czwartek, 8 kwietnia 2021

Od Isidoro cd. Tadeusza

Wyglądało na to, że turniej szachowy był dla Vallmory o wiele większym wydarzeniem, niż Isidoro początkowo zakładał. Jemu również wydawało się zawsze, że szachy to sport dla nielicznych wybranych, którzy nie tylko mieli w swym życiu szansę zaznajomić się w ogóle z tą trudną grą, ale mieli również wystarczająco dużo sprytu, rozwagi i opanowania charakteru, by poświęcić się nauce licznych taktyk. Szachy nie były widowiskowe, nie porywały każdego. Piękno danej partii mógł naprawdę docenić tylko ten, kto sam w nie grał, kto widział skomplikowane manewry i daleko idące plany obu stron. Dla losowej osoby z ulicy obraz nawet najbardziej emocjonującej rozgrywki redukował się do dwóch osób przestawiających nudne figurki na jakiejś prostej planszy.
Widać perspektywa bezcennej nagrody wywabiła z domu każdego, kto w miarę odróżniał skoczka od wieży, choć słowo "roszada" zapewne brzmiało podejrzanie podobnie do "rolada" i przywodziło na myśl jedynie kulinarne skojarzenia.
Karty tarota zapowiadały, że Vallmora przyniesie zarówno jemu, jak i Tadeuszowi, wyzwanie z jakim nie mieli jeszcze okazji się mierzyć, że czeka ich tu prawdziwa batalia umysłów. Jednak patrząc po pozostałych ustawionych w kolejce do rejestracji uczestników turnieju, Isidoro śmiał w to nieco wątpić.
Kątem ucha słyszał ich rozmowy. Ten irytował się, że zięć nie pomaga na gospodarstwie, inny narzekał, że sąsiad coś za szybko się dorobił, jeszcze inny komentował swojego nowego parobka i jego wielkie uszy. Dwóch robiło ranking znanych sobie dziewcząt roztrząsając, którą z nich lepiej zaciągnąć na siano, a którą do ołtarza.
Kolejka przesuwała się niemożebnie powoli. Gdzieś z przodu wybuchło lekkie zamieszanie, zaraz przyskoczyli tam strażnicy miejscy. Isidoro stanął na palcach, próbując dojrzeć, co się działo. Niewielki wzrost mu tego nie ułatwiał. Jedynym, co dostrzegł, była drewniana pałka, która wprawnie gwizdnęła komuś nad głową i już - zaprowadzono spokój. Tadeusz wydawał się nieporuszony.
— Przynajmniej dbają o jako taki porządek wśród uczestników — skomentował, przechodząc te kilka kroków, gdy kolejka się przesunęła. — Daje to pewne nadzieje. Niewielkie, ale jednak.
Teraz w pobliżu znalazły się jakieś dwie kobiety. Też czekały, by w końcu się zarejestrować, ściszonymi głosami roztrząsały ostatnie skoki cen tkanin. Isidoro po raz kolejny wrócił myślami do fenomenu tak niewielkiej liczby kobiet próbującej swych sił w szachach. Jego samego tej gry nauczyła przecież matka, a największy łomot na szachownicy sprawiała mu zawsze Ada.
— Goniec na A3.
Tadeusz zastanawiał się, a przez ten czas kolejka zmniejszała się powoli, choć nieubłagalnie. W końcu Isidoro stanął przy stoliku.
— Nazwisko — rzucił mechanicznie skryba, ledwie zerkając na Isidoro, poświęcając mu na tyle mało uwagi, że umknęła mu nawet wyróżniająca się wśród innych sylwetka stojącego tuż obok Tadeusza.
— D'Arienzo.
— D-a-r... c-y... — przeliterował z trudem i błędem.
— D'Arienzo — powtórzył Isidoro, tym razem trochę wolniej. — Tam jest jeszcze apostrof.
— D-a-r-'-J-e-e...
— Może ja to panu napiszę?
— No co pan tu...! — skryba zaraz cofnął kartkę i pióro, jakby się obawiał, ze Isidoro wyrwie mu je z ręki. — Pan mówi wyraźniej, nie mamrocze pod nosem! No już, nazwisko!
Bardziej poczuł, niż zobaczył, że Tadeusz szykuje się, by podzielić się ze skrybą swoimi przemyśleniami na temat jego kompetencji. Spojrzał na medyka, pokręcił tylko głową. Lepiej, żeby nie strzępił teraz nerwów szczególnie, gdy z nazwiska "Softmantle" można było otrzymać tak wiele permutacji.
— D-apostrof-i-z-dużej-A-r-i-e-n-z-o — przeliterował głośno i wyraźnie Isidoro, gdzieś z tyłu usłyszał czyjąś uprzejmą sugestię, żeby może jednak się przymknął.
— Imię?
— Isidoro.
— I-z-y...
— I-s-i, tam jest "s" w środku.
— S-i-s-i...
— I. S. I — poprawił.
— Było tak od razu — burknął skryba. — I-s-i...
— ...d-o-r-o...
— d-o-d-o...
— d-o-R-O...
— d-o-r-o! — prychnął skryba, postawił kropę i pokręcił głową. — Drugie imię.
— Nie mam. — Isidoro skłamał tak gładko, że aż sam się zdziwił. Ale gdy pomyślał o tym, jak przedyktować skrybie imię "Baldassarre", zwyczajnie zwątpił.
— Wiek?
— Dwadzieścia sześć lat.
— Dwa-i-sześć — mruknął pod nosem mężczyzna, wpisując cyfry. — Dobrze, jest pan zarejestrowany, tu jest pana numerek. — Skryba wcisnął Isidoro drewienko z cyframi i zaczął wygłaszać standardową formułkę, którą zapewne usłyszał każdy z wcześniej zarejestrowanych uczestników. — Turniej zaczyna się jutro o ósmej rano, na rynku głównym, proszę mieć ten numerek przypięty w widocznym miejscu, już tam potem pana pokierują. Proszę się nie spóźnić, przyjść trzeźwym... — Wzrok skryby padł nagle na Tadeusza, mężczyzna drgnął, ale zaraz kontynuował. — Nie można wprowadzać zwierząt ani osób towarzyszących, nie wolno używać magii ani wnosić broni i ostrych przedmiotów. Następny!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz