sobota, 28 sierpnia 2021

Od Lei cd. Sophie - Misja

Gdy pobiegłam po grupę mieszkańców, ledwo byłam w stanie wydusić z siebie słowo - machnęłam tylko ręką w niedookreśloną stronę, zatoczyłam nią tylko niezgrabny łuk, próbując pokazać za siebie. Z mojej miny musieli jednak wyczytać, co się stało - bez zbędnych pytań, na które pewnie i tak nie byłabym w stanie odpowiedzieć, ruszyli w kierunku, z którego przyszłam. Gałązki trzeszczały pod naszymi stopami, z każdym kolejnym krokiem przybliżając nas do celu. Członkowie ekipy, dotąd rozproszeni, teraz zbili się w ciasną gromadkę, jakby to miało ich w jakiś sposób ochronić, dodać otuchy - może nawet mogło w jakiś sposób odwrócić to, co już się stało.
Szłam na przedzie, wyciągając nogi tak bardzo, jak to tylko możliwe - i tak gryzły mnie wyrzuty sumienia, że zostawiłam Sophie samą ze zwłokami. Wiedziałam, że w tym momencie nie grozi jej żadna krzywda fizyczna, ale moje zachowanie po prostu nie wydawało mi się właściwie. Nawet jeśli zdawała się mieć gotową odpowiedź na niemal wszystkie zagwozdki, tutaj nie było już dobrej odpowiedzi, nie mogłyśmy zrobić nic, by przywrócić Jackowi życia. Jego dziecko nigdy nie pozna ojca, nigdy nie dowie się, kto miał rację odnośnie jego płci, on czy Sally.
Przystanęłam, gdy zobaczyłam wreszcie sylwetkę towarzyszki, która przyglądała się bacznie temu, co zostało z młodego mężczyzny. Ramiona miała opuszczone, jakby zmniejszyła się w sobie. Nawet słońce uciekło za chmurę, pozbawiając nas tej ostatniej porcji ciepła - poczułam, jakby nawet moja krew stała się nagle chłodniejsza, miałam wrażenie, że ktoś nagle chuchnął we mnie zimnym wiatrem, który pokrył skórę warstwą lodu.
— Och, Jack — któraś z kobiet załkała, nikt jednak nie miał odwagi, by podejść bliżej. Jakby każdy obawiał się, że jeśli spojrzy na więcej niż tył płowowłosej czupryny, pozwoli w jakiś sposób stać się brutalnej rzeczywistości, wypełni to, co już się zdarzyło, potwierdzi śmierć Jack'a White'a. Jak gdyby kiedykolwiek śmierć potrzebowała potwierdzenia.
Zmusiłam się do przejścia kilku kroków, by zrównać się z Sophie. Skupiłam się na towarzyszce, ledwie śmiąc przenieść wzrok w bok. Któryś z mieszkańców kucał przed drzewem i krztusił się, targany torsjami. Dwie kobiety szlochały, większość stała jednak w półkręgu, w ponurym milczeniu starając się zrozumieć, że oto nastąpił finał tych poszukiwań.

Nim dotarłyśmy na skraj lasu, Sophie i ja rozdzieliłyśmy się z grupą. Nikt z nich nie oponował, nie zabronił dwójce dziewcząt zapuszczania się w okolice, gdzie zamordowany został mężczyzna w sile wieku - po wyglądzie zwłok nikt nie miał wątpliwości, że nie był to po prostu nieszczęśliwy wypadek. Jack nie poślizgnął się i nie uderzył głową w kamień. Nie zaatakowało go żadne wygłodniałe zwierzę - w ogóle cała okolica wyglądała, jakby wszelkie istoty żywe czmychnęły byle dalej. Choć Jack nie żył już w momencie, gdy przybyłyśmy do Ravenglen, wiedziałam, że żywią do nas niewypowiedziane pretensje i żale, nasze przybycie już zawsze miało im się kojarzyć ze śmiercią jednego z najbardziej lubianych tutejszych mężczyzn, który miał przecież całe życie przed sobą. Nie mogłam ich za to obwiniać - sama w tym momencie najchętniej schowałabym się przed sobą, naciągnęła na głowę koc i odcięła od ponurych myśli, od mówienia "co by było, gdyby". Gdybyśmy przybyły trochę wcześniej i od razu ruszyły w las. Gdybyśmy szybciej zaczęły kojarzyć fakty. Gdybyśmy mogły cofnąć czas.
Nic z tego jednak nie leżało w granicach możliwości ani moich, ani Sophie, ani w ogóle ludzkich. Mogłyśmy za to od razu podjąć działanie, skupić się na poszukiwaniu Nicka i mieć nadzieję, że chociaż jemu nic nie grozi. Wiedziałam, że Sophie myśli podobnie, choć nie wymieniłyśmy ze sobą zbyt wielu słów od momentu znalezienia Jacka. Nawet jeśli dałabym wszystko - chyba po raz pierwszy w życiu - za możliwość wyjścia z lasu, nie na odwrót, nie mogłyśmy tego zrobić. Trzeba było wykorzystać każdą sekundę, aby spróbować ocalić przynajmniej jego. Nie dopuszczałam nawet do siebie możliwości, że możemy znaleźć go również siedzącego bez życia pod drzewem - szukałam za to po drodze owoców, korzonków, jakbyśmy miały zaraz natknąć się na chłopca, który ze spokojem poprosi nas o coś do jedzenia, bo trochę już zgłodniał.
Równocześnie zastanawiałam się, gdzie właściwie powinnyśmy pójść - wcześniejsze grupy przeczesywały ten las od kilku dni i nie natknęły się na Nicka. Należało zatem albo zapuścić się głębiej, albo szukać gdzie indziej. To miejsce stanowiło jednak potencjalnie najlepszą kryjówkę - o ile chłopiec w ogóle się ukrywał. Znał jednak to miejsce dużo lepiej niż my, wątpiłam zatem, byśmy mogły go odnaleźć. Poszukiwania utrudniał też fakt, że w ostatnich dniach przewinęła się tu dość spora grupa ludzi - nie mogłam być pewna, które znaki mogą nas prowadzić do zaginionego, a które są dziełem grupy. Ślady stóp zakręcały i ginęły, połamane gałązki prowadziły donikąd. Nie mogłam też nigdzie dopatrzeć się pozostałości po obozowisku - resztek jedzenia, nadpalonych szczap, może jakiejś wiadomości, która w subtelny sposób naprowadziłaby nas na właściwy trop. Tymczasem słońce leniwie przemierzało horyzont, nieubłagalnie odliczając godziny do zapadnięcia zmroku.
— Mam wrażenie, że tu na nic nie trafimy — odezwałam się w końcu.
Spodziewałam się, że Sophie zaprzeczy, ta jednak zastanowiła się chwilę i pokiwała głową.
— Jeśli przez tyle dni nie znalazła go żadna grupa, bardzo możliwe, że go tu nie ma. Albo nie chce, by go odszukano.
Przetarłam dłońmi oczy, zmęczone od ciągłego wpatrywania się na przemian w ściółkę i gałęzie. Momentami nie byłam już pewna, czy patrzę na gnijące powoli liście, czy to już moje wymysły.
Las był najlepszą kryjówką. Człowiek mógł kluczyć między drzewami, chować się na wysokich gałęziach lub w norach - możliwości było mnóstwo, skuteczne to jednak było w obronie przed drapieżnikami, przed ludźmi - istotami, które polegały głównie na zmysłach. Jeśli faktycznie zabił go demon - nie poruszyłyśmy z Sophie tego tematu, trudno jednak było inaczej wyjaśnić całą tragedię - las nie wydawał się już być tak bezpiecznym miejscem. Być może Nick, członek rodu Verdam'ów wiążących swój los z demonem, wiedział o tym doskonale i dlatego postanowił udać się gdzie indziej.
Tylko gdzie?
W myślach zaczęłam wymieniać listę miejsc. W samej wsi - odpada. Mieszkańcy zdawali się być jeszcze bardziej wrogo nastawieni do Verdam'ów niż demon, choć może dla Nicka ktoś zrobiłby wyjątek. Może jakaś świątynia? Dom wiedźmy? Z pewnością nie powiedziała nam wszystkiego, ale wątpiłam, by zataiła przed nami tą informację - choć tu polegałam tylko na przeczuciach.
— Rezydencja rodu — wypaliłam nagle. — Nie przeszukiwałyśmy jej jeszcze.
Z logicznego punktu widzenia było to chyba jedno z najgorszych miejsc, by się ukryć - to było jedno z pierwszych miejsc, gdzie demon mógłby czekać. Stamtąd raczej chłopiec powinien był uciec - ale, nawet jeśli, może powinnyśmy się tam udać. Zobaczyć, skąd Nick pochodzi, spróbować odtworzyć jego trasę. Odtworzyć to, co się stało.

< Sophie? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz