niedziela, 17 maja 2020

Od Rawena c.d. Narcissy

Kretyn. No Kurokami, schrzaniłeś. Po prostu schrzaniłeś. Kiedy w końcu zaczniesz używać głowy? Kiedy w końcu pomyślisz zanim coś zrobisz? Naprawdę powinieneś się czasem palnąć w cymbał. Co cię w ogóle podkusiło żeby to powiedzieć? Jej oczy.
Blondyn ganił się w myślach za to co powiedział. Powinien był się powstrzymać. Westchnął przeciągle. Co się stało to się nie odstanie. Ważne, że nie wyszło gorzej. Zawsze przecież mogła go wyśmiać. Zgasić w zarodku jego nadzieje i uczucia. Ale nie zrobiła tego. Po postu zignorowała jego słowa w mniejszym lub większym stopniu. I zostawiła go samego w kuchni z myślami kłębiącymi się pod bujną czupryną. Teoretycznie powinien się cieszyć z jej reakcji. Teoretycznie mógł powiedzieć, że jej zachowanie było zachęcające. Ale miał to sobie za złe. Miał sobie za złe, że tak się to potoczyło. Miał sobie za złe, że nie zamknął się w porę. Nie miał kompletnie pojęcia czemu obecność Narcissy była dla niego tak onieśmielająca. Miała w sobie to coś co czego nie umiał nazwać. Coś co go w niej pociągało i czemu nie umiał się oprzeć. Ona po prostu była i to wystarczało by wprawić go w zakłopotanie. Pójdzie ją przeprosić za swoje zachowanie od razu jak tylko porozmawia z Mistrzem o szczegółach co do ich wyjazdu.
Ale najpierw ziemniaki.
***
Wahał się. Stał przed jej drzwiami i wahał się. Niepewność trzymała go za serce jak nigdy. Ne chciał tam wejść powiedzieć, że ruszają za dzień może dwa i dorzucić suche "przepraszam, za to w kuchni". Nie, nie, nie. To by było zbyt proste.
Weź się w garść. To nic trudnego, nie? Musisz tylko zapukać i pogadać chwilę. Naprawdę nic trudnego. Zwłaszcza, że cię za to nikt nie będzie chciał powiesić.
Blondyn wziął głęboki wdech. Zastukał i wszedł do środka. Zastał tam Cyzię w towarzystwie Khardiasa. Liczył, że dziewczyna będzie sama. Wolałby się jej nie tłumaczyć w obecności czworonożnego demona. Już stojąc w progu wyczuwał jego niechęć skierowaną do niego.
Niepewnie przekroczył wszedł do środka. Uśmiechnął się ciepło do blondynki. Jej uśmiech był tym czego mu było trzeba. Jak latarnia morska dla żeglarza. Jak ląd dla rozbitka.
Chłopak poczuł, że supeł na żołądku się nieco luzuje.
- Mistrz powiedział, że Gustaw ma przybyć ze swoją karawaną za dzień lub dwa. - Rawen pomasował się w kark - Um... I chciałbym cię przeprosić za to w kuchni. Wyrwało mi się. - zaśmiał się lekko - Choć nie wiem czy można nazwać to przeprosinami, skoro część mnie jest nawet zadowolona, że to powiedziałem. - spojrzał jej w oczy czekając na odpowiedź.
Kurokami, zaprawdę jesteś kretynem.

Wstyd mi za ten odpis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz