środa, 14 kwietnia 2021

Od Sophie do Lei - Misja

Lakmus dreptał żwawo, a pogoda dopisywała. Wiosenne słońce przyjemnie przygrzewało, otaczające gościniec pola budziły się do życia, racząc wzrok soczystą zielenią. Po błękitnym niebie błąkały się leniwe strzępy chmur, które wiatr niefrasobliwie przeganiał gdzieś na wschód.
Sophie ściągnęła wodze, zatrzymała bułanego wałacha przy drogowskazie.
— To tutaj — powiedziała, przerywając ich rozmowę.
Lea podjechała bliżej, też zmierzyła wzrokiem drogowskaz. Uśmiech zniknął z jej twarzy.
Może im się tylko wydawało, a może faktycznie drewniany słup był z jednej strony bardziej pociemniały. Wcale nie dlatego, że z tej strony częściej zacinał deszcz lub mniej świeciło słońce. Nosił niepokojąco brunatną barwę, właściwą trumiennym deskom. Używanym. Barwę, jaką drewnu nadawał kontakt ze zwłokami.
Gdy mieszkańcy Ravenglen znaleźli wysuszone, zmasakrowane zwłoki uwieszone na prowadzącym do miasta drogowskazie, a także wydrapaną na nich makabryczną wiadomość, udali się po pomoc do Gildii, zaś po wysłuchaniu ich relacji Mistrz Cervan wybrał, w swym mniemaniu, najlepsze osoby do rozwiązania problemu - Leę i Sophie.
Alchemiczka musiała przyznać, że gdy pierwszy raz usłyszała, z czym ma się zmierzyć, miała dużą ochotę po prostu odmówić Cervanowi dochodząc do wniosku, że leży to poza zakresem jej kompetencji. I to daleko. Trupy, pogróżki, tajemnice i duchy - to brzmiało bardziej jak zadanie dla egzorcysty i wojownika, nie dla alchemiczki i łowczyni. Wtedy jednak Cervan wyjaśnił, dlaczego podjął taką a nie inną decyzję:
— Ktoś chce, żeby wyglądało to na sprawkę sił nieczystych. Dlatego potrzeba osoby o uważnym spojrzeniu — tu skinął Lei — oraz analitycznym umyśle — tu wrócił do Sophie. — By zedrzeć z Ravenglen wszystkie zasłony tajemnicy i rzucić światło na to, co tak naprawdę się tam wydarzyło.
Sophie westchnęła, zsiadła z konia i podeszła bliżej do słupa. Był ślad w miejscu, gdzie trup się o niego opierał, oraz przetarte drewno tam, gdzie został przywiązany. Alchemiczka zmrużyła oczy - na razie nie widziała tu niczego odbiegającego od normy. Drewno słupa było dość stare, zniszczone mijającym czasem i jeśli ktoś mocno obwiązałby je liną, na pewno by je obtarł.
— Minęło za dużo czasu, deszcze zatarły wszystkie inne ślady — powiedziała Lea, marszcząc brwi.
— Masz rację, tutaj chyba niewiele się dowiemy — Sophie westchnęła, wskoczyła z powrotem na grzbiet Lakmusa. — Zacznijmy od zgłoszenia się do burmistrza Ravenglen, powinien wiedzieć, że już przybyłyśmy. Może też zorganizuje nam jakiś nocleg. — Wzruszyła ramionami, skierowała wierzchowca w stronę miasta.
— Myślałaś o tym, co zrobimy, jeśli to naprawdę jakaś... jakaś klątwa? Że posesja jest rzeczywiście nawiedzona?
Sophie rozważała to, ale przez całą drogę do Ravenglen jej rozmowy z Leą nie zeszły na tę możliwość. Kobiety roztrząsały wiele razy to, co mogło się wydarzyć. Lea zastanawiała się, co mógł zyskać człowiek siejąc taką panikę w mieście. Sophie opowiadała Lei, jak można użyć najprostszych odczynników, by wywołać dym lub błąkające się światła - takimi sztuczkami można było sprawić, że postronny obserwator zobaczy ducha lub inną maszkarę. Jeśli ktoś chciał, by ludzie z miasta się bali, by znów zawisło nad nimi okrutne widmo ich dawnych panów, mógłby się nimi posłużyć. W taki obrót wypadków wierzył też Mistrz Cervan. Ale co, jeśli wszyscy się mylili?
— Pojedziemy do Gildii i wrócimy z Balthazarem — powiedziała z mocą, uderzając pięścią w otwartą dłoń. — Mocniejszy kwas wypiera słabszy. Jakikolwiek demon zalągł się w tej posiadłości, Balthazar na pewno sobie z nim poradzi.
Lea popatrzyła na nią chwilę, a potem parsknęła śmiechem. Ciężka atmosfera na moment się ulotniła i nie była już tak przytłaczająca. Obie kobiety wiedziały jednak, że to tylko przelotne wytchnienie przed czekającym je zadaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz