sobota, 16 maja 2020

Od Kai CD Nikolaia

Woda zachlupotała wokół kostki, kręgi rozeszły się w kierunku drewna balii, poruszając płatkami bławatka. Pochyliła się odrobinę, łapiąc się za jej krawędź, po czym przekroczyła granicę pomiędzy suchym, a mokrym otoczeniem za pomocą jednego, szybkiego ruchu. Druga stopa schowała się pod taflą, a wraz z kostką łydka, prawie że kolano. Następnie, niby rozpakowując prezent, bo przecież za owy zawsze się miała uważać, chwytając za rogi koszuli, skrzyżowawszy ręce w łokciach, pociągnęła ją do góry, by następnie niedbale odrzucić lniany materiał na mokre płytki. Nie miała się tym zbytnio przejąć, zresztą, szlafrok ułożyła w suchym miejscu, dbając o to, by owy się przypadkiem nie zachlapał. Bieganie przez cały korytarz w mokrych tkaninach niezbyt jej się uśmiechało.
Rozgrzane, łaźniowe powietrze uderzyło w brzuch, pierś, obojczyk. Montgomery przeciągnęła się po raz ostatni, po czym bezpardonowo chlusnęła o taflę wody, bluzgając nią dookoła całej balii. Zakołysało się, ona zakołysała się wraz z nią i westchnąwszy, na dobre odchyliła się, opierając zmęczony kark o drewnianą krawędź balii. Głowa bezwładnie opadła w tył, już za długie jak na jej standardy włosy musnęły płytki, a brzeg wbił się niemiłosiernie w skórę. Kai westchnęła cicho, bo choć uczucie było na początku nieprzyjemne, tak ostatecznie zmuszało zmęczone mięśnie do odpuszczenia i rozluźnienia się pod niekapitulującym naciskiem. Dłonią przejechała po nagim, biodrze, wystukującym na nim jedynie sobie znany rytm. Dzwonki zadzwoniły, choć, według zdrowego rozsądku, pod taflą wody zadzwonić nie mogły.
Nigdy nie potrafiła zrozumieć idei kąpania się w koszuli, nawet jak najcieńszej, która jej jedynie ciążyła, krępowała ruchy i utrudniała dostęp do skóry. Nie było to komfortowe, nie było to praktyczne, a kobiety z dobrych domów nadal, niby w obawie, że złowrogi demon wkradnie się do łaźni i zobaczy nagie ciało, okrywały się materiałami, nawet w samotności, rumieniąc się na tylko drobną wspominkę, o tym, iż odrobinę wygodniej będzie, gdy długawej koszuli człowiek się po prostu pozbędzie. Zresztą, biała i cienka tkanina rzadko kiedy ukrywała detale przed bardziej wnikliwym i doświadczonym okiem. Ba, może i jeszcze bardziej podjudzała, dodając jedynie szczypty misterium.
Kai uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie o mokrych, złotych kobiecych włosach przewiązanych błękitną wstążką i rozpływających się wręcz na przemoczonej koszuli, która nawet nie starała się ukrywać przykrytych nią ładnie wyrzeźbionych, a nadal o delikatnej formie, pleców.
Zadarła palce lewej stopy, rozciągając ścięgno, następnie pociągnęła je niby do podbicia, by wyciągnąć mięśnie budujące jej wierzch. Westchnęła cicho, nogę zarzuciła za balię, przez co i w łydkę wbiła się jej cienka krawędź. Dłońmi przejechała przez włosy, otwierając oczy i orientując się, jak wiele frustracji zdążyło nagromadzić się w jej ciele.
Bo siedziała bezczynnie, kręcąc się po całej gildii, zaglądając we wszystkie jej zakamarki i nic z tego nie wyciągając. Bo sytuacja w Tiedal rozwinęła się w nieprzyjemnym kierunku, utrudniając przemieszczanie się i choć podróży do Ovenore w zbliżającym się czasie nie planowała (jak myślała, większość członków gildii, nawet jeżeli takie plany posiadało, już z nich zrezygnowało), tak uważała, iż wpływało to na jej poczucie niby ptasiej wolności. Bo kto wie, czy w końcu nie zachce się jej postawić tam swojej prawej stopy, teraz spiętej, prawdopodobnie ujętej skurczem i próbującej się rozluźnić poprzez masowanie podbicia o brzeg balii.
Najbardziej jednak, jako artystkę, frustrował kompletny brak inspiracji, brak słów i brak rytmu, brak historii do przekazania i brak widowni, której owe historie mogłaby przekazać. W głowie panowała pustka, jak gdyby po jej umyśle ktoś przejechał szmatą nasączoną silnym ługiem, który bez pytania wyżarł wszystkie pomysły. Oczywiście, o owym problemie wyżalała się już Desideriusowi, ten jednak obdarzał ją smutnym, może współczującym spojrzeniem jasnych oczu, zresztą, nie winiła go o to kompletnie, bo w złości nie dałaby prawdopodobnie dać mu dojść do słowa. O problemie próbowała rozmawiać z Xavierem – tego jednak najczęściej udawało się jej znaleźć już w stanie nienadającym się do jakichkolwiek dyskusji, z czołem opartym o drewno i bezwładną dłonią, delikatnie otaczającą kryształ z niedopitym trunkiem.
Z problemem należało więc poradzić sobie w samotności, co przecież również potrafiła robić. Można było też odłożyć owy na czas późniejszy, teraz rozkoszując się jeszcze ciepłą wodą, przyjemnie okalającą ciało. Przymknęła oczy, wypuściła powietrze z płuc i na chwilę schowała się pod taflą wody, mocząc włosy, które okoliły ciało niczym miękki koc.
Ze spokoju wyrwana została szuraniem, tupaniem, skrzypieniem. Powoli wyjrzała zza tafli, niby syrena szmaragdowymi oczętami obserwująca swą ofiarę, teraz krzątającą się po łaźni, najwidoczniej niezbyt przejętą towarzystwem – zresztą, Montgomery również nie przejmowała się tajemniczym gościem, bo nagość nigdy nie miała być powodem do czerwienienia się uszu i polików, a raczej całkowicie ludzką sprawą, zwłaszcza gdy ciało i tak okrywała woda, zniekształcającą obraz, mamiącą oko niby krzywe zwierciadło. I prawdopodobnie w ciszy tej nadal obserwowałaby nerwowo biegającego, czołgającego się, skradającego się po płytkach mężczyznę, może i nawet rozkoszowałaby się widokiem nagich łydek, luźniejszej koszuli, gdyby nie niebezpieczne zbliżenie się do jej własnej, która wydawała się idealną szmatą do postawienia na niej stopy, kolana, które następnie bez uprzedzenia odjechałaby w przód, powodując upadek. Odchrząknęła więc głośno i dosadnie, powiadamiając o swej obecności i szykując się do wręcz wykrzyczenia słów ostrzeżenia. Nie zdążyła, choć, dzięki bogom, mężczyzna się zatrzymał, wbijając ostry wzrok prosto w jej twarz okalaną mokrymi włosami, których końcówki nadal pływały na tafli wody, plącząc się z płatkami bławatków. Ba, nawet i wycelowano w nią oskarżycielski palec.
— Cicho, szukam wstążki. Właśnie! Widzieliście wstążkę? Taką gdzieś o kobaltową. Bardzo prosta, trochę obszarpana przy krańcach, ale wyjątkowo dumna. Szlachetna bym wręcz powiedział. Och, ładna to była wstążka, jeśli jej nie znajdę, to naprawdę się wkurwię.
Montgomery zmarszczyła czoło, z przykrością malującą się na buzi pokręciła głową, bo niestety, wstążka nie wpadła w jej oko nawet przez chwilę. Blondwłosy, prawdopodobnie po prostu nie zauważywszy owego gestu w całej swej chandrze, oparł się o balię. Oczywiście całkowicie mokrą od kotłującej się w niej niczym ryba złapana w sieć Montgomery.
— Naprawdę, nie wiem, gdzie ją posiałem. Przysięgam, jeszcze wczoraj wieczorem ją miałem.
Kai westchnęła cicho, przekręciła się na biodro i podciągnęła do siebie nogi. Łokciami oparła się o jej krawędź, rozkładając je szeroko, wychyliła się odrobinę, chcąc spojrzeć na twarz mężczyzny. Kilka pasm włosów wypadło zza krawędzi, pozwalając wodzie skapywać na podłogę. Jeden z płatków wplątanych czy przyklejonych do jej loków, teraz opadł na płytkę.
— Niestety żadna wstążka nie wpadła w moje oko — stwierdziła z przykrością, bo zdecydowanie wolałaby pomóc mężczyźnie rozwiązać jego problem. — Ale możesz zerknąć pod moim szlafrokiem, przyznaję, rzuciłam go odrobinę niedbale i może po prostu w tej niechlujności ją przykryłam. — Głową wskazała na przerzucony przed drewniane krzesło szlafrok, przy okazji zauważając, że materiał zahaczał o jedną z mokrych płytek. Przeklnęła w myślach. A już myślała, że uda się jej dojść do pokoju w porządnym stanie! — A jeżeli tam się nie znajdzie, to proponowałabym przejście krok w krok po twojej wczorajszej trasie, myślę, że to całkowicie powinno wystarczyć.
Westchnęła cicho, zdejmując łokcie z balii i przekręcając się na plecy. Wyciągnęła prawą nogę w powietrze, by następnie oprzeć ją o drewno. Kolejne krople wody spadły na płytki. Gdy tylko przywróci się do porządku, będzie musiała tu odrobinę posprzątać.
— Złodziei w gildii raczej nie mamy, nawet jeżeli niektórzy kiedyś trudnili się w owym fachu — mruknęła pod nosem i uśmiechnęła się. Rozluźniła zmarszczone z frasunku czoło, ponownie zamknęła powieki. — Zresztą, podejrzewam, iż owa wstążka ma wartość sentymentalną i cudza dłoń nie powinna się do niej tak po prostu, niewzruszenie, przykleić? — zapytała, ściągając łopatki, przeciągając się, o tak, odrobinę.
[ Nikolai? ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz