sobota, 14 sierpnia 2021

Od Leonardo cd Cahira

⸺⸺֎⸺⸺

Całkiem prawdopodobne, że Cahir sugerował coś innego, a jego intencje nie były oblepione gęstą warstwą miodu i troski o cenny czas Leonardo. Zupełnie, jakby ten wcale nie spędzał większości dni na bezcelowym krzątaniu się po gildii, okazjonalnie zaglądając do biblioteki w celu przeczytania kolejnej noweli, z której nigdy nic nie pamiętał. Dość możliwe, że Leonardo pozwolił, by sugestia spłynęła po nim jak woda po kaczce, bo przecież nigdy nie miał w zwyczaju kierować się zdaniem innych, a przynajmniej nie takich pokroju O’Harrowa. W rzeczywistości jednak nie załapał aluzji, ignorując zupełnie szalejące instynkty na rzecz odblasku z jego guzika w towarzystwie kilku kolorowych plam, najwyraźniej pochodzących z mieniących się w świetle kryształów przy pierścieniach Cahira, które skakały chaotycznie po skrzypiącej, ciemnej podłodze.
Nie pokusił się nawet, żeby choć przez chwilę spojrzeć na mężczyznę, zamiast tego pokręcił głową, wciąż zafascynowany małymi zajączkami.
— To nie problem. I tak nie mam nic lepszego do roboty — bąknął, gdy światełka przepadły wraz z momentem wstąpienia do zacienionej części korytarza. Nawet fakt, że nie musieli dłużej mrużyć oczu, nie rekompensował faktu zakończenia tego prywatnego seansu. — A ta półka wcale nie jest taka lekka, na jaką wygląda. Już kiedyś próbowałem coś z nią zrobić, ale w pojedynkę raczej się jej nie udźwignie — dodał, wzruszając ramionami i starając się nie zabrzmieć, jak osoba, która ciągle wymówek. Mało kiedy mu to wychodziło.
Wymigiwał się od lekcji fortepianu, skarżąc się bolącymi nadgarstkami, gdy w rzeczywistości wolał po raz szesnasty przeczytać tę samą historię, choć znał ją na pamięć. Odmawiał jedzenia jajek, twierdząc, że kręci go po nich w brzuchu, tymczasem zwyczajnie nie mógł znieść ich zapachu. Kiedyś udawał chorego i prawie się poparzył, przytulając czoło do pieca stojącego w salonie, gdy próbował podwyższyć sobie temperaturę, byle nie musieć iść na elegancką kolację do kuzynki.
Miał wymówki na wszystko. Zawsze. Nie wiedział tylko, czemu w tej chwili używał ich na przekór wszystkim dotychczasowym celom. Bo może powinien był machnąć ręką na pożegnanie, ciesząc się, że zwalniają go od powinności. Cahir chciał go wyręczyć, nieświadomie dać namiastkę tego, co towarzyszyło mu przez kilkanaście długich lat, a ten zwyczajnie odrzucił tak kuszącą propozycję. Leonardo był już najzwyczajniej znudzony tym wiecznym zastojem. Tymi wyciągającymi się jak kot dniami, podczas których nie miał już co robić, bo wybrał sobie prawdopodobnie najmniej angażującą posadę w gildii i nad której zmianą zaczynał coraz częściej się zastanawiać. Bo ileż można.
Uśmiechnął się, gdy zauważył niesforny kosmyk na cahirowych oczach. Nie odpowiedział na leonardowe tłumaczenia, jedynie wygiął twarz w dziwnym, niewytłumaczalnym z perspektywy szlachcica wyrazie i zamilkł, pozostawiając dwójkę w ciszy aż do momentu, gdy nie otworzyli drzwi do jego klitki. Ich pokoje dzieliło jedynie kilka drzwi, co młodszy mimowolnie odnotował w pamięci.
Szkoda jednak, że dalej nie zapamiętał, jak bardzo wysunięta na korytarz była nieszczęsna półka i z całej siły przydzwonił w nią ramieniem, zrzucając przy okazji kilka papierów, dwie książki i jakiś bardzo stary, bardzo zakurzony bibelot, który z trzaskiem rozbił się na podłodze. Szklane okruchy będą do zbierania jeszcze przez najbliższe półtora miesiąca, wbijając się w kapcie, buty, podeszwy stóp i kilka kozich kopyt, co nie wzbudziło w Leonardo aż takiego zaniepokojenia, jak fakt, że wciąż jednak była to gildia. I pozornie wyglądająca figurka mogła być równie dobrze Puszką Pandory, ewentualnie obiektem zaklinającym pradawnego demona, który za chwilę sprowadzi kolejną katastrofę, albo, co gorsza pamiątką Iriny z wycieczki do Słonecznych Piasków i tamtejszego sanatorium słynącego z okładów borowinowych.
— Szlag by to — wysyczał, prawie od razu rzucając się na kolana i zaczął wybierać co większe odłamki palcami, starając się być przy tym na tyle ostrożnym, by nie pokaleczyć przy tym dłoni. — Tylko błagam, nie mówcie mi, że to coś ważnego, nie mogło być na tyle ważne, żeby ktoś to zostawiał bez opieki w najbardziej newralgicznym miejscu w gildii, prawda? Nikt nie zostawiłby jakiegoś totemu przeciwko duchom na środku zatęchłego korytarza, w najbardziej rozchwianej biblioteczce świata. Prawda? — Jęczał do siebie, starając się pozbyć brzydkiego, ostrego odprysku, który przykleił mu się do palca wskazującego, nie raniąc się przy tym.

⸺⸺֎⸺⸺
[nawet nie wiesz jak mi głupio]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz