piątek, 1 maja 2020

Od Yuuki - ze śmiercią ci do twarzy

Kilka lat temu, posiadłość rodziny Tenebris.

Tego dnia szesnastoletnia Yuuki obudziła się wraz z pierwszymi promieniami słońca nieśmiało pojawiającymi się na zaspanym jeszcze niebie, które z wolna odganiało ślady nocy hen za horyzont.  Niczym poparzona ogniem wyskoczyła z łóżka, ubierając się w trybie ekspresowym w pierwsze leprze rzeczy, jakie wpadły w jej ręce i jeszcze szybciej wybiegła ze swojego pokoju, robiąc przy tym wystarczającą ilość hałasu mogącego bez problemu postawić na nogi umarłego, a już z pewnością całą posiadłość.
     Na całe szczęście żaden mieszkaniec owej posiadłości już nie spał, śpiesznie krzątając się z jednego kąta do drugiego, przenosząc rzeczy, wymieniając między sobą spojrzenia, strzępki zdań i uwag. Już po atmosferze panującej wśród domowników, pełnej napięcia i nerwów, można było domyślić się, iż dzień ten zapowiadał się iście pochmurnie i smętnie, nie tylko ze względu na chmury, które pomimo pierwszych promieni dość ochoczo poczynały kłębić się na niebie.
     Nastoletnia Tenebris przejechała pośpiesznie palcami po splątanych brąz kosmykach, próbując w jakikolwiek sposób doprowadzić je choć do pomniejszego ładu, i z głośnym dudnieniem butów obijających się o kamienne schody zbiegła na dół, o mało co nie wpadając przy tym na przechodzącą nieopodal pokojówkę.
     — Aaaaa! Nie wierzę, że to już dziś!  pisnęła z podekscytowania, wymachując przy twarzy dłońmi zaciśniętymi w pięści.
     — Yuuki, na litość, nie cieszy się z czyjegoś pogrzebu.
  Widok Yuuki Tenebris piszczącej o poranku był czymś nadzwyczaj egzotycznym i nieprawdopodobnym, a zwłaszcza widok w pełni rozbudzonej Yuuki Tenebris, której nie trzeba ściągać z łóżka o godzinie dwunastej w południe, by wielce raczyła zejść na śniadanie, tudzież obiad. Nastoletni demon za najlepszą porę dnia obierał bowiem noc, kiedy to najczęściej wymykał się z domu, by pobłądzić po lasach i to tam uprzykrzać życie reszcie bytów, bądź sąsiadów. I to wcale nie tak, że nikt o tym nie wiedział, a wiedzieli praktycznie wszyscy. Zdawali sobie jednak sprawę, iż nie ma najmniejszego sensu strofować Yuuki i prawić jej głębokich kazań, gdyż koniec końców i tak zrobi to, co sama będzie uważała za słuszne, a co słusznym tak naprawdę nie będzie. Dlatego, póki wracała żywa, cała i zdrowa, a zewsząd nie dochodziły wieści o tajemniczych podpaleniach, bądź zniszczeniach, nikt nie miał zamiaru się odzywać.
     Yuuki skrzywiła się nieznacznie, krzyżując ramiona przed sobą i wbijając spojrzenie piwnych, błyszczących tęczówek w swoją matkę.
     Kobieta stojąca przed nią wyglądała, prawie że identycznie, jak Yuuki Tenebris, a największą różnicą, jaka wkradła się między obie anielice, był dość oczywisty wiek. Wysoka, ubrana w szkarłatną, długą suknię z koronkową, czarną, ozdobną lamówką, o idealnym kroju podkreślającym jej kobiece kształty. Twarz miała surową, bladą, okalaną widocznym zmęczeniem, aczkolwiek wciąż gładką, młodo wyglądającą. Ciemna brąz kaskada gęstych loków opadała falą na jej plecy, przez smukłe ramiona, kończąc się, prawie że przy talii, lecz nie owa kaskada była czymś, co najbardziej przykuwało wzrok. Jej oczy; koloru gorzkiej, ciemnej czekolady, głębokie i niesamowicie pociągające, będące zgubą dla każdego, kto zatopi się w nich choćby na krótką chwilę. Były piękne i pięknie niebezpieczne, jak i ona sama, a o owej obietnicy niebezpieczeństwa przypominały również pokaźnych rozmiarów krucze, anielskie skrzydła wyrastające z jej pleców.
     — No mamo, weź.  — Yuuki wywróciła oczami.  Nie udawaj, że się nie cieszysz.
     Anielica westchnęła krótko, rzucając Yuuki pełne dezaprobaty spojrzenie, po czym nachyliła się ku niej, pieczołowicie poprawiając jej wciąż poplątaną fryzurę, pogniecioną koszule i pióra na skrzydłach; każde wędrujące w inną stronę. Kiedy w końcu miała pewność, że jej twarz skryta jest w opadających na jej policzki lokach, nagle zmarszczki niezadowolenia niczym za sprawą czaru wygładziły się na jej porcelanowej buźce, ukazując zupełnie odmienne oblicze.
     — Skarbie, zajebiście się cieszę  mruknęła, zniżając głos na tyle, aby tylko i wyłącznie Yuuki mogła ją usłyszeć.  Ale jest tu rodzina ojca i muszę sprawiać jakiekolwiek wrażenie głębokiego i rozdzierającego mnie od wewnątrz smutku.
     — No ale tata też się przecież cieszy, że ciotka Petunia kopnęła w kalendarz, czy nie?
     — Ojciec swoją radość opija z dziadkiem Reganem, udając, że płacze po kątach.
     — To dlatego jeszcze mi nie groził, że zamknie mnie w piwnicy, jak zrobię coś złego.
     — Yuuki.  Anielica uniosła brew.  Wiesz, że ojciec żartuje.
     — No co? Czasami mnie przecież zamykał.
     Kobieta pokręciła głową, aczkolwiek dało się zauważyć błąkający po jej ustach rozbawiony uśmiech, który mimo wszystko szybko zniknął, gdy tylko się wyprostowała. Odchrząknęła, posłała córce znaczące spojrzenie, po czym ruszyła w stronę salonu, na powrót sztywna,  poważna, dystyngowana dama.
     Yuuki odprowadziła matkę wzrokiem, widząc jak ta, nim zniknęła jej za ścianą, skrzyżowała dwa palce za plecami, odwracając głowę na króciutki moment, by posłać dziewczynie enigmatyczny półuśmieszek, który zniknął równie szybko, jak się pojawił.
     Nastolatka zaśmiała się pod nosem. Znała ten wyraz twarzy, błysk w oku, kąciki warg uniesione w tym charakterystycznym uśmieszku. Dobrze wiedziała, że jej matka, tak samo jak i ona sama, niechętnie brała udział w rozgrywającej się aktualnie w ich posiadłości szopce.
     Rodzina Tenebris nie była taką zwykłą, arystokratyczną rodziną, na jaką mogła wyglądać na pierwszy rzut oka. Plotki o historii jej rodu przekazywane były z jednych ust do drugich, coraz bardziej wymyślne, coraz mocniej naciągnięte nieprawdą i podkoloryzowane ironią. Mimo wszystko członkom rodu Tenebris nie przeszkadzało to ani trochę, a wręcz ułatwiało życie. Osiedlili się oni w Tiedal, w jednej z wiosek położonej między górami, wykupując pokaźne ziemie, z dala od wszystkiego. Prowadzili oni wiele interesów, tych mniej i bardziej legalnych, lecz wszystkie poczynione przez nich kroki były ciche, rozważne, a oni sami rzadko kiedy rzucali się w oczy i na usta. Dlatego też wieść o zamążpójściu jedynej córki głowy rodu, Regana Tenebris, za zwykłego człowieka, była czymś mocno zaskakującym, kiedy w końcu ujrzała światło dzienne. W końcu niecodziennie upadłe anioły wiążą się ze zwykłymi, niemagicznymi śmiertelnikami.
     Chociaż, kto wie?
     Yuuki tylko jednej kwestii nie miała jednak żadnych zastrzeżeń; mieszane rodziny we wzajemnych relacjach nigdy nie wychodziły dobrze. Tyle dobrego, że rodzina jej ojca nie mieszkała z nimi na co dzień, a pojawiali się tylko i wyłącznie od święta, na przykład podczas takich zgromadzeń jak pogrzeby. Mimo wszystko jej to ani trochę nie przeszkadzało - przynajmniej nigdy nie było nudno.
     Nastolatka rozpędzając się, pokonała sprintem całą długość wąskiego korytarza łączącego jedno skrzydło domu z drugim, niczym burza wpadając do ogromnego salonu, a przy tym o mało co nie potykając się o coś, co nagle stanęło jej na drodze, bądź też wyłożyło się pod stopami.
     Yuuki zatrzymała się gwałtownie, łapiąc równowagę tylko dzięki skrzydłom, które rozłożyła w ostatniej chwili, wzbijając się delikatnie w górę. Zdyszana zerknęła zaskoczona nieco w dół, w miejsce, gdzie układało się ogromne cielsko.
     Cielsko śpiącego aligatora.
     — Mariusz! Prawie się zabiłam przez ciebie.
     Zwierze, słysząc nad sobą pełen wyrzutu, znajomy głos otworzyło leniwie ślepia, mrugając nimi ospale, nim w końcu dostrzegł wiszącą nad nim Yuuki. Mimo wszystko nie wyglądał on na wielce przejętego i bez pośpiechu rozprostował kości, przeciągając się to w jedną, to w drugą stronę, rozwarł długą, zakończoną ostrymi zębiskami paszczę i ziewnął szeroko, machając przy okazji delikatnie końcówką ogona obijającą się o podłogę.
     Mariusz do równie zwykłych aligatorów nie należał, choćby zważając na jego wielkość, nieco przerastającą typowego przedstawiciela jego gatunku. I choć w całej reszcie przypominał gada, owej niezwykłości dodawał mu fakt, iż od dawien dawna mieszkał w rodzinie Tenebris, a całość dopełniał jeden, dość istotny szczegół.
     Mariusz był bowiem pupilkiem dziadka Yuuki, samego Regana Tenebris.
     Yuuki nigdy tak naprawdę nie słyszała pełnej historii o tym, jak Regan przygarnął aligatora i jakim cudem udało mu się go tak udomowić, by zachowywał się niczym potulny, słodki szczeniaczek względem domowników i osób darzonych sympatią - oczywiście tylko i wyłącznie wobec tychże osób. Zawsze, kiedy rozpoczynała owy temat, Regan zbywał ją śmiechem, mówiąc, że w tejże historii nie ma nic nadzwyczaj ciekawego, co Yuuki uważała za oczywiste kłamstwo.
     Młoda Tenebris nachyliła się z uśmiechem ku aligatorowi, klepiąc go potulnie po łbie i drapiąc pod paszczą. Gad w odpowiedzi na pieszczoty wydał z siebie zadowolony mruk, nieco dynamiczniej klepiąc ogonem w podłogę.
     — Dobra, gdzieś tu powinien być dziadzio. — Tenebris uniosła brew do góry, prostując się i rozglądając uważnie, jednak w zasięgu jej wzroku nie pojawiła się magicznie postać Regana. Nie siedział na swoim ulubionym fotelu, nie wygrzewał się przy kominku, nie spoglądał przez okno, nie czytał książki. 
     Nagle jednak uwagę małego demona przykuło coś zupełnie innego. Coś błyszczącego, stojącego na stoliku przy kominku, wypełnionego do połowy złocistym płynem. Coś, co nie zawsze wywoływało aprobatę w rękach Yuuki Tenebris, a zawsze znajdowało się w posiadłości. 
     Rum. 
     — Tu cię mam. — Tęczówki nastolatki błysnęły dziko, kiedy, upewniając się, że na pewno nikogo nie ma w pobliżu, podeszła do butelki z trunkiem.
     To wcale nie tak, że dla szesnastolatki alkohol był czymś kategorycznie zakazanym, bo nie był. Często popijała wino z matką podczas długich, wieczornych rozmów, czy też próbowała nowości, które przyniósł do domu jej ojciec. Inna sprawa tyczyła się jednak rumu, który produkowany był pod dachem ich włości. Tu historia zapętlała się nieco, rozchodziła na tysiąc możliwych ścieżek i stawała coraz to mocniej skomplikowana tylko po to, aby Yuuki nie próbowała owych specyfików, głównie ze względu na jej życie i zdrowie.
     Nikt jednak nie zdążył docenić jeszcze Yuuki Tenebris.
     No, prawie.
     — Yuuki, skarbie.
     Nastolatka wzdrygnęła się gwałtownie, nie do końca spodziewając się obecności dziadka akurat w tamtym momencie. Zmarszczyła nos, wykrzywiła usta w grymasie i przeklnęła cicho, odstawiając trzymany w dłoni kieliszek na swoje miejsce, nim dobrze zdążyła zamoczyć usta w trunku. Dopiero po chwili ze zrezygnowaną miną odwróciła się do mężczyzny.
     Regan Tenebris stał kilka kroków dalej, tuż przy Mariuszu, który teraz żywo zainteresowany wpatrywał się w Yuuki, poruszając z wolna ogonem. Regan natomiast wyraz twarzy miał poważny, skryty częściowo w śnieżnobiałej, świeżo przystrzyżonej brodzie. Podpierając się na lasce o lwiej główce, przyglądał się małej anielicy z nieodgadnionym błyskiem w czarnych tęczówkach, tak, jakoby tylko w ich kącikach czaiły się dobrze ukryte, rozbawione iskierki.
     Po chwili jednak, ku zaskoczeniu Yuuki, roześmiał się krótko, kręcąc z politowaniem głową.
     — Nie spijaj resztek, naleje ci.
     Nastolatka uniosła brwi, wyraźnie zaskoczona.
      Serio?
     — A nie? Kiedy ty się chcesz pić dobrze nauczyć, dzieciaku?
     — No wiesz, tata mówił, że od twoich specyfików bym zginęła.
     Regan machnął ręką, podchodząc nieśpiesznie do Yuuki i zgarniając po drodze butelkę z trunkiem.
     — Moich? - parsknął z wyrzutem.   Raczej jego i moich, niech już taki święty nie będzie. A myślisz, że co twój ojciec robi całymi dniami? Bo na pewno nie pracuje ciężko, tak tylko podpowiem.  Mężczyzna napełnił szklane naczynie rumem.  No, czasami mu się zdarza. A teraz pij, póki matka nie widzi.
     — Nie byłaby zadowolona, że mnie upijasz, co nie?
     — Nalałaby ci czegoś gorszego.
     — Oh.
     Regan odetchnął głęboko, poprawiając pelerynę płaszcza, który na nowo ułożył się miękko na jego skrzydłach, po czym zasiadł wygodnie w fotelu i wyciągnął cygaro, które odpalił zgrabnym, szybkim ruchem i wsunął sobie do ust. Aligator Mariuszek przyczłapał po chwili bliżej, układając się tuż przy nodze Regana, który mimowolnie zsunął rękę w dół, by móc poklepać go po łbie.
     Yuuki, biorąc solidny łyk trunku - i nie krzywiąc się przy tym ani razu -  przysiadła po turecku tuż obok, na małej pufie, przyglądając się mężczyźnie z uwagą i skupieniem, jakie zastygło na jej twarzy.  Widać było, że nad czymś zastanawia się głęboko, dobierając słowa i myśli, które chciała uwolnić. Widział to również Regan, jednak czekał cierpliwie, nie poganiając wnuczki, a jedynie zaciągając się raz za razem cygarem.
     — Dziadku, czemu nasze rodziny się nie lubią?
     Regan nie odpowiedział od razu, a zaciągnął się kolejny raz, mocno, wypuszczając z ust obłok szarego dymu, który powędrował gęsto nad ich głowami.
     — Widzisz, Yuuki, to nie tak, że się nie lubimy. Po prostu w pewnych momentach potrzeba czasu. Czasu, żeby zrozumieć, żeby nauczyć się, żeby zaakceptować.
     — Nawet po tylu latach? Czyli... - zmrużyła oczy: ...Ty na początku nie lubiłeś taty?
     — A skąd. Kiedy dowiedziałem się, że Avriel chce wyjść za jakiegoś niedołęgę za grosz, myślałem, że żartuje.
      Mężczyzna skrzywił się na samo wspomnienie, na co Yuuki zaśmiała się pod nosem.
     — Ale czasem dla szczęścia ukochanej osoby warto odpuścić. Poza tym jestem postępowym dziadkiem.  Regan mrugnął w stronę wnuczki.  Niekiedy do pewnych rzeczy trzeba po prostu dojrzeć. Tak samo, jak teraz nasze rodziny muszą dojrzeć do tego, aby zechcieć poznać się lepiej.
     Yuuki zamilkła. Szanowała zdanie Regana, szanowała to, co powiedział, jednak nie była przekonana co do prawości owych słów. Zgrzyt, jaki narodził się między rodziną jej matki a rodziną jej ojca wyczuwalny był w powietrzu od pierwszych chwil, kiedy tylko związek jej rodziców został przypieczętowany przysięgą małżeńską. Niestety prócz słownych przepychanek nie dochodziło między rodzinami do większych starć, aczkolwiek nawet po tym Yuuki nie łudziła większych nadziei, aby kiedykolwiek mogło się coś zmienić.
     Regan widząc konsternacje na twarzy wnuczki, ponownie roześmiał się.
     — Kiedyś wspomnisz moje słowa. Masz charakter swojej matki, więc jestem bardziej niż pewien, że tak będzie.
     Nastolatka nie odpowiedziała. Wiedziała, że charakter w większości odziedziczyła po matce, jednak nie czuła, aby to był dobry moment na zastanawianie się nad tym, toteż koniec końców wzruszyła tylko ramionami, dopijając resztę rumu z kieliszka.
     — Coż, a skoro mowa o rodzinie  wtrącił nagle Regan, tym razem dolewając rumu sobie.  Myślę, że powinnaś z należytą godnością pożegnać ciocie Petunie po raz ostatni  dodał, unosząc delikatnie kieliszek w geście toastu. Yuuki zerknęła wpierw na szklane naczynie trzymane w jego dłoni, a później na samego Regana. Bez problemu dostrzegła ten skryty w głębokiej czerni figlarny błysk, który rozumiała aż za dobrze. Oboje rozumieli się aż za dobrze.
     — Oczywiście, dziadku [...]
     Atmosfera panująca wśród zebranych była ciężka, gęsta, żałobna. Mimo iż w tamtym momencie wewnątrz posiadłości mieszały się ze sobą dwie, zupełnie odmienne rasy, stosunkowo niewiele mogło ich wtedy poróżnić. Kaskady czarnych, smutnych sukien wiły się między sobą, od czasu do czasu mijając z równie głęboką czernią męskich fraków. Każdy z obecnych twarz miał kamienną, bladą i owitą smutkiem. I choć owy smutek mógł czasami okazać się gorzkim kłamstwem, ubrany był przez wybitnych aktorów, którzy doskonale wiedzieli jak odegrać swoją rolę.
     Yuuki stała wraz z ojcem i matką niedaleko miejsca, gdzie znajdowała się urna z prochami. Niewielkie naczynie ulokowane na specjalnie przygotowanym wcześniej miejscu okrytym smolistym aksamitem i udekorowanym krwistymi różami. Tuż obok stało pokaźnych rozmiarów zdjęcie zmarłej, której skwaszona mina nawet pośmiertnie okazywała widocznie niezadowolenie całym światem.
     Nastolatka rozejrzała się po zebranych żałobnikach, niekoniecznie robiąc to dość dyskretnie, by koniec końców ku swojemu zadowoleniu dojrzeć siwą, idealnie zaczesaną czuprynę Regana Tenebris wyłaniającą się z tłumu.
     — Idę do dziadzia  zakomunikowała nagle, nie dając rodzicom nawet chwili na odpowiedź i wysmyknęła się zwinnie za ich plecami, chwilę później stojąc już u boku głowy rodu Tenebris.
     Mężczyzna posłał wnuczce delikatny uśmiech, kładąc miękko dłoń na jej ramieniu.
     — Jestem z ciebie dumny, Yuuki.
     — Dzięki, ja też jestem.
     Owa krótka wymiana zdań z pozoru nie była czymś nadzwyczajnym. Nie dało się wychwycić pobrzmiewającej w niej diabelskiej nuty i ukrytego, tajemniczego przekazu, rozumianego tylko i wyłącznie przez stojącą przy sobie dwójkę upadłych.
     Yuuki bez słowa odebrała od dziadka piękny, zdobiony kielich wypełniony do połowy złocistym trunkiem, po czym nie bacząc na nic, ruszyła do przodu, prosto ku zdjęciu grymaśnej ciotki Petunii taksującej ją nieprzystępnym spojrzeniem.
     W pierwszej chwili mało kto zwrócił na nią uwagę, lecz wystarczyło kilka dłuższych sekund, by wszystkie oczy z zainteresowaniem i nieskrywaną ciekawością obserwowały anielicę. Szła prosto, powoli, z wysoko uniesioną brodą i dumą w piwnych tęczówkach, tak, jak na arystokratkę z czystej krwi przystało. Doskonale wiedziała, że w tamtym momencie znalazła się w centrum zainteresowania, lecz ani trochę nie speszyło ją to, nie sprawiło, że zatrzymała się, że zawróciła. Biła od niej pewność i opanowanie, co nie zawsze można było uświadczyć w jej wieku, zwłaszcza u niej.
     Ojciec Yuuki, widząc swoją córkę kroczącą w stronę urny, z początku zmarszczył delikatnie brwi, nie do końca mogąc pojąć jeszcze, co tym razem ulęgło się w głowie jego córki. Wystarczyło jednak szybkie zerknięcie na Regana, by wszystko ułożyło się w jedną, spójną całość.
     Mężczyzna westchnął i jęknął żałośnie, wywracając oczami.
     — Litości...
     Ale na litość było już zdecydowanie za późno.
     Yuuki Tenebris odchrząknęła głośno, uniosła ku górze kielich i przemówiła donośnie.
     — Moi drodzy. Nie na co dzień mogę widzieć wasze piękne twarze i nie pomyślałabym, że kolejny raz, kiedy dane mi będzie was ujrzeć, stanie się tak smutnym dla nas wszystkich. Zebraliśmy się tu dziś, by uczcić pamięć naszej kochanej Petunii. - Zamilkła na moment, wzdychając głośno, ostentacyjnie. — Kochana ciociu, niech ci ziemia lekką będzie.  Powiedziawszy to wszystko, Yuuki upiła łyk trunku, by chwilę później otworzyć urnę i bezceremonialnie wlać tam resztę alkoholu.
     Wszyscy zamilkli, zbyt zszokowani, by móc w jakikolwiek sposób skomentować to, co się stało. Wpatrywali się w młodą Tenebris tak, jakby właśnie wyrecytowała zaklęcie mogące przyzywać umarłych z zaświatów. Po sali nie przeszedł nawet jeden szmer. Jedyną zadowoloną osobą wśród zgromadzonych był sam Regan Tenebris, który uśmiechając się pod nosem, obserwował Yuuki ze swojego miejsca.
     W końcu zaśmiał się krótko, sam wznosząc swój kielich do toastu.
     — Oby tak dalej, Yuuki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz