niedziela, 22 marca 2020

Od Syriusza cd. Scarlett

   Zaczęło się dość niewinnie.
   Po raz pierwszy przyszło mu zmierzyć się z postacią Yuuki Tenebris już pierwszego dnia po pojawieniu się w gildii. I, mimo iż nie było to zbyt intymne i zbyt bliskie spotkanie, ta jedna chwila wystarczyła mu, by utwierdzić się w przekonaniu, że od Tenebris należy trzymać się możliwie jak najdalej.
   Siedział wtedy z Balthazarem przy jednym ze stolików w głębi gildii, sącząc niespiesznie ciepłą herbatę i podjadając ciasto, którym poczęstowała ich Irina. Po ostatniej, długiej podróży, jaką przebył i pewnych kłopotach, jakie pojawiły się w trakcie, przespał zdecydowanie zbyt wiele godzin, niż mógłby się spodziewać. Nie odczuł ich nawet, mając wrażenie, że czas zadziwiająco szybko przekręcił swymi wskazówkami, kiedy pół przytomny zwlókł się z miękkiego materaca, pocierając zaspane oczy. Mimo wszystko dzięki temu nie czuł już irytującego chłodu i zmęczenia na powiekach i zdawałoby się, że wszystko nagle odrobinę zwolniło, przygotowując się do nowego, z wolna otwierającego się rozdziału w życiu ich obu.
   — Na wszystko, co upadłe, Syriusz — Balthazar posłał mu rugające, wymowne spojrzenie, odkładając nieco nerwowo delikatną filiżankę na mlecznobiały spodek, powodując, że porcelana obiła się lekko o siebie, co jednak szybko umknęło w otaczającym ich zgiełku rozmów i śmiechów.
   — Przeprosiłem — odparł z wolna Syriusz, tak, aby mieć pewność, że dotrze to do demona. Pod naciskiem spojrzenia jego ślepi z powrotem poczuł się jak kilkuletni dzieciak, który zmajstrował zdecydowanie za dużo kłopotów, a teraz nie dość, że musiał się z nich tłumaczyć, to przepraszać wszystkich naokoło i wstydzić się za swoje zachowanie.
   — Oh, nie mnie.
   — No nie ciebie. Poza tym ciebie i tak już przeprosiłem.
   —...Ale powinieneś raz jeszcze — dodał po chwili namysłu Balhazar, wciąż obrzucając go gniewnym spojrzeniem. — Dlaczego czasami jesteś taki nierozważny!
   Syriusz z trudem powstrzymał rozbawiony uśmiech, pochylając lekko głowę i ledwo zauważalnie przygryzając dolną wargę. Według szarowłosego złoszczący się i krzyczący bądź podnoszący na niego głos, Balthazar zawsze wyglądał jakoś tak poczciwie. Syriusz nigdy nie czuł wobec niego strachu, jako dziecko wiele razy wdawał się z nim w kłótnie i nieprzyjemne dyskusje, czasami o byle bzdurę i głupotę, aby tylko udowodnić swoją rację, choć wcale nie miał do niej prawa. A Balthazar zawsze w dość prosty i szybki sposób udowadniał mu to, w efekcie czego nadąsany Syriusz nie odzywał się do niego przez kolejne kilka godzin, dopóki sam nie przemyślał w głowie tego, co powiedział i tego, co zrobił.
   Nie od razu umiał przepraszać. Z początku nie wiedział nawet, co to znaczy, jak powinno się czuć, kiedy było już świadomym popełnionych błędów i bolesnych słów. Jednakże Balthazar zawsze cierpliwie czekał, nigdy nie domagał się czegoś, co dla Syriusza było jeszcze czymś nie do końca jasnym i zrozumiałym.
   — Przepraszam.
   To jedno słowo padło w chwilę później z ust Syriusza, kiedy wysunął się w końcu z cienia i pochylił lekko nad dzielącym ich stolikiem. Demon spojrzał na niego zaskoczony, lecz ten nie poprzestał na owym, jednym słowie, a kontynuował:
   — Przepraszam, że musiałeś się martwić, że nie dawałem znaku życia, przez co biedny Xavier omal nie przypłacił swojej wyprawy swoim życiem. Jego też już przeprosiłem, nie patrz tak na mnie. Miałem... — zaciął się na moment, uciekając wzrokiem w bok, by szybko znów przenieść go na Balthazara. —...swój powód, by potraktować ich tak, jak potraktowałem.
   Demon z początku milczał. Wlepił swoje przenikliwe ślepia w bladą twarz Syriusza i milczał, widocznie głęboko nad czymś rozmyślając. Sam Syriusz nie umiał czytać w myślach, toteż jedynie co mu pozostało to domyślać się, jakie to czorty siedzą w umyśle Balthazara, czając się za szkarłatem jego tęczówek, choć mógł przysiąc, że bywały momenty, kiedy w owych tęczówkach owe czorty dane mu było dostrzec. W końcu sam Balthazar był jednym z nich.
   Po dłuższej chwili demoniczny byt westchnął.
   — Kiedyś wpędzisz mnie do grobu.
   Rozbawiony Syriusz w pierwszej chwili uniósł brwi ku górze i parsknął krótkim śmiechem.
   — Nie przesadzaj, może i jesteś starym dziadem, ale nieźle się trzymasz.
   I oboje posłali sobie znaczące, rozbawione spojrzenia.
   Później było już dobrze jak zawsze. Siedzieli, rozmawiali, trochę wspominali, ale nie za dużo, by przypadkiem nie przywołać tego, czego nie powinni. Czas zaczął zlewać się w spokojne, jednolite dni przepełnione mroźnymi porankami, piciem herbaty, przyzwyczajaniem się do nowego, poznawaniem nowych ludzi. Syriusz nie mógł do końca stwierdzić, czy mu to pasuje. Z pewnością czuł się dziwnie, nieco nieswojo, trochę dziko. Jakby po tak długim czasie spędzonym tylko i wyłącznie na podróżowaniu z Balthazarem ktoś wrzucił go do bardzo obszernej klatki z nieznanymi, tak różnymi od siebie stworzeniami, każąc robić coś, o czym wcześniej kompletnie nie miał pojęcia. I to nie tak, że nigdy nie rozmawiał z ludźmi i stronił od nich niczym od najgorszego zła. Często bywało tak, że podczas postojów w wioskach i miastach to on załatwiał większość spraw, tych mniej i bardziej brudnych.
   Aczkolwiek właśnie na tym wszystko się kończyło.
   Teraz było zupełnie inaczej. I nie tylko przez miejsce, w którym się znaleźli, ale również przez wspomniane wcześniej zło w postaci Yuuki Tenebris. Syriusz nigdy wcześniej nie wyobrażał sobie Balthazara w bliższych kontaktach międzyludzkich. Nigdy również nie miał okazji do takich wyobrażeń, a zwłaszcza zobaczyć go od tejże właśnie strony, gdyż wszystko wyglądało podobnie jak z samym Syriuszem. Żyli zdani na siebie, ot co.
   Mimo wszystko srebrnowłosy dałby sobie wydłubać zdrowe oko, iż nie miał pojęcia, kiedy tak właściwie wszystko się zaczęło. Z pewnością powinien to zauważyć, w końcu byłoby to coś wręcz niezwykłego i niecodziennego widzieć Balthazara bratającego się z kimś do tej pory obcym.
   Nie zauważył tego jednak, a to było już sporym błędem, a kiedy w końcu dotarło do niego to, co się dzieje, było za późno.
   Balthazar, czując zew młodości, przepadł na dobre, kiedy okazało się, że — jak sądził Syriusz — niepoczytalność Tenebris nie jest dla niego większym problemem.
   Srebrnowłosy westchnął ciężko, marszcząc czoło i przytknąwszy palce do nasady nosa, zamknął na moment oko. W tamtym momencie nie wiedział już, o co ma się martwić bardziej: o samego Balthazara, o gildię, czy o całą resztę, której dane będzie napotkać te dwa demony.
   Nagle i dość niespodziewanie dla niego, nieznajomy dotąd głos skutecznie ściągnął go z powrotem na ziemię, pojawiając się tuż przed nim niczym mara przywołana ze snów. Otworzył powiekę, na szczęście nadążając wyłapać szybkie powitanie i równie szybkie wyjaśnienia jej przybycia, choć było to dla niego niecodziennie...trudne.
   Kobieta miała na imię Scarlett i pamiętał ją. Zdążył już kilka razy wyłapać ją w gildii wśród plątaniny kolorów dzięki jej charakterystycznemu odcieniowi włosów do złudzenia przypominającemu świeżą krew. Nie znał jednak brzmienia jej głosu, toteż chyba to zaskoczyło go najbardziej w ich równie zaskakującym spotkaniu.
   — Wilczura? — powtórzył po chwili, jakby sam potrzebując chwili na przetrawienie wszystkich informacji, jakie na niego spłynęły. Jeśli miał być szczery, nie widział żadnego wilczura, ani za żadnym się nie rozglądał. Co więcej, nie była to jego sprawa i cichy głos z tyłu głowy zaczynał mu to powolnie recytować, akurat tutaj miał rację. Widział jednak zmartwienie malujące się na porcelanowej twarzy szkarłatnowłosej i pewną nadzieję w jej równie szkarłatnych tęczówkach, iż Syriusz obdarzy ją dobrymi wieściami.
   — Niestety nie — odparł po chwili, na co kobieta mocniej zmarszczyła czoło, w rosnącym zdenerwowaniu poczynając przystępować z nogi na nogę. — Ale mogę pomóc ci go szukać.
   W pierwszej chwili nie wierzył, że to powiedział. Przewidywał, że najprościej w świecie zamilknie, wzruszy delikatnie ramionami i szybko umknie, zapominając o całej sprawie. Jeszcze kilka dni temu tak by właśnie postąpił. Tym razem zaskoczył jednak samego siebie, oferując swoją pomoc w odnalezieniu futrzastego towarzysza. 
   Scarlett początkowo była równie zaskoczona co sam Syriusz. Przyglądała się mu błyszczącymi tęczówkami w kolorze krwi, uważnie składając w całość jego słowa, lecz jej, w przeciwieństwie do Syriusza, nie zajęło to długo. Po krótkiej chwili jej usta rozjaśnił błogi, lekki uśmiech, aczkolwiek nie wpisywał się on jeszcze w tę pełnię szczęścia, kiedy jej przyjaciel wróciłby do niej.
   — Dziękuję.
   Syriusz skinął delikatnie, ledwo zauważalnie.
   — Opowiesz mi więcej szczegółów? Gdzie ostatnio go widziałaś?


***
Scarlett?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz