poniedziałek, 18 maja 2020

Od Nicolasa

Życiem Nicolasa, nie ważne, co by się działo, rządził i musiał rządzić spokój. Nic, absolutnie nic innego nie wchodziło w grę. Spokój zapewniał bezpieczeństwo. Był tą przystanią, w której zbłąkany podróżnik czuje, że nareszcie może spocząć i odetchnąć. Był podstawą gigantycznego muru, którym czarnowłosy się otaczał, by móc zachować chociażby pozory normalności. Jego tarczą i jednocześnie mieczem, którym się bronił i osłaniał przed wszystkim, co mogło sprawić, że cienie powrócą.
Bez niego zagubiłby się już dawno temu.
Może i czasem sprawiało to, że ludzie odbierali Nicolasa jako oschłego i obojętnego. On sam nie mógł na to nic poradzić. Bał się, że jak da się ponieść innym emocjom wszystko nagle runie, cały jego świat legnie w gruzach. Bezpieczniej więc było trzymać się tego opanowania i spokoju. Trzymać się tak długo, aż mężczyzna powoli przyzwyczai się do nowego stanu rzeczy oraz będzie mógł sobie pozwolić na więcej. Kiedy mury w jego umyśle będą tak stabilne, że będą utrzymywać się same i nie będą potrzebować podpory w postaci jego własnych dłoni.
I chociaż wiedział, że spokój jest najważniejszy zachował się jak głupiec.
Kiedy tylko się obudził, wiedział, że coś jest nie tak. Nie potrzebował też wiele czasu, by odkryć, dlaczego towarzyszy mu takie wrażenie. Cisza. W pokoju panowała głęboka cisza, którą przerwały dopiero stękania Nikole narzekającej na wczesną pobudkę. A to nie ona rozpoczynała nowy dzień w tym pomieszczeniu. Zawsze robił to Idien, który skoro świt budził ich swoim radosnym świergotem. Wszyscy do tego przywykli i zawsze tak było. Dlaczego tym razem nawet się nie odezwał?
Nie było go w pokoju. Brak drewnianej figurki ptaka na parapecie sprawił, że Nicolas w pierwszej chwili chciał przetrząsnąć sypialnię do góry nogami i dopiero nalegania pozostałej dwójki jego przyjaciół sprawiły, że nieco przyhamował i pierwej udał się na śniadanie. Idien nie mógł sam zniknąć. Nie mógł się ruszyć. Jeśli nie było go w pokoju mógł być gdziekolwiek tam, gdzie Nicolas był wcześniej. Czyli dosłownie wszędzie.
Korzystając więc z tego, że Nikole i Louis wygonili zielonookiego na posiłek swoje poszukiwania cała trójka rozpoczęła od kuchni i jadalni. Niewidoczni dla reszty świata towarzysze sprawdzili dokładnie obydwa pomieszczenia, kiedy Nicolas starał się opanować rosnący stres i chęć ciągłego rozglądania się po wypełnionej ludźmi sali. Niby nikt nie zwracał na niego uwagi, ba nawet nie zdradzając swojego niepokoju zamienił parę słów z kilkoma osobami, nie chciał jednak, by przypadkiem ktoś zauważył jego niecodzienne zachowanie. Owszem, nie było bardzo źle. Nie słyszał ani nie widział koszmarów. Jednak ktoś mógł zwrócić uwagę na jego panikę, jeśli przestanie ją ukrywać. A tłumaczenie się, że bierze się ona ze zgubionej pamiątki byłoby co najmniej dziwne.
Czas jednak płynął, a po Idienie nie było ani śladu. Swój pokój Nicolas przetrząsnął nawet kilka razy, a kiedy zegar wybił południe zrezygnował z dalszego sprawdzania Sali Wspólnej i puszczając przodem swoich przyjaciół skierował się do biblioteki. Na ich szczęście była pusta tak jak wcześniej sprawdzone pomieszczenia, mogli więc na spokojnie nawoływać zaginionego i ewentualnie obmyślić wspólnie, co dalej. 
- Sprawdziliśmy już większość miejsc, w których wczoraj byliśmy. Może pracownia? Jeśli nie ma go tutaj to musi być tam - zasugerował Louis przyglądając się z niepokojem wynalazcy przetrząsającemu zapełnione woluminami regały. 
- A ja mogę pójść sprawdzić skraj lasu. Pamiętam którędy szliśmy, na wszelki wypadek można tam zajrzeć - dodała Nikole i nie czekawszy na odpowiedź ruszyła w stronę bibliotecznych drzwi.
- Nie! - Jej działania sprawiły, że Nicolas krzyknął, odwrócił się gwałtownie i tym samym strącił ze stojącego obok regału kilka książek. - Nie... Zostańcie, nie chcę żebyście również wy zniknęli... - dopowiedział nieco ciszej i westchnął ciężko, zakłopotany swoim nagłym wybuchem. Przyklęknął przy rozrzuconych tomach, by je pozbierać i odłożyć na prawowite miejsce. 
Drgnął, kiedy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu, a jego prędko podniesione z podłogi spojrzenie spotkało się z pocieszającym uśmiechem Louisa, który przykucnął obok niego. Blondyn skinął głową, jakby chcąc tym gestem zapewnić wynalazcę, że wszystko będzie dobrze. Nikole natomiast przeszła obok nich i zagłębiła się pomiędzy regały, aby pomóc w poszukiwaniach.
Zaaferowani poszukiwaniami i zbieraniem książek nawet nie zauważyli, kiedy ktoś jeszcze zjawił się w bibliotece. 

Ktosiu ktosiu, kimże jesteś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz