Zaczęło się dość niewinnie.
Po raz pierwszy przyszło mu zmierzyć się z postacią Yuuki Tenebris już
pierwszego dnia po pojawieniu się w gildii. I, mimo iż nie było to zbyt
intymne i zbyt bliskie spotkanie, ta jedna chwila wystarczyła mu, by
utwierdzić się w przekonaniu, że od Tenebris należy trzymać się możliwie
jak najdalej.
Siedział wtedy z
Balthazarem przy jednym ze stolików w głębi gildii, sącząc niespiesznie
ciepłą herbatę i podjadając ciasto, którym poczęstowała ich Irina. Po
ostatniej, długiej podróży, jaką przebył i pewnych kłopotach, jakie
pojawiły się w trakcie, przespał zdecydowanie zbyt wiele godzin, niż
mógłby się spodziewać. Nie odczuł ich nawet, mając wrażenie, że czas
zadziwiająco szybko przekręcił swymi wskazówkami, kiedy pół przytomny
zwlókł się z miękkiego materaca, pocierając zaspane oczy. Mimo wszystko
dzięki temu nie czuł już irytującego chłodu i zmęczenia na powiekach i
zdawałoby się, że wszystko nagle odrobinę zwolniło, przygotowując się do
nowego, z wolna otwierającego się rozdziału w życiu ich obu.
— Na wszystko, co upadłe, Syriusz — Balthazar posłał mu rugające,
wymowne spojrzenie, odkładając nieco nerwowo delikatną filiżankę na
mlecznobiały spodek, powodując, że porcelana obiła się lekko o siebie,
co jednak szybko umknęło w otaczającym ich zgiełku rozmów i śmiechów.
— Przeprosiłem — odparł z wolna Syriusz, tak, aby mieć pewność, że
dotrze to do demona. Pod naciskiem spojrzenia jego ślepi z powrotem
poczuł się jak kilkuletni dzieciak, który zmajstrował zdecydowanie za
dużo kłopotów, a teraz nie dość, że musiał się z nich tłumaczyć, to
przepraszać wszystkich naokoło i wstydzić się za swoje zachowanie.
— Oh, nie mnie.
— No nie ciebie. Poza tym ciebie i tak już przeprosiłem.
—...Ale powinieneś raz jeszcze — dodał po chwili namysłu Balhazar,
wciąż obrzucając go gniewnym spojrzeniem. — Dlaczego czasami jesteś taki
nierozważny!
Syriusz z trudem
powstrzymał rozbawiony uśmiech, pochylając lekko głowę i ledwo
zauważalnie przygryzając dolną wargę. Według szarowłosego złoszczący się
i krzyczący bądź podnoszący na niego głos, Balthazar zawsze wyglądał
jakoś tak poczciwie. Syriusz nigdy nie czuł wobec niego strachu, jako
dziecko wiele razy wdawał się z nim w kłótnie i nieprzyjemne dyskusje,
czasami o byle bzdurę i głupotę, aby tylko udowodnić swoją rację, choć
wcale nie miał do niej prawa. A Balthazar zawsze w dość prosty i szybki
sposób udowadniał mu to, w efekcie czego nadąsany Syriusz nie odzywał
się do niego przez kolejne kilka godzin, dopóki sam nie przemyślał w
głowie tego, co powiedział i tego, co zrobił.
Nie od razu umiał przepraszać. Z początku nie wiedział nawet, co to
znaczy, jak powinno się czuć, kiedy było już świadomym popełnionych
błędów i bolesnych słów. Jednakże Balthazar zawsze cierpliwie czekał,
nigdy nie domagał się czegoś, co dla Syriusza było jeszcze czymś nie do
końca jasnym i zrozumiałym.
— Przepraszam.
To jedno słowo padło w chwilę później z ust Syriusza, kiedy wysunął się
w końcu z cienia i pochylił lekko nad dzielącym ich stolikiem. Demon
spojrzał na niego zaskoczony, lecz ten nie poprzestał na owym, jednym
słowie, a kontynuował:
—
Przepraszam, że musiałeś się martwić, że nie dawałem znaku życia, przez
co biedny Xavier omal nie przypłacił swojej wyprawy swoim życiem. Jego
też już przeprosiłem, nie patrz tak na mnie. Miałem... — zaciął się na
moment, uciekając wzrokiem w bok, by szybko znów przenieść go na
Balthazara. —...swój powód, by potraktować ich tak, jak potraktowałem.
Demon z początku milczał. Wlepił swoje przenikliwe ślepia w bladą twarz
Syriusza i milczał, widocznie głęboko nad czymś rozmyślając. Sam
Syriusz nie umiał czytać w myślach, toteż jedynie co mu pozostało to
domyślać się, jakie to czorty siedzą w umyśle Balthazara, czając się za
szkarłatem jego tęczówek, choć mógł przysiąc, że bywały momenty, kiedy w
owych tęczówkach owe czorty dane mu było dostrzec. W końcu sam
Balthazar był jednym z nich.
Po dłuższej chwili demoniczny byt westchnął.
— Kiedyś wpędzisz mnie do grobu.
Rozbawiony Syriusz w pierwszej chwili uniósł brwi ku górze i parsknął krótkim śmiechem.
— Nie przesadzaj, może i jesteś starym dziadem, ale nieźle się trzymasz.
I oboje posłali sobie znaczące, rozbawione spojrzenia.
Później było już dobrze jak zawsze. Siedzieli, rozmawiali, trochę
wspominali, ale nie za dużo, by przypadkiem nie przywołać tego, czego
nie powinni. Czas zaczął zlewać się w spokojne, jednolite dni
przepełnione mroźnymi porankami, piciem herbaty, przyzwyczajaniem się do
nowego, poznawaniem nowych ludzi. Syriusz nie mógł do końca stwierdzić,
czy mu to pasuje. Z pewnością czuł się dziwnie, nieco nieswojo, trochę
dziko. Jakby po tak długim czasie spędzonym tylko i wyłącznie na
podróżowaniu z Balthazarem ktoś wrzucił go do bardzo obszernej klatki z
nieznanymi, tak różnymi od siebie stworzeniami, każąc robić coś, o czym
wcześniej kompletnie nie miał pojęcia. I to nie tak, że nigdy nie
rozmawiał z ludźmi i stronił od nich niczym od najgorszego zła. Często
bywało tak, że podczas postojów w wioskach i miastach to on załatwiał
większość spraw, tych mniej i bardziej brudnych.
Aczkolwiek właśnie na tym wszystko się kończyło.
Teraz było zupełnie inaczej. I nie tylko przez miejsce, w którym się
znaleźli, ale również przez wspomniane wcześniej zło w postaci Yuuki
Tenebris. Syriusz nigdy wcześniej nie wyobrażał sobie Balthazara w
bliższych kontaktach międzyludzkich. Nigdy również nie miał okazji do
takich wyobrażeń, a zwłaszcza zobaczyć go od tejże właśnie strony, gdyż
wszystko wyglądało podobnie jak z samym Syriuszem. Żyli zdani na siebie,
ot co.
Mimo wszystko
srebrnowłosy dałby sobie wydłubać zdrowe oko, iż nie miał pojęcia, kiedy
tak właściwie wszystko się zaczęło. Z pewnością powinien to zauważyć, w
końcu byłoby to coś wręcz niezwykłego i niecodziennego widzieć
Balthazara bratającego się z kimś do tej pory obcym.
Nie zauważył tego jednak, a to było już sporym błędem, a kiedy w końcu dotarło do niego to, co się dzieje, było za późno.
Balthazar, czując zew młodości, przepadł na dobre, kiedy okazało się,
że — jak sądził Syriusz — niepoczytalność Tenebris nie jest dla niego
większym problemem.
Srebrnowłosy
westchnął ciężko, marszcząc czoło i przytknąwszy palce do nasady nosa,
zamknął na moment oko. W tamtym momencie nie wiedział już, o co ma się
martwić bardziej: o samego Balthazara, o gildię, czy o całą resztę,
której dane będzie napotkać te dwa demony.
Nagle i dość niespodziewanie dla niego, nieznajomy dotąd głos
skutecznie ściągnął go z powrotem na ziemię, pojawiając się tuż przed
nim niczym mara przywołana ze snów. Otworzył powiekę, na szczęście
nadążając wyłapać szybkie powitanie i równie szybkie wyjaśnienia jej
przybycia, choć było to dla niego niecodziennie...trudne.
Kobieta miała na imię Scarlett i pamiętał ją. Zdążył już kilka razy
wyłapać ją w gildii wśród plątaniny kolorów dzięki jej
charakterystycznemu odcieniowi włosów do złudzenia przypominającemu
świeżą krew. Nie znał jednak brzmienia jej głosu, toteż chyba to
zaskoczyło go najbardziej w ich równie zaskakującym spotkaniu.
— Wilczura? — powtórzył po chwili, jakby sam potrzebując chwili na
przetrawienie wszystkich informacji, jakie na niego spłynęły. Jeśli miał
być szczery, nie widział żadnego wilczura, ani za żadnym się nie
rozglądał. Co więcej, nie była to jego sprawa i cichy głos z tyłu głowy
zaczynał mu to powolnie recytować, akurat tutaj miał rację. Widział
jednak zmartwienie malujące się na porcelanowej twarzy szkarłatnowłosej i
pewną nadzieję w jej równie szkarłatnych tęczówkach, iż Syriusz obdarzy
ją dobrymi wieściami.
— Niestety
nie — odparł po chwili, na co kobieta mocniej zmarszczyła czoło, w
rosnącym zdenerwowaniu poczynając przystępować z nogi na nogę. — Ale
mogę pomóc ci go szukać.
W
pierwszej chwili nie wierzył, że to powiedział. Przewidywał, że
najprościej w świecie zamilknie, wzruszy delikatnie ramionami i szybko
umknie, zapominając o całej sprawie. Jeszcze kilka dni temu tak by
właśnie postąpił. Tym razem zaskoczył jednak samego siebie, oferując
swoją pomoc w odnalezieniu futrzastego towarzysza.
Scarlett początkowo była równie zaskoczona co sam Syriusz. Przyglądała
się mu błyszczącymi tęczówkami w kolorze krwi, uważnie składając w
całość jego słowa, lecz jej, w przeciwieństwie do Syriusza, nie zajęło
to długo. Po krótkiej chwili jej usta rozjaśnił błogi, lekki uśmiech,
aczkolwiek nie wpisywał się on jeszcze w tę pełnię szczęścia, kiedy jej
przyjaciel wróciłby do niej.
— Dziękuję.
Syriusz skinął delikatnie, ledwo zauważalnie.
— Opowiesz mi więcej szczegółów? Gdzie ostatnio go widziałaś?
***
Scarlett?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz