sobota, 7 marca 2020

Od Tadeusza CD Javiery

𝔗
Herbata, zwłaszcza ta świeżo zaparzona, zdecydowanie wspierała umysł w uzupełnianiu spisu maści oraz innych skoroszytów, do których niezwykłą miłością pałała jedna z gildiowych archiwistek. Dlatego też, gdy w kubku znajdowało się dziesięciogodzinną herbatę, każda istota krzywiła się niezwykle, kręciła nosem i, choć z bólem, w pośpiechu dopijała resztki zimnego naparu. Medyk znał i takich, którzy herbatę odstawiali na kilka godzin, by wystygła porządnie i dopiero wtedy zabierali się do niej z ogromnym uśmiechem na twarzy – tych uważał za najzwyklejszych masochistów. Gdy jednak kubek został już opróżniony, wypadało udać się po kolejną dolewkę z cichą nadzieją, iż o tej nie zapomni się w sposób haniebny i wypije się, nim ta ostygnie, pobudzając umysł do liczenia, do spisywania i przypominania sobie uczonych nazw dla najróżniejszych roślin zawartych w maściach, bo nikt by nie chciał, by pokrzywą potraktować jego wysypkę, gdy powinno zastosować się pachnotkę.
Tadeusz głowy do botaniki oraz uzdrowicielstwa nigdy nie miał, co jednak począć, gdy w niefortunnym przypadku zostało się praktycznie nieumagicznioną żabą. Pozostawało albo zostanie średnim medykiem, albo płakanie w kącie, a mag miał to do siebie, że zdecydowanie wolał jakiekolwiek działanie. Nie daj bogom, jeszcze by zdziadział, kości by się zastały i tyle z jakiejkolwiek nadziei na powrót do prawowitej formy.
Po herbatę należało się więc udać do kuchni, należało tam również zaczekać na gotującą się wodę, w międzyczasie wdając się w przyjemną rozmowę z Iriną na temat kolejnych chorób złapanych przez członków gildii, powymieniać się plotkami, czy to na temat zażyłości panujących pomiędzy konkretnymi członkami, czy znamionami w specyficznych miejscach. W końcu Tadeusz nigdy przysięgi lekarskiej nie składał, vice versa, a przynajmniej tak dedukował z jego działań oraz z ich wspólnych rozmów, Adonis. Podsumowując, specyficznymi medykami byli, ujmując to w sposób delikatny.
Uprzednio jednak do tej kuchni powinno się dotrzeć.
— Nie, nie, nie, nie... Nosz kurde! I teraz będę musiała się przez ciebie wrócić do kuchni. — Medyk zamrugał kilka razy, nadal starając sobie uświadomić, co przed chwilą się mu przydarzyło. Sądząc po mokrych ubraniach, warczeniu winnej oraz braku cylindra na własnej, łysej głowie, nic dobrego. — Jeszcze wyjdzie, że znowu tamten kucharzyk będzie chciał mnie zagonić do sprzątania.
— Przeprosiny przyjęte i nie nalegam, by panienka wracała się do kuchni — westchnął ciężko, podnosząc wzrok do góry i gromiąc dziewczynkę wzrokiem. — Wedle własnych widzimisię, ja nikogo do niczego nie zmuszam, nie mam takiego zamiaru. Zresztą, wystarczyłoby spojrzeć pod nogi, oszczędziłoby to nam tego ambarasu i niechcianego frasunku.
Przyjrzał się blondynce, odrobinę mrużąc oczy. Ta nie wyglądała na przeszczęśliwą. I wzajemnie, bo mokra kamizelka o zapachu kawy nie należała do ulubionych przebrań Tadeusza. Odchrząknął głośno, poprawiwszy drewnianą laskę w lewej ręce. Kilka białych iskier opadło na podłogę.
— Wydaje mi się również, że panowie w kuchni bez powodu nigdy do sprzątania nie ganiają, przynajmniej mi się to nigdy nie przytrafiło, wiedzą, że i ja mam trochę rzeczy do roboty — zauważył, podnosząc z ziemi nakrycie głowy. Otrzepał je delikatnie, wyprostował w zagięciach i ponownie założył na czubek własnej głowy. Lepiej. — A jestem tu już trochę, niejedną herbatę sobie zaparzyłem. Dedukuję więc, że panienka po prostu po sobie nie posprzątała, co — medyk westchnął ciężko, zacmokawszy i pokręciwszy głową na tyle, na ile pozwalała mu budowa własnego kręgosłupa — nie należy do rzeczy zbyt szarmanckich, a Irinie i panom dodaje tylko niepotrzebnej pracy, bo samo niestety się nie wyczyści, magów w kuchni nam brakuje, by mogli rzucić zaklęcie i niczym się nie przejmować. Szanujmy swój drogocenny czas i wkład w działanie gildii, nieprawdaż?
𝔗
[ Javiero? ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz