wtorek, 12 maja 2020

Od Anastasii cd. Rawena

Amancik. Ilekroć Rawen pojawiał się w zasięgu jej wzroku nie mogła powiedzieć o nim nic innego. Co prawda, częściej go widziała rozmawiającego z innymi kobietami aniżeli z nią, ale i z tych obserwacji łatwo szło wywnioskować, że ma się do czynienia z flirciarzem. Jakby tego było mało flirciarzem, ale nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. W przypadku jasnowłosego działało to zdecydowanie na jego korzyść i skromnym zdaniem Anastasii, na tyle na ile znała się na facetach, a nie znała się w ogóle, dodawało mu uroku. Racja, czasami mógł być irytujący ze swoimi zalotami, ale jego próby zdobycia kobiecej uwagi były nieszablonowe i tym samym lepsze od tandetnych podrywów, które można usłyszeć między innymi w przypadkowej karczmie.
Przez to płomiennowłosa tym bardziej nie rozumiała, dlaczego jeszcze żadna kobieta się w nim nie zakochała. Rozumiała doskonale, że ilu ludzi, tyle gustów, ale nie wierzyła, że można mieć takiego pecha i nie móc trafić na tą jedyną. Albo Rawen miał kilka... Może kilkadziesiąt tych jedynych i tylko jedna z nich postrzegała go jako jako jej jedynego. I na tą konkretną jeszcze nie wpadł? W sumie to mogło prawdopodobne. Świat był wielki. Gdyby nie był sama już dawno znalazłaby swojego Przyjaciela. Czyli oboje mogli mieć pecha. Ups. 
Kobieta poprawiła otrzymany chwilę temu fartuch i skupiła wzrok na kucharzu, który po posprzątaniu i odprawieniu Iriny, skupił się na leżących przed nimi składnikach. W jego głosie nie dało się nie wyczuć pasji do gotowania. Chociaż momentami przerywał, by znaleźć odpowiednie słowo, wszystko nacechowane było tą samą pewnością siebie i dumą z tego, czym się zajmuje. Goszczący na jego ustach uśmiech, kiedy mieszał ze sobą kolejne składniki i objaśniał, dlaczego to robi, tylko to potwierdzał. Anastasia doskonale to rozumiała. Może i nie do końca przemawiały do niej argumenty o podobieństwie dziedzin, którymi się zajmowali, ale nie mogła powiedzieć, że gotowanie jest banalne i nieistotne. Dla wielu ludzi było stokroć ważniejsze niż alchemia, która w czyimś życiu mogła nie pojawić się ani razu. A wizja sprawienia komuś przyjemności lub poprawiena humoru dobrym posiłkiem wydawała się być bardzo przyjemna.
- Faktycznie, mają w sobie coś podobnego, ale nie zmienia to faktu... - odezwała się, gdy Rawen przerwał swój monolog i skupił się na dokładnym mieszaniu. - że gotowanie jest znacznie bezpieczniejsze. Jedyne, co kucharz może sobie zrobić to pokaleczenie się nożem lub poparzenie czymś gorącym, chyba, że jeszcze o czymś nie wiem. W alchemii lista niebezpiecznych rzeczy jest znacznie dłuższa. - Kobieta złapała leżący obok niej w połowie pusty worek mąki i usiadła na blacie, przy którym blondyn mieszał ciasto. - Ostrożność, ostrożność i jeszcze raz ostrożność. Wszystko dokładnie oznaczone, a mimo wszystko wystarczy chwila nieuwagi by przez podobieństwo pomylić jedno z drugim. Trzeba uważnie analizować, co się miesza oraz z czym, bo inaczej... bum, coś staje w ogniu, coś wybucha, coś jeszcze innego wydziela trujący gaz. - W tym samym momencie bez namysłu odwróciła się w stronę kucharza i dmuchnęła mu w twarz znajdującą się na jej ręce mąką. - I w momencie pomyłki tracisz życie albo piękną twarz - wyszczerzyła się szeroko. - Chyba, że stworzysz coś, co jest szkodliwe dopiero kiedy to zjesz czy coś. Wtedy zabawa zaczyna się później. Nie ma na to zasady.

Rawen?
Nauka jest nudna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz