środa, 25 marca 2020

Od Novy cd. Ignatiusa

Propozycja zabrania na spacer jedzenia bardzo Novie odpowiadała. Teraz czuła się prawie, jakby to miał być jakiś piknik. Nigdy dotąd nie była na pikniku. A może po prostu tego nie pamiętała.
— Tak, tak! — nocnica entuzjastycznie klasnęła dwa razy w dłonie. — Weźmiemy coś z kuchni! — krzyknęła uradowana. Bardzo spodobał jej się ten pomysł. 
Zamyśliła się na chwilę, wyobrażając sobie miny kucharzy, kiedy zorientują się w brakach w spiżarni. Uspokoiła się i spojrzała na Ignatiusa niepewnym wzrokiem:
— A co jeśli pani Irina będzie przez to smutna..? 
Na to pytanie sekretarz pokręcił tylko głową, a na jego twarzy wciąż malował się uśmiech, który najwidoczniej nie miał zniknąć w przeciągu najbliższych kilku minut. Odpowiedź padła niemal od razu, jednak Nova zdążyła napatrzeć się na uniesione w delikatną łódeczkę wargi chłopaka. Rozchodziły się od nich dwie delikatne zmarszczki, zdobiące teraz jego twarz i łagodnie unoszące policzki. Rysowały się jeszcze mocniej niż zazwyczaj. Błękitne oczy też zdawały się teraz jaśniejsze niż zwykle. 
— Nie będzie. — Zapewnił spokojnie. — Zajmę się tym. Spotkamy się za pięć minut koło bramy wyjściowej? Dokąd właściwie planujesz mnie zabrać? 
— Ha! — klasnęła radośnie w dłonie i uśmiechnęła z wypełniającym ją uczuciem satysfakcji — Nie powiem! Będę czekać pod bramą! Ale zabierzesz nam coś słodkiego? — popatrzyła na niego z nadzieją. 
W odpowiedzi dostała jedynie krótki śmiech i skinienie głową. Nie mogła się doczekać. Bez wątpienia to będzie najlepszy dzień. Spędzi swój pierwszy w życiu piknik i to u boku Ignatiusa. Człowieka, którego naprawdę lubiła. Nie żeby był to jakiś wyjątek - uwielbiała dosłownie każdą osobę z gildii - ale spędzanie czasu z sekretarzem było dla niej wyjątkową przyjemnością. Radość jej nie opuszczała i nie czekała nawet czy mężczyzna ma jeszcze coś do powiedzenia ale od razu pobiegła do swojego pokoju. Droga minęła jej błyskawicznie i po niedługiej chwili była pod swoimi drzwiami. Szybko znalazła się w środku. 
W pomieszczeniu panował półmrok rozpraszany przez nikłe światło padające z okna zasuniętego do połowy grubym materiałem. Odsłoniła go, żeby było jaśniej. Może nieco się też nagrzeje bo chociaż wyglądało na to, że na zewnątrz może być naprawdę ciepło, tutaj zalegał chłód, który z pewnością zacząłby dokuczać gdyby przyszło komuś spędzić w tym miejscu dłużej niż kilka minut. Blask dnia dotarł w końcu do zacienionych zakamarków ukazując wyraźniej kształty najróżniejszych przedmiotów gromadzonych na półkach, szafkach a nawet i ścianach. Pedantyczna osobowość mogłaby nazwać ten pokój istną graciarnią, chociaż każda rzecz miała swoje miejsce i bądź co bądź wszystko było uporządkowane. Był tego za to taki ogrom, że ciężko nie wyolbrzymić stwierdzenia o panującym tutaj składzie różności. Gdyby ktoś też przyszedł tutaj pierwszy raz, najprawdopodobniej uznałby pokój za zamieszkały przez jakąś starszą babcię, która tylko gromadzi od lat niepotrzebne śmiecie, ale na pewno nie przez zdziecinniałą nastolatkę niedawno zamieszkałą w tym miejscu. 
Łóżko nocnicy przylegające do przeciwległej od wejścia ściany było niedbale pościelone. Spod poduszki widać było wystający skrawek jasnej koszuli nocnej a w nogach mebla leżała szmaciana maskotka przypominająca wyglądem niezbyt pięknego psa. Nastolatka chwyciła Minnie i krótko przytuliła zabawkę do swojego policzka. Dzięki temu, że wypełniona została pluszem była przyjemniejsza w dotyku niż słomianki. Dziewczyna odłożyła na chwilę cichą towarzyszkę każdej jej wędrówki i rozsupłała szybko materiał spódnicy ściągając ją. Na powrót chwyciła maskotkę i przywiązała do paska na jej biodrach, gdzie znajdowała się również sakiewka z niewielką ilością monet. Po tym nałożyła z powrotem materiał i ostatni raz poprawiła spódnicę by dobrze się ułożyła. Była gotowa. Odszukała jeszcze pospiesznie torbę, którą zawsze zabierała wychodząc na zewnątrz, z nadzieją na znalezienie dobrych ziół albo drobnych owoców czy przypraw - którymi mogłaby też zasilić później gildyjną kuchnię - po czym wyszła z pokoju. Spieszyła się do wspólnego wyjścia z sekretarzem.

Dziewczyna wesoło kierowała się w górę wzgórza. Ignatius szedł tuż za nią. Co chwilę był zagadywany i zaczepiany przez podrygującą Nove. Mówiła o wszystkim: o pogodzie; to o gołębiu, który właśnie przeleciał nad ich głowami; albo o rzeczach, których niedawno dowiedziała się u Eurydyka. Była tak rozgadana jak rzadko kiedy i może jej towarzysza naprawdę to bawiło, a może nie chciał tylko sprawić jej przykrości. Oboje sprawiali jednak wrażenie zrelaksowanych. 
Będąc prawie u szczytu wzgórza oboje mogli zauważyć wyłaniającą się z ziemi kamienną, omszałą formę przypominającą ołtarz - opuszczony i nie odwiedzany już od kilku lat. Nie było to daleko od siedziby gildii, a jednak wszyscy jakby zupełnie zapomnieli o tym miejscu. Może po prostu mijali je nie poświęcając mu zbyt dużej uwagi. W każdym bądź razie bez jakichś chęci na uprzątnięcie ułamanego gruzu czy pozbycia się mchu psującego kamień. Budowla stała w otoczeniu kilku młodych brzózek i jednego rozłożystego orzecha. Wzgórze porośnięte było ogromną ilością kwiatów. Pełno było drobnych stokrotek i koniczyn w białym i różowym kolorze, gdzieniegdzie gromadami rosły błękitne chabry, a po pniach drzew wiły się wysokie na metr powoje. 
— Jesteśmy — w głosie nocnicy dało się wyczuć dumę kiedy stanęli przy kamiennej budowli. 
— To tutaj? — Ignatius przesunął spojrzeniem po drzewach i zatrzymał sceptyczny wzrok na swojej towarzyszce, która właśnie sadowiła się na białej płycie ołtarza — To na pewno bezpieczne? 
— Mhm! — pokiwała energicznie głową — Ciągle tu przychodzę. Co złego mogłoby się stać? 
Uśmiechała się tylko niewinnie kiedy sekretarz zaczął wymieniać dzikie zwierzęta, które mogły się tutaj zapuszczać, nieznane pochodzenie kamienia gdzie odpoczywała, a nawet jego opłakany stan, sugerując że w każdej chwili mógłby się rozpaść. 
— Zawsze jesteś strasznie rozważny — rzuciła z lekkim lekceważeniem — To moje ukochane miejsce! Nic się tutaj nie stanie. Patrz jak pięknie! — rozłożyła ręce jakby miała objąć w nie cały ten jej mały wszechświat — Nikt tu nie przychodzi. Możesz być spokojny, będzie dobrze. 
Może i mężczyzna nie został przekonany, ale uśmiechnął się szerzej na gest Novy i jej przejętą minę. Chociaż próbowała zgrywać odważną, dało się zauważyć że gdzieś w oczach ukrył się niepokój, którego nie chciała do siebie dopuścić. Jeszcze z obawy przestałaby tutaj przychodzić. Nie mogła sobie pozwolić, żeby strach przejął jej umysł. 
— Co przyniosłeś? — zmieniła temat i zsunęła się z kamienia na ziemię. 
Myśl o tym wyjściu nadal ją fascynowała, chociaż byli już na miejscu, chociaż rozmawiali. Zbliżyła się do młodzieńca, uważnie obserwując każdą wyciąganą przez niego rzecz. 
— Ciasteczka! — pisnęła podekscytowana widząc łakoć. 
Odpowiedział jej nieco stłumiony w próbie zachowania spokoju śmiech. Ignatius wręczył słodycze do jej rąk, by zaraz pójść w jej ślady kiedy dziewczyna rozsiadła się w najlepsze na miękkiej trawie. Zajęli się jedzeniem rozmawiając przy okazji o ostatnich wydarzeniach mających miejsce w Gildii. Nova przesunęła dłonią po młodych trawach i zerwała jedną z biało-różowych stokrotek. Przełożyła ją kilka razy między palcami. Zerwała kolejny kwiatek. Splotła je ze sobą. Potem następny i jeszcze jeden. Zorientowała się, że Ignatius zebrał dla niej kwiaty, dopiero w momencie kiedy stanął nad nią z polnym bukietem. Oczy jej zabłysły. 
— Potrafisz robić wianki? — ułożyła zebrane kwiaty przed swoimi nogami. 
— Raczej nie najgorzej — pochwalił się. 
— Och, siadaj, siadaj! — odruchowo przesunęła się nieco jakby robiła miejsce, chociaż było go przecież dużo z każdej strony. — Zrobimy razem. 
Zachichotał cicho, ale przysiadł się obok. Początkowo Nova patrzyła przez chwilę jak mężczyzna dobiera kwiatki, a potem zajęła się już swoim wiankiem. Starała się używać głównie różowych stokrotek, białych koniczyn, a do całości wplotła łącznie trzy błękitne chabry. Nałożyła plecionkę na swoją głowę. Wianek był mały ale akurat idealnie jej pasował. Spojrzała na pracę Ignasia. Kompozycja białych i kolorowych kwiatów owiniętych w grubą warstwę powoju, który nadawał dodatkowej objętości i wrażenie lekkości. Uśmiechnęła się na ten widok. Nigdy jeszcze nie widziała takiego wykonania ale bardzo jej się spodobało. Już planowała w przyszłości sama tego spróbować. 
— Chodź! — wstała gwałtownie i wyciągnęła do ciemnowłosego drobną rękę. Zapierając się nogami próbowała pociągnąć go do góry, póki sam nie postanowił w końcu wstać, tym samym dając jej moment na wytchnienie po tym krótkim siłowaniu. — Pokażę ci coś. 
— Co takiego? — Był zaciekawiony co nocnica mogła jeszcze skrywać w okolicy. — Nie powinniśmy zabrać rzeczy? 
Szybko zorientował się, że kierują się w stronę lasu a wolał nie pozostawiać niczego bez opieki. 
— Zaraz i tak tu wrócimy. Weźmiemy jak będziemy wracać. 
Szli w akompaniamencie cichej melodii nuconej przez nocnicę. Nie była jakaś wesoła. Raczej spokojna i monotonna - jak kołysanka. Zatrzymali się nieco powyżej lasu, co zaskoczyło mężczyznę. Początkowo nie widział w tym miejscu nic wyjątkowego. Dopiero kiedy dziewczynka kucnęła przy zmarniałym krzaku, zwrócił na niego większą uwagę. Roślina miała w większości zgrubiałe, zdrewniałe łodygi pokryte kolcami. Często były nawet połamane a roślina sama w sobie posiadała dużą ilość pęknięć. Wyrastało jednak kilka świeżych, zielonych łodyżek, które dawały nadzieję na dalsze życie krzewu. Ignatius domyślał się, że być może to właśnie dzięki opiece nocnicy róża wypuszczała nowe pędy. Pomógł dziewczynce nawodnić roślinę a później obserwował jak nawozi ziemię, wyjaśniając mu jednocześnie, że zaczęła się nią zajmować odkąd odnalazła to miejsce. Nova nie przewidywała żeby róża miała zakwitnąć w tym roku. Miała jednak nadzieję zobaczyć jej kwiaty w następne lato.


❂❂❂❂❂❂❂❂❂❂❂

Kiedy wrócili do zabudowań była prawie pora kolacji, dlatego niedługo później zobaczyli się jeszcze w jadalni, a potem Nova wróciła do swojego pokoju by dokończyć zadane przez jej nauczyciela zadanie. Kiedy skończyła zapisywać notatki mogła w końcu odpocząć. Była szczęśliwa i podekscytowana przebiegiem tego dnia, ale równocześnie kiedy tylko przyłożyła głowę do poduszki ogarnęło ją zmęczenie tak duże, że w moment usnęła. Coś było jednak nie tak. Samo powietrze emanowało ulotna, mrowiącą energią. 

Były na polanie w otoczeniu drzew. Co jakiś czas przez las przechodził podmuch wiatru, przynosząc za sobą przyjemny zapach świerkowych igieł i rosnących grzybów. Nocnica bawiła się razem z nieco starszą dziewczynką o mysisch włosach, posplatanych w warkocze po bokach twarzy. Znały się już jakiś czas. Nova zaśmiała się kiedy kolejny raz udało jej się uciec przed rękami tamtej, z którą się ścigała. Bose stopy przyjemnie zanurzały się w lekko chłodnej, wilgotnej trawie. Miała znów się odwrócić, spojrzeć gdzie jest koleżanka, kiedy poczuła mocne szarpnięcie za przedramię, które aż pociągnęło ją w tył. A potem dłonie. Dłonie, które zaciskały się na jej tchawicy. Spojrzała załzawionym wzrokiem na oczy oprawcy. Szarowłosa nastolatka uśmiechała się z satysfakcją. Nova panicznie próbowała złapać za ręce napastniczki, ale nie miała na tyle siły by odciągnąć zabójcze dłonie. Miała coraz mniej powietrza. Oczy wypełniały łzy, które spływały również po policzkach. Ze stresu spociły jej się dłonie i ześlizgiwały z rąk myszowłosej. Czuła jak w oczach boleśnie wzrasta ciśnienie, jakby miały wyskoczyć ze swoich miejsc. Poliki nadęły się od zbierającej krwi a z nosa pociekła gorąca strużka czerwonej, gęstej mazi. Była na skraju świadomości. Gardło zaciskało się jeszcze mocniej, a palący, tępy ból zdawał się ogarniać cały jej umysł. 

Ciemno... Załkała próbując łapać powietrze. Gardło było zaciśnięte od płaczu i strachu co tylko dodatkowo jej utrudniało. Aż krztusiła się w spazmach wywoływanych przez łzy i brak powietrza. Nie mogła oddychać. Była w swoim pokoju, ale koszmar wciąż i wciąż odgrywał się w jej głowie. Otaczająca ciemność była przytłaczająca i tylko bardziej wzmagała wspomnienia dłoni zaciskających się na jej szyi. Nie chciała być tu sama. Bała się. Leżała w drgawkach przez kolejne minuty, aż udało jej się bardziej uspokoić. Usiadła na posłaniu. Przez myśl przeszło jej wyobrażenie jak postać dziewczyny zamienia się z Ignatiusem. Teraz to on próbował ją udusić. Wzdrygnęła się na samą tą myśl próbując ją odegrać. Nałożyła na stopy pantofle i wyszła na pogrążone w mroku korytarze. 
Zdjęta wątpliwościami zatrzymała się przed kolejnymi na swojej drodze drzwiami. Zapukać? A co jeśli to wyobrażenie, które widziała we śnie, to co widziała po obudzeniu, stanie się rzeczywistością? Jednak potrzebowała go teraz... Nie wytrzymałaby całkiem sama zamknięta w swoim pokoju. 
Cicho zastukała w drewno jednak odpowiedziała jej cisza. Wzięła głęboki oddech. Ręka jej drżała kiedy pchnęła drzwi i ostrożnie wślizgnęła się do wnętrza pokoju. Przymknęła za sobą wejście i niepewnie weszła wgłąb pomieszczenia. Podeszła do łóżka i szturchnęła śpiącego chłopaka za ramię. Zbyt delikatnie więc ponowiła znów próbę. Ignatius mruknął coś pod nosem a zaraz odetchnął ze świstem, budząc się ze snu. Spojrzał nieprzytomnie w przestrzeń i początkowo zdawał się nie zauważać obecności małej towarzyszki. Dopiero kiedy się odezwała skierował w jej stronę głowę:
— Miałam koszmar...—  głos wciąż jej jeszcze drżał i był przytłumiony jakby ledwo mógł wydostać się przez gardło — mogę tu z tobą na trochę zostać..? 
Przejęta zaciskała ze sobą dłonie, trzymając je splecione na klatce piersiowej. 



Ignatius?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz