niedziela, 24 maja 2020

Od Eugeniusza c.d. Nikolaia

Nie miał kompletnie pojęcia o co chodzi mężczyźnie. Odkąd tylko się pojawił w gildii, ten niemalże dzień w dzień łaził za nim, a teraz wyskakuje ze stwierdzeniem pokroju "słońce świeci". Gieniu nie przywiązywał wielkiej wagi do tego typu rzeczy, przez co faktycznie chodził w nieco już zużytej koszuli i spodniach. Ale jednak wciąż były w dobrym stanie. Ubrania miały być przede wszystkim funkcjonalne, nie modne. Modnie to mogła się ubierać nie znająca pracy szlachta. Prychnął. Poczekał tylko, aż blondyn przestanie się śmiać.
- No. - powiedział spokojnie i poszedł w swoją stronę. Zaśmiał się pod nosem. Mężczyzna, Nikolai o ile się nie mylił i dobrze skojarzył imię z osobą, był albo bardzo głupi, albo miał jaja, żeby wypalić tak do nieznajomego. Eugeniusz stawiałby prędzej na to pierwsze niż drugie. Wyglądał mu on raczej na obrażone dziecko, niż awanturnika. Nieco duże, ale jednak dalej dziecko. 
Zostałby i by się z nim kłócił, gdyby nie to, że miał kilka spraw do załatwienia. Warsztat sam się nie urządzi. Wyciągnął z kieszeni piersiówkę i nią zakręcił. Tak samo jak rum się sam nie uzupełni. Wypił ostatnich parę łyków i zaśmiał się. Zaiste dobry mieli tutaj rum. Czuć w nim było smak Fliss. Swego czasu wypił sporo tamtejszego trunku. Mógł nie witać w tamtejszych portach przez wiele lat. Mógł już pozapominać gdzie były najlepsze tawerny. Ale smaku dobrego Erlańskiego rumu nigdy.
Udał się na plac za budynkiem gildyjnym. Tym razem ten duży dzieciak nie śledził go. O ile tak można to było nazwać. Facet po prostu łaził za nim w znacznej odległości od czas do czasu chowając się za rogiem, myśląc, że nikt go nie widzi. A zwłaszcza Eugeniusz. Naprawdę nierozgarnięty dzieciak. Nie to co za jego młodych czasów. Ludzie mieli o wiele więcej oleju w głowie. Jak chcieli kogoś śledzić, to nie kucali za krzakiem. Nie wychylali całego torsu zza rogu. No i mieli też choć odrobinę kultury. O dyscyplinie nie wspominając. Gdyby byli na morzu niektórzy już powiesiliby go na maszcie albo za burtą. Ewentualnie zamknęli w pustej skrzyni w luku ładunkowym. Człowiek od razu nabierał moresu po czymś takim.
Wszedł do środka i wyciągnął dwa kozły na zewnątrz. Wyniósł kilka desek i narzędzi. Złapał za strug i zaczął dokładnie heblować deski. Wszak szafka na mniejsze narzędzia i przybory nie mogła być w żadnym wypadku nierówna. To, że według niektórych ubierał się jak "stary dziad", nie świadczyło, że Eugeniusz nie przykładał wagi do estetyki i wykonania. Kiedyś nie było tak jak teraz. Jak już się coś robiło, to robiło się to porządnie. Zwłaszcza jak miały się tam znajdować niestandardowe przedmioty ukryte w specjalnej przegrodzie. Trzeba było składować swój malutki zapas trunków w bezpiecznym miejscu.
Praca szła sprawnie. Poranek był rześki. Słońce przyjemnie grzało gdy wiatr ustawał. Wszedł do środka w poszukiwaniu rysika, żeby zaznaczyć linie cięcia i wpustu. Gdy wyszedł zobaczył jak zza rogu wychodzi ten głupi dzieciak. Szedł dosyć szybko. Eugeniusz zdążył położyć rysik na desce gdy blondyn dotarł do niego.
- O co ci chodzi? - rzucił patrząc na niego i uśmiechając się przy tym. Nie ukrywał irytacji na mężczyznę, ale też nie przestawał się uśmiechać. - No synku?

No, jakoś to poszło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz