niedziela, 3 maja 2020

Od Desideriusa cd Aries

⸺⸺※⸺⸺

Przypominał rzeźbę.
Pełen nostalgii marmur zaklęty w wiecznej pozie. Z pięścią przytkniętą do ust, podpierający się na starym, wytartym biurku z ciemnego drewna. Zdradzał go jedynie płytki oddech, subtelnie poruszający zapadniętą klatką piersiową.
Był tak samo smutny, jak zawsze. Z tęsknym spojrzeniem wbitym w rozciągający się za oknem, zimowy krajobraz. Z nieco dłuższymi już włosami, które powoli zaczynały się układać jak dawniej. Z wyciosanymi wgłębieniami pod oczami, które nadawały mu jeszcze mizerniejszego wyglądu, niż do tej pory. Jedynie nieliczni zauważali, że schudł, zbladł i coraz rzadziej opuszczał swój pokój i gabinet zielarzy, o budynku gildii nie wspominając. Jego przechadzki ograniczały się do prędkiego przemieszczenia się z jednego pomieszczenia do drugiego, omijając spojrzenia tych, których akurat zastawał na korytarzu.
Mimo pozornego spokoju przeplecionego smętną nutą melancholii, za szklanym spojrzeniem kryło się o wiele więcej, niż sam smutek i żal. Tęsknota za porą inną, niż ta zimowa, tuląca świat białym puchem, do którego natomiast pałał jedynie czystą nienawiścią. Złość ta, paskudnie brzydka, tliła się w nim drobnym płomykiem, czekając jedynie na pożywkę, która pozwoli niewypowiedzianym emocjom wybuchnąć ogniem pełnym pasji i agresji, tak skrzętnie skrywanej na przestrzeni lat. Goryczą skierowaną i zarezerwowaną tylko jednej osobie, tak samo chłodnej i zdradliwej, jak długie szpikulce spływające łzami z dachu budynku. Równie dbający, co miękki puch otulający wszelkiego rodzaju roślinność przed krzywdą, pozwalając im wegetować, aż do dogodniejszego momentu.
Bez wątpienia, Desiderius stał się zmarznięty do kości, otoczony kolcami większymi, niż te zwisające z rynien budynku. Nie był jednak do końca pewien, czemu miało to wszystko służyć.
Zielonooki pozostawił po sobie głęboką, wciąż niebędącą w stanie się zagoić ranę, po której przetrwa jeszcze brzydsza blizna.
Naprawdę chciał, żeby zima skończyła się jak najszybciej, byle wyrwać się ze szpon wspomnień, które zaciskały się mocno na kruchej klatce piersiowej, wydzierając z niej dokładnie ociosane kawałki marmuru i wyduszając coraz więcej powietrza. Prawie trzydziestoletni mężczyzna poczuł się ponownie jak zagrożone dziecko, nad którym wisi obietnica kary za niedopełnienie obowiązków. Ta jednak tym razem nie ograniczała się jedynie za zabronienia wyjścia na dwór, czy krótkiego przetrzepania tyłka. Kara krążyła nad nim jak wygłodniały sęp, czekając tylko, aż białowłosy urżnie mu łeb jednym, krótkim, ale za to, jak pewnym i doskonale wymierzonym ruchem.
Przynajmniej bezboleśnie, a tego Coeh pragnął najbardziej w świecie. By zgubę przyniesiono mu prędko, bez skazywania na niepotrzebne cierpienie.
Pukanie do drzwi, zważając na stan Desideriusa, który miał właśnie zacząć zapuszczać się w najgłębsze odmęty umysłu, było rzeczą zbawienną. Chociaż na chwilę wybudziło go ze złego dołka, do którego wpakował się na własne życzenie.
— Proszę — rzucił, odsuwając usta od pięści jedynie na chwilę, drobną sekundę. I na równie krótko przytulił je do niej ponownie, bo trzeba było zerknąć na gościa, którym okazała się Aries w towarzystwie swojego śmiesznego, białego pupila. Nie pamiętał, czy kiedykolwiek udało mu się dłużej zamienić słowo z niebieskowłosą, co zdawało mu się dziwne, zważając na staż obojga.
Nareszcie usiadł prosto, a drzwi zamknęły się za dwójką.
— Aries! W czym mogę pomóc? — spytał, opierając się, tym razem, na obu łokciach i nachylił do przodu.
Mina białego stworzenia nie wyglądała zbyt ciekawie.
Coeh mimowolnie cieszył się, że nie jest jedynym w złym nastroju.

⸺⸺※⸺⸺
[Aries?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz