sobota, 24 kwietnia 2021

Od Mattii cd. Cahira

Mattia przymykał oczy, kołysząc się leniwie w siodle. Wodze spoczywały mu luźno w dłoni, astrolog w zamyśleniu pocierał ciemną, wyprawioną skórę. Aldebaran szedł spokojnie, co jakiś czas zarzucał ogonem, próbując odgonić od siebie pierwsze komary. Powietrze było przyjemnie ciepłe, słońce grzało leniwie i przyroda już zupełnie obudziła się do życia. Ledwie kilka dni wystarczyło, by tereny wokół Gildii wybuchły intensywną, świeżą zielenią, by wśród traw pojawiły się ciekawskie łebki stokrotek i mleczy. Ptaki śpiewały od rana do nocy, las wybrzmiewał ich ustawicznym ćwierkaniem.
Czas płynął, zmieniła się pora roku. Każdy dzień był niczym przejrzysta kurtyna, oddzielająca teraz od tamtego dnia. Tamtego dnia, który nadal bolał i miał odzywać się w duszy Mattii niczym stara blizna, ale już nie ranił i nie krwawił.
Astrolog leniwie otworzył oczy, zerknął w bok.
Cahir jechał na grzbiecie Idalii, błądził wzrokiem po rozciągających się po horyzont zieleniach. W jednej dłoni trzymał wodze, drugą wplątał w końską grzywę. Przesuwał palcami po tym wąskim pasku miękkiej sierści między grzywą i gładką szyją.
— Coś nie tak z Al-Falą? — spytał Mattia. Do tej pory wydawało mu się, że Cahir jest dumny ze swojej szybkiej, choć narowistej klaczy i jeśli nie zabierał jej na przejażdżkę, zapewne był ku temu jakiś powód.
Cahir uniósł brew, wyrwany z rozmyślań.
— Nie, w porządku — odpowiedział odruchowo. — Wiesz, Fala jest temperamentna. Nie mam siły się z nią dzisiaj szarpać. Chciałem spokojnego spaceru, nie ciągłego przeciągania liny.
Mattia skinął głową, przez chwilę jechali w milczeniu.
— Ogólnie nie mam siły się z nią szarpać, nie tylko dzisiaj. Wiesz, myślałem, że się jakoś dotrzemy, że z biegiem czasu Fala trochę przywyknie, uspokoi się... — Cahir urwał, wzruszył ramionami. — Jest tak samo, jak na początku. Nic się nie zmieniło. Dalej jest narowista, płoszy się z byle powodu. Nie dogadujemy się — westchnął w końcu.
— Myślałeś nad kupnem innego konia?
— Najpierw musiałbym sprzedać Al-Falę. Dopiero potem będę się w ogóle zastanawiał, jakiego konia wybrać.
— Spokojnego?
— To na pewno — Mężczyzna pokiwał głową. — Ale poza tym - jeszcze nie wiem.
— Ze swojej strony mogę polecić jakiegoś kuzyna Aldebarana i Canopusa. To spokojne, wytrzymałe konie. Dobrze sobie radzą w górach, mało się płoszą... No chyba, że wolałbyś bardziej konia w rodzaju Favellusa — rzucił Mattia ze śmiechem. — Robiłbyś wrażenie.
— Chcę konia, nie smoka — parsknął Cahir. — Poza tym, ile taki koń musi kosztować?
— Nie wiem, ale masz rację, pewnie sporo. — Mattia się zamyślił. — Może taki koń, jak Bębenek?
— Może. Jest spokojny, ma miękki krok... Idalia ma wybijający galop, szybka podróż z nią to katorga. — Idalia jakby wyczuła, że to o niej mowa i potrząsnęła lekko łbem, parskając głośno. — No nie bocz się, taka prawda — mruknął Cahir, pochylając się i klepiąc szyję klaczy.
Przez pewien czas było słychać jedynie śpiew ptaków i brzęczenie owadów w trawie.
— Nie będzie ci brakowało prędkości?
— Będzie — odparł niemal natychmiast Cahir. — Ciężko byłoby mi znaleźć konia, który dotrzymałby kroku Fali. Ona leci jak wiatr. Ale na dłuższą metę - jak często z kimś się ścigam, jak często cokolwiek od tego zależy? Najczęściej zależy mi jednak na wygodnej podróży.
Mattia popatrzył na niego, na ustach astrologa błąkał się lekki uśmiech. Cahir uniósł brew.
— Co w tym zabawnego?
— Chcesz się ustatkować! Kto by pomyślał...
Drugi mężczyzna prychnął, naburmuszył się nieco, tak jak tylko Cahir potrafił. Mattia kontynuował, tym razem nieco innym tonem. Nie tym rozbawionym, ale nadal ciepłym i przyjaznym.
— Ludzie się zmieniają, Cahir. Co w tym złego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz