wtorek, 19 maja 2020

Od Kai CD Nikolaia

Nie spodobało jej się, jak bardzo piwne oczy utraciły na blasku, jak dopiero co poznany mężczyzna niby opuścił nos ku podłodze, oczywiście jeszcze nie żałobnie, a pasma białych włosów spadły z ramion. Niby te obrzydliwe balony z jelit, które dopiero co opuściło powietrze, opadły więc bezwładnie na ziemię, pozostając pomarszczonymi, sztywnymi i śmierdzącymi tkankami. Westchnęła cicho, ostatecznie przestając nawet szastać pomysłami na kolejne kryjówki nieszczęsnej wstążki. Kobiece ramiona opadły bezwładnie, dzwonki nie miały nawet siły zadzwonić.
— Diabeł ogonem nakrył — nagłe żachnięcie przerwało beznadziejną, kompletnie pozbawioną ich wcześniejszej energii atmosferę, ba, Montgomery nawet i parsknęła cichym śmiechem, bo przecież, mając na uwadze budowę gildyjskich demonów, których najwidoczniej Nikolai po prostu nie miał szansy poznać, było to całkiem możliwe.
Bardka obstawiała jednak nakrycie przypadkowe, a nie umyślne, w końcu nie wydawało się jej, by Balthazar rogi przyozdabiał cudzymi wstążkami, a Banshee, choć na pewno niezwykle zafascynowany swą prezencją, bo przecież być prawie że stuprocentowym kotem z krwi i kości, nie dałby założyć sobie obroży, co dopiero, bądź co bądź, damskiej wstążki.
Nie żeby Kai Montgomery kiedykolwiek przeszkadzali mężczyźni związujący włosy, zwłaszcza tak długie, wstążkami. Kobiety od tylu lat przywdziewały spodnie, ba, co odważniejsze brały za miecz i wciskały się w zbroje płytowe, dlaczego więc i mężczyzna nie mógł zadbać o swój wygląd, związując swe loki porządną, śliczną tasiemką? Zresztą, nie przeszkadzałaby i jej spódnica, a nawet i sukienka, luźniejsza czy ta ukazująca ciut więcej. Materiał dla niej miał zawsze pozostać tylko materiałem, którego wartość oceniała po finezji jego wykonania oraz zszycia w porządny, akcentujący odpowiednie pozytywy strój, a nie obwiązanego nim modela.
— Pewnie znajdę ją akurat, kiedy nie będzie takiej potrzeby, no cóż. Złośliwość rzeczy martwych. — W odpowiedzi pokiwała energicznie głową, w dłoniach przy okazji podrzucając wilgotny ręcznik. Dzwonki mimowolnie zadzwoniły, będąc do tego przymuszonymi. Wydobyty dźwięk wydawał się więc skrzypiący niczym nienaoliwione drzwi – Montgomery oczywiście zbeształa je wzrokiem oraz nieprzyjazną myślą, która w rzeczywistości nie miała jak do nich dotrzeć. — Chyba będę musiał znaleźć tymczasowe zastępstwo i tylko liczyć, że zguba się odnajdzie. Ale dziękuję za pomoc. Bardzo to doceniam — podziękowania wydawały się jak najbardziej szczere, kobieta ponownie skinęła głową, choć zmarszczyła czoło, widząc tę niezwykle umęczoną minę. W przeciwieństwie do Nikolaia podchodziła do sprawy odrobinę bardziej pozytywnie – jeżeli w gildii nie mieli ponownego ataku chochlików, tak wstążka w swej wymyślnej kryjówce powinna być jak najbardziej bezpieczna, a tylko kwestią czasu pozostawało jej odnalezienie. — Powinienem się w końcu umyć, wyglądam jak siedem nieszczęść.
— Wyglądasz. — Uśmiechnęła się szeroko, może i zbliżając się do mężczyzny w kilku krokach, które nagle nie sprawiły jej takiej trudności, jak poprzednio, a utrzymywanie tempa również stało się niezwykle łatwym, nie wymagającym jakiejkolwiek energii. Wzrok jednak skierowany miała nadal przed siebie. Niby nic, niby nikt, ale że ona coś? Przecież ona nic. — I nie tylko ty. — Uniosła jedną z dłoni wprost przed własne oczy, skrzywiła się, wcale nie starając się nawet tego ukryć. — Od mycia jeszcze nikt nie umarł, myślę, że wręcz przeciwnie, ale mam wrażenie, że, nie daj bogowie, ja jeszcze szybciej się zestarzeję. — Choć opuszki powróciły już do swego codziennego, młodego wyglądu, nadal nimi potarła, niby starając sobie przypomnieć uczucie pomarszczonej skóry pod nerwami, może i w duszy cicho panikując.
Czas uciekał, zegary wokół niej tykały, a ciało, choć nadal elastyczne, nie miało takim pozostać na zawsze. Nie miało utrzymać również swej bystrości i prędkości. Zastanawiała się, czy zostaną jej chociaż talent oraz słuch, a jeżeli kompletnie utraci to drugie, to czy nadal będzie mogła opuszkami gładzić struny lutni, wydobywając z niej porządne, a nie przypadkowe dźwięki? Czy pozostanie cokolwiek, z czego będzie mogła być dumna oraz zadowolona, czy wszystko zamieni się w pył, by następnie zostać zdmuchniętym przez lekki powiew przypadkowego wiatru?
Zastanawiała się również, czy płomienie nadal będą jej usługiwać. Czy dzwonki pewnego dnia po prostu nie wydadzą z siebie kolejnego dźwięku, nie mając wyznaczonego następcy swego właściciela.
— Zresztą i tak muszę tam posprzątać, a na śniadanie już dawno za późno — westchnęła cicho, odrobinę teatralnie, bo przecież bardzo chętnie zanurzyłaby się w gorącej wodzie ponownie, tym razem i w towarzystwie. Dla zaakcentowania całej wypowiedzi zerknęła na brzuch ze smutkiem, choć nigdy do żarłoków przecież nie należała.
Po tym wyprostowała się, poruszyła ramionami w przód i w tył, ponownie się uśmiechnęła, choć nieco bardziej subtelnie niźli zawiadacko, jak to w zwyczaju miała. Jedna z dłoni, chcąc wkraść się na męski kark, zahaczyła jedynie, i to ledwo, o ramię, bo różnica wzrostu w końcu musiała dać o sobie znać. Palce zatańczyły na luźnej koszuli Nikolaia, by prędko zostać z niej zabranymi.
— Widzimy się w łaźni.
I ruszyła w przód, może i odrobinę komicznie zamiatając krótszymi od tych męskich łydkami, pozostając jednak w tym wszystkim nadal sobą, nadal kobietą niezwykle sensualną. Stopa stawiana była przed stopą, biodra poruszały się subtelnie na boki, ale bynajmniej nie przerysowanie, a jedynym kiczowatym elementem w tym wszystkim wydać się mógł rękaw szlafroka, który niby przypadkowo odsłonił odrobinę większy odcinek czekoladowej skóry. 
Dzwonki, nie mogąc obejść się bez jakiegokolwiek komentarza, zadzwoniły głośno, piskliwie, tak, by dźwięk rozniósł się po całym korytarzu. Montgomery zbeształa je w myślach po raz kolejny, przeklinając je zupełnie poważnie.
Blaszane instrumenty groźbami, jak zawsze, się nie przejęły.
[akcja przecież tak pędzi, widzowie pytają, na cóż te trzy sezony? dowiecie się w następnych pięćdziesięciu odcinkach, oczywiście]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz