niedziela, 18 kwietnia 2021

Od Xaviera cd. Mattii

Niedopowiedziana cześć zdania zawisła między nimi ciszą i ozwała się ciężkością, która siadła mu na karku; zgarbiła go znacznie, oswobodziła od wzniosłych postaw, aby przybrał pozę dość zbliżoną do sępich manier. Chłopak zginał się nad mapą, ściągał brwi i wpatrywał się w naniesione przez Mattię oznaczenia — możliwie po stokroć, w trakcie ich dopiero co rozpoczętych przygód, krzywiąc się do papieru, niemalże jakby chciał wymusić na martwym przedmiocie, żeby chociaż w magiczny sposób przemówił. Odkrył coś ponad ścieżki, pokraczne kopczyki i fikuśnie zdobioną koronę nad Sorią, która dość mocno odróżniała się szczegółem od innych znaków na mapie.
— Dotąd kierował się głównym traktem. — Upierścieniona dłoń zawisła nad mapą. Lekkim ruchem przesunęła się wzdłuż drogi i zatrzymała się nieopodal dopiero co zaznaczonego punktu. Xavier postukał palcem w rozdroże. — Ale tu będzie miał szanse, żeby z niego zboczyć.
— W stronę wybrzeża. — zauważył Mattia.
Bard kiwnął głową. Pobieżnie przebiegł wzrokiem po kilku punktach. Odznaczała się szeroko zapisana nazwa Berneck, niedaleko na północ Almera oraz parę innych miast i miasteczek nieregularnie rozrzuconych po krawędzi lądu.
— Albo do Sorii.
— Myślisz?
— Wyłącznie zakładam.
Ciężko westchnął. Złoto na nadgarstku zsunęło się po ręce, rozbrzmiało krótkim, ostrym dźwiękiem w momencie, gdy uniósł dłoń do twarzy i wierzchem odrzucił z oczu wzburzoną grzywkę. Zerknął na Mattię; astrolog również nieznacznie nachylił się nad mapą, czoło zbrudziła mu drobna zmarszczka, knykieć z sygnetem przystawił do ust.
— Musi mieć cel. Nie ukradł tego przypadkowo.
— W innym przypadku nie rwałby tak naprzód. — dokończył Xavier. — Jeśli zabrałby to chłop, któremu ambicje urosły ponad gwizdanie na trawie, to błyskotka zaprowadziła nas do pierwszego lepszego chlewa, a nie aż tak daleko od Tirie.
Chłopak wykonał niezgrabny gest, wskazał na oszlifowany minerał, zawinięty łańcuszkiem wokół palców astrologa. Mattia, możliwie z grzeczności, lekko się uśmiechnął, podniósł na niego wzrok.
— Próba sprzedania lutni też nie wchodzi w grę.
— Na pewno nie u normalnego kupca. — zgodził się bard. — Instrumenty dość ciężko spieniężyć. Zwłaszcza takie, które nie zostały wyskrobane na kolanie wioskowego cieśli. Nie sprzeda tego byle komu, bo nie dostanie za to odpowiednich pieniędzy, ale również nie zwróci się do kogoś wyższego stanu, bo zostanie wyśmiany, albo nawet pogoniony przez straż.
— Zawsze są zakłady zastawnicze albo inni lichwiarze.
— Dlatego obstawiłem, że może zmierzać do stolicy. Sprzeda to tam lub nigdzie.
— Jeśli tak, to chyba nawet możemy założyć, że musi być już z kimś umówiony.
Xavier delikatnie skinął głową, wyprostował krzyż, ręką rozmasował zbolały kark. Mattia nadal zginał się nad mapą; subtelna zmarszczka pogłębiła się, odcisnęła się na czole większą zadumą.
— Normalnie musielibyśmy go dogonić, zanim dotarłby do Sorii. W mieście nie dalibyśmy rady go odszukać, ale dzięki temu, że masz to wahadełko, to możesz go łatwo...
Machnął dłonią, pstryknął w palce. Na moment zamilkł, próbował dobrać odpowiednie słowo.
— Wytropić? — dokończył za niego astrolog, uśmiechnął się delikatnie. — Na razie możemy być przynajmniej pewni jego przybliżonej pozycji. 
— To i tak dużo.
Xavier westchnął ciężko, opadł plecami na ścianę pieca; żar utrzymał się w palenisku, nagrzany kamień promieniował miłą ciepłotą. Nie mógł się powstrzymać, żeby nie odgiąć głowy i nie przymknąć oczu, chociaż na krótki moment wyciszyć myśli. Wiatr szeleścił, stukał w okiennice i zacinał w okna domostwa ni to mokrym śniegiem, ni zlodowaciałą mżawką.
— Xavierze. — odezwał się za niedługą chwilę Mattia.
Chłopak gwałtownie uniósł głowę, otworzył oczy. Odchrząknął.
— Tak?  
— A może on wcale tego nie chce sprzedać? — zauważył. — Tylko zagarnął to na własny użytek?
— Niemożliwe. — oburzył się Xavier — Co za bard zrobiłby to drugiemu bardowi...
I niespodziewanie przerwał w połowie zdania. Zaciął usta, zmarszczył brwi, aż urodził z myśli wniosek. Gwałtownie wypuścił powietrze przez usta i nie bacząc na kultury, przeklął paskudnie. 
Mattia mógł mieć rację, a bardowi ta myśl wybitnie się nie podobała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz