sobota, 16 maja 2020

Od Tadeusza - Misja

𝔗
Podróż była ciężka, bo anatomia żaby nigdy nie miała być dostosowana do długich wędrówek, a ludzkie siodła nie zostały stworzone do płaziej, odrobinę zdeformowanej miednicy – bo przecież układ kostny Tadeusza nie przypominał tego porządnej rany. Ten ów odpowiednio dostosował się do utrzymywania się na dwóch nogach, stąd też odrobinę mocniejsze kości, lepiej skonstruowane połączenia pomiędzy miednicą, mocniejszym i dłuższym niż u wzorowego przedstawiciela kręgosłupie oraz porządniejszych mięśniach, które, zamiast utrzymywać żabę jak na noszach (bo wiedzcie moi drodzy, iż żaby są prędzej zawieszone na czterech nogach niźli utrzymują się za pomocą siły swych mięśni), porządnie dźwigały cały ciężar jego ciała w miarę wyprostowanej pozycji. Podróż więc łatwa być nie mogła, nie podobała się ani Tadeuszowi, ani kucowi, który przydzielony został mu na pierwszy etap wędrówki. Zresztą, nie podobała się i jego kolejnym towarzyszom, którzy zmuszeni byli wysłuchiwać niekończących się narzekań o ciągle przemarzniętej głowie, wybijającej drodze, którą jako żaba, miał wrażenie, odczuwał potrójnie nieprzyjemnie. Oczywiście, nie spoglądano na niego również poważnie w zajazdach, bo jak to tak, wymagająca czegokolwiek żaba, któż słyszał o takich ewenementach. Przestawali się śmiać, gdy z mieszka wyciągał dodatkowe monety, podrzucał je raz, drugi w łapie, a następnie z mocnym uderzeniem wrzucał na blat (nie mógł ich po ludzku położyć ze względu na swój dziecinny wzrost). Kilka razy dzięki temu dostał nawet i porządniejsze łóżko, smaczniejsze jadło i przychylne uśmiechy, a nawet i kilka razy zagrał z kimś w szachy oraz karty, malując się na tajemniczego, bogatego męża o wyglądzie żaby. Ba, jednym mieście rozeszła się plotka, iż jest on zaginionym przed laty, zaklętym księciem, a jedynym wybawieniem miał być pocałunek prawdziwej miłości – plotek, umyślnie lub nie, nie zdążył zdementować.
Softmantle miał więc nadzieję, że po ciężkiej podróży zostanie przynajmniej powitany szczerym i ciepłym uśmiechem. Na szeroko rozłożone ramiona oraz chleb i sól nie liczył, był w końcu płazem.
— Przysłali nam ropuchę?
Medyk odchrząknął z wzrokiem opuszczonym nadal na swoje stopy, kończyny, łapy, sam nie do końca wiedział, czym je mógł nazywać. Oczywiście, najlepszym określeniem pozostawała płetwonoga, stwierdził jednak kilkadziesiąt lat temu iż ujmuje mu to odrobiny godności, zezwierzęca i odczłowiecza, a umysłem przecież pozostawał jak najbardziej ludzki. A więc stopa.
— Pani wybaczy, aczkolwiek jestem żabą, uściślając Pelophylax lessonae, czy w powszechnym, żabą jeziorkową — już rwał się do tłumaczeń, już unosił jedną dłoń, wyciągał błoniasty, obrzydliwy palec w ekscytacji, istnym podnieceniu tłumaczenia rzeczy niezrozumiałych.
Brązowe, ostre spojrzenie Lady Darell jednak wystarczająco ostudziło zapał Softmantle’a, który natychmiastowo ponownie wbił spojrzenie w podłogę. Oczywiście, że bardzo chętnie wyłożyłby cały wykład o szanowaniu cudzego gatunku oraz stosowaniu odpowiedniego słownictwa ad personam.
— Ropucha do ochrony! — prychnęła, wymownie spoglądając na męża. Lord Philip, jak każdy porządny człowiek w takiej sytuacji, wyglądał na zdecydowanie zakłopotanego, aczkolwiek swej wzgardy i oburzenia nie pokazywał w sposób tak oczywisty, jak jego żona. — Mieszają w sprawach, zostawiają po sobie chaos, a do obrony przysyłają nam płaza! I jeszcze żądają pieniędzy! — Splotła ręce pod bujną piersią, a Tadeusz przeklnął w myślach, uświadamiając sobie, iż jego pierwsze przemyślenia na temat wyjazdu ostatecznie okazały się słuszne. Nie nadawał się, powinien był nadal siedzieć przy biurku, ledwo dosięgając podłogi kończynami, i wysłuchiwać lamentów Ophelosa na temat widma ostrza gilotyny spadającego na jego szyję (Softmantle stwierdził, iż objawy te przypominają nerwicę czy paranoję, choć zdrowiem mentalnym nigdy głębiej się nie interesował), a nie pchać się i próbować polepszyć aktualnie i tak już nadszarpnięte stosunki z ethijską szlachtą, która przecież do gildyjczyków uprzedzona była zawsze. Wolał nie wspominać również, że pochodził z Defros, a jeszcze okazaliby się przeciwnikami jako tako wytyczonej przed latami granicy. Przecież jeszcze pamiętał, jakie emocje temat ten wywoływał sto lat temu.
— Słońce, odesłanie pana — tu mężczyzna zawahał się, jakby określenie żaby panem było odrobinę na wyrost, no cóż, Tadeusz nie miał go za co winić, choć poczuł się dotknięty — Softmantle’a z powrotem do Tirie byłoby co najmniej nierozsądne, nim przyjechałby nowy delegowany, już okazałby się niepotrzebny. — Zlustrował medyka wzrokiem, od czubka łysego łba (cylinder w końcu zdjął, tak wypadało, i teraz przytrzymywał w łapach) aż do jego płetwonóg. — Myślę zresztą, iż pan Tervouise nie ważyłby się nas obrazić, a przysłany przedstawiciel ma na pewno niespotykane i przydatne talenty…
Szydzili z niego. Wypindrzeni, wypierdzeni i wychuchani Ethijanie z niego szydzili, wahali się i nie ufali, traktowali prędzej jako ciekawostkę prosto z wędrownej trupy cyrkowej, a nie poważnie wykształconego maga wprost z najlepszego i najsławniejszego uniwersytetu magicznego na całym Kontynencie (nie żeby mieli jakąkolwiek możliwość się zdobycia tej informacji, a nawet jeśli – przy krótkim zlustrowaniu Tadeusza wzrokiem wydawała się mało, choćby wcale prawdopodobna) . Nie pozostawało więc nic innego, jak zadrzeć odrobinę wyżej nos, przymrużyć powieki i pokazać, iż było się wartym pojawienia się u boku Lady Darell, jakkolwiek aktualnie nie miało się na to jakichkolwiek chęci. Nie dla takiego traktowania poświęcał swe życie nauce i ciężkim badaniom, nie na to poświęcał cenne godziny długiego żywota.
— Jak najbardziej, Mistrz Tervouise nie wysłał mnie tu bez powodu, jestem najlepiej wykształconym i najbardziej oczytanym członkiem gild… — przerwał, zorientowawszy się, iż nie ma najmniejszego sensu kontynuować. Słuchały go jedynie kobiece plecy, męskie, zwrócone ku sufitowi czoło oraz kilka ciekawskich par oczu należących do służby, teraz wyglądających zza grubej, purpurowej kotary.
Damska dłoń w rękawiczce wskazała na niego. Zza kotary wychyliła się blondwłosa służka, skinęła głową, a następnie, również z nieskrywanym obrzydzeniem w stosunku do jego persony, podeszła, dygając, ale tylko odrobinę. Z powodu statusu, nie z uprzejmości.
— Pan pozwoli, że zaprowadzę pana do pańskiego lokum.
Za dużo panów, zbyt sztywno i formalnie. Nawet się nie uśmiechnęła.
Skinął jej głową, posłusznie, ze wzrokiem wbitym we własne stopy, wychodząc za dziewczyną z pomieszczenia. Chłodne spojrzenie Lady Darell drążyło dziury w żabich plecach, Lord Philip, najwidoczniej chcąc uciec przed niezręcznymi pytaniami oraz oskarżeniami, zdążył już usunąć się z pokoju.


— Będę na pańskie zawołanie. — Dziewczyna dygnęła jeszcze raz, ewidentnie chcąc czym prędzej opuścić mały, aczkolwiek całkowicie mu wystarczający pokój. Biurko, półka z książkami, choć nieambitnymi, jak stwierdził po szybkim przejechaniu wzrokiem po ich grzbietach, okno, łóżko i piec, a więc nic więcej do szczęścia nie potrzebował.
— Będę starał się wam zbytnio nie utrudnić życia.
Zauważył, że nieśmiały uśmiech, którym obdarował blondynkę, niezbyt przypadł jej do gustu.
— A… pościel?
— Pościel?
— Nie trzeba zmieniać jej codziennie?
Tadeusz zmrużył oczy, nie do końca wiedząc, co służce chodziło po głowie. Odchrząknęła, ewidentnie wahając się przy dobraniu odpowiednim słów.
— Jest pan żabą i… żaby, jak mi wiadomo, produkują śluz.
— Och. — Zamrugał gwałtownie, drapiąc się pod brodą. Pokiwał głową, zgadzając się z dziewczyną, bo tak, dla niedoświadczonej osoby z zewnątrz mogło to wydawać się problemem. — Nie ma takiej potrzeby, jedna wymiana w czasie mojego pobytu całkowicie mi wystarczy.
Blondynka skinęła głową, a następnie bez pożegnania, opuściła pokój.
Tadeusz padł bezwładnie na materac, wzdychając ciężko. Zapowiadał się ciężki tydzień, a on nawet nie zdążył odpocząć.
𝔗
[ pierwsza część, bo, jak zawsze, nie lubimy przecież wrzucać wszystkiego na hejnał (albo nie piszemy wszystkiego na hejnał)]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz