piątek, 27 marca 2020

Od Syriusza cd. Deryn

Na prośbę autora opowiadania Deryn zostały usunięte i są dostępne tylko dla współautora po kontakcie z administracją.

~*~

  Syriusz jako dziecko z pewnością nie zaliczał się do tych pociech, które cechuje wiele złotych cech, na przykład cierpliwość. Prócz tego łagodność, delikatność również były mu dość obce, zwłaszcza w kontaktach z rówieśnikami. Bił się, sprzeczał z prawie każdą możliwą napotkaną osobą o rzeczy tak błahe, iż wręcz absurdalnie głupie. Był niczym tykająca bomba i najgorsze było to, że nigdy nie wiadomo było, kiedy wybuchnie i nastąpi katastrofa i Balthazar przekonał się o tym wiele, wiele razy nim stwierdził, że wartym jest nauczenie Syriusza kilku dobrych zachowań, tak dla odmiany. 
   — Płoszył?
   Uniósł brew ku górze w wyrazie niemego zaskoczenia, zerkając przelotnie na miejsce, gdzie jeszcze przed sekundą znajdował się pies. Teraz jedynymi śladami, jakie mogły poświadczyć o obecności przybłędy, a nie o chwilowym wytworze wyobraźni, były odbite w białym puchu odciski łap, prowadzących co dalej w las, co dalej w biel.
   — Owszem, płoszył  odparła nieco mocniej, mimo względnego spokoju taksując mężczyznę krytycznym spojrzeniem. Trwało to jednak ledwie ułamek sekundy, gdyż sama jakoby odnajdując zalążek złości zdusiła go na samym początku, nim dobrze zdążył ukazać się Syriuszowi.
   Kobieta westchnęła cichutko, kręcąc delikatnie głowy, chcąc zapewne wyrzucić irytujące myśli z głowy i pozbyć się czegoś, co później mogło przerodzić się gniewem.
   A przynajmniej tak myślał srebrnowłosy. 
   Syriusz, z początku zdziwiony, w tamtej chwili nie mógł się dłużej powstrzymać i parsknął krótkim, cichym śmiechem, co odrobinę zaskoczyło nawet i jego samego. Może i nie miał w zamiarze śmiania się z kobiety, przynajmniej nie w tak oczywisty sposób, jednakże najwidoczniej pewne stare nawyki nie wymazują się całkiem z człowieka, czekając uśpionymi na swój idealny moment do tego, aby powrócić. A Syriusz był tylko i aż człowiekiem, który nie wszystko opanował do perfekcji tak, jakby sobie tego wymarzył.  
   — To pies, znajdzie swój dom, a nawet jeśli, myślę, że da sobie radę  odparł odrobinę prześmiewczo, z uniesionym ku górze kącikiem ust, przyglądając się swojej rozmówczyni, bądź też mieszance tak wielu emocji, jakie pojawiały się na jej twarzy i odbijały w jasnych tęczówkach. Prawdopodobnie takie zachowanie z jego strony nie do końca spodobałoby się Balthazarowi, aczkolwiek teraz był dużym chłopcem i niekoniecznie musiał się go słuchać. 
   Wtedy był dzieckiem. Małym, wciąż nie do końca obeznanym z życiem chłopcem, który dopiero uczył się ludzkich zachowań i tego, co mówić, a co lepiej zachować dla siebie, by uniknąć niepotrzebnych kłopotów i sporów. Jednakże dla dziesięcioletniego Syriusza słowo "kłopoty" było czymś, co w tamtym czasie towarzyszyło mu wręcz codziennie. Niczym cień padający na niego w momencie, gdy tylko pojawiał się wśród ludzi. 
   Właśnie dlatego pewne cnoty były mu obce. 
   Przynajmniej do czasu.
   — Nie do wiary, że znowu wdałeś się w bójkę. Co tym razem? Ktoś krzywo łypnął na ciebie okiem czy za głośno oddychał?
   Balthazar wręcz warczał na niego, w złości, mało delikatnie, zmywając krew z buzi Syriusza. Co chwile wzdychał przy tym ciężko, mamrotał pod nosem i denerwował się jeszcze mocniej, gdy opatrunki przy próbach rozwinięcia ich wysmykiwały się z jego demonicznych, dużych dłoni, lądując na podłodze  oczywiście Syriusz bardzo mocno starał się wtedy nie roześmiać, jak zawsze. Choć nie był to pierwszy raz, gdy demon zajmował się powojennymi ranami chłopca, wyglądało na to, iż schemat raz za razem powtarzał się, zapętlając w pewien irytujący dla Balthazara sposób. Jakby w najmniej odpowiednich momentach wracała do nich jedna i ta sama sytuacja, coraz dobitniej próbując zadrwić z demona. 
   — Siedź i się nie ruszaj, nikt ci nie pozwolił wstawać  burknął Balthazar, widząc z boku, jak Syriusz szykuje się do zeskoczenia z blatu na którym siedział.  Jeszcze z tobą nie skończyłem. Trzeba ci nastawić nos, bo nawet jego nie oszczędziłeś. 
   — Nie wkurzaj się już tak  odezwał się w końcu Syriusz, krzywiąc mocno w momencie, gdy kość przeskoczyła w odpowiednie miejsce. Ten akt też był mało zbliżony do delikatności. 
   Demon westchnął z irytacją, gdy bandaż ponownie uciekł z jego długich, smolistych pazurów i Syriusz miał wrażenie, że właśnie zastanawiał się nad popełnieniem zbrodni, choć, jak zarzekał sam Balthazar, wieki już tego nie robił. 
   — Co tym razem? 
   — Śmiałem się z jakichś dzieciaków i chyba im się to nie spodobało. 
 Demon ponownie westchnął, tym razem jakoś bardziej męczeńsko niż wcześniej. 
   — Co mówiłem o śmianiu się z innych? 
   Oczywiście wtedy i za każdym razem mówił, że nie wolno śmiać się z innych, choć Syriusz od zawsze dopisywał w swojej głowie pewną kontynuację tychże słów, niekoniecznie po to, aby później chwalić się tym przed obliczem Balthazara. 
   Tym razem również nie zamierzał się tym chwalić. Aczkolwiek nie mógł powstrzymać się z jednego, prostego powodu. Wiedział, że akurat w tej sytuacji nie dojdzie do walki, a on, ku chwale wszystkiemu, zmądrzał i nauczył się, co to jest cierpliwość i spokój. 
   I właśnie z tymże spokojem rozmawiał z kobietą.
   — Śmieszy cię to, że właśnie przez ciebie uciekł? - spytała, jak gdyby chcąc rozpocząć niezobowiązującą pogawędkę, a jej głos na powrót brzmiał miękko i delikatnie. 
   — Nie. Trochę śmieszy mnie to, że prawdopodobnie szłaś za nim specjalnie aż do lasu, tylko po to, aby koniec końców uciekł.
   Kobieta nie odezwała się z początku, przyglądając mężczyźnie w taki sposób, jakby chcąc odgadnąć, czego tak właściwie chcę i jaki ma w tym wszystkim cel. Syriusz przez krótką chwilę myślał nawet, że jej twarz wykrzywi niema złość, zdenerwowanie, aczkolwiek ku jego zdziwieniu nic takiego się nie stało. 
   Nieznajoma westchnęła tylko cichutko. 
   — Chciałam po prostu bezpiecznie odprowadzić go do domu, widząc, że sam błąka się po okolicy. 
   — Dlaczego?
   Może i wyglądał w tamtym momencie na kogoś niespełna rozumnego, jednak specjalnie, z ciekawości musiał spytać, albowiem czuł, jak sytuacja zaczyna przybierać dość komiczny obrót. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę sam fakt, iż jest to jedna z kilku jego pierwszych "znajomości" gildyjnych. Podejrzewał, że nie tak powinno się je zawierać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz