. Słowo w słowo.
— Pewnie chodziło o te wpływy i bogactwa.
— Tak, to na pewno. Ale pamiętam jeszcze jedną rzecz, którą opowiedział mi Balthazar. Właściwie to była to ciekawa historia - o mężczyźnie, który zawarł kontrakt z demonem i obiecał, że odda mu swą duszę gdy spotkają się w Rzymie. Mężczyzna miał na myśli miasto, demon jednak zdybał go w karczmie, która nosiła to samo miano. W kontrakcie zaś nie było powiedziane, czy chodzi o miasto czy karczmę, toteż jegomość wpadł jak śliwka w kompot — Sophie zerknęła na Leę, ale na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. — Ale wiesz co? Poradził sobie. Zadrwił z demona i wcale nie postradał duszy. Znalazł takie elementy kontraktu i tak użył swego sprytu, że demon nie mógł mu nic zrobić. — Alchemiczka odchyliła się lekko na łóżku, zaskrzypiały sfatygowane sprężyny. — Nie jesteśmy bezbronne. Zawsze uważałam, że umysł to najlepsza broń, a ja - nie zawaham się jej użyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz