sobota, 17 kwietnia 2021

Od Isidoro cd. Tadeusza

Obaj mężczyźni podążali przez uliczki Vallmory, starając się znaleźć odpowiednie miejsce na nocleg. Było dopiero popołudnie, jednak długa droga i przejścia związane z rejestracją skutecznie odebrały im jakiekolwiek chęci na szwendanie się po mieście. Sam Isidoro nie marzył już o niczym innym jak tylko o momencie, gdy będzie mógł po prostu usiąść w spokoju i odpocząć. Najlepiej sam. Nie narzekał na towarzystwo Tadeusza, ale astrolog po prostu potrzebował momentów całkowitej samotności, a tych podczas podróży prawie nie doświadczał.
— Powinniśmy szukać czegoś wzdłuż głównej ulicy. Tam powinny być bardziej reprezentacyjne miejsca — rzucił Tadeusz, kierując swojego kuca między przechodniami.
— "Gościnny Dwór" będzie miał dla nas dobre pokoje — odpowiedział mu Isidoro, na co Tadeusz łypnął na niego spod oka.
— Sprawdzone miejsce?
— Nie. Po prostu... tam jest to właściwe. Nie będziemy dalej szukać — wyjaśnił. Ostatni argument wydawał się przekonać maga.
"Gościnny Dwór" faktycznie okazał się gościnny. Stajenni zaraz zajęli się ich wierzchowcami, dwóch schludnie ubranych chłopaczków wniosło za nich bagaże do środka. Przestronna sień zapraszała pozłocistym światłem kinkietów, głęboką zielenią kryjącego ściany materiału, statecznym brązem dębowych wykończeń. Powitała ich młoda kobieta o jasnych włosach zaczesanych w symetrycznie upięte warkocze.
— Miło mi powitać w "Gościnnym Dworze" — zaczęła dość neutralnie, zerkając to na Isidoro, to na Tadeusza. Mag i jego chowaniec? Zmiennokształtny i jego uczeń? Lekka niepewność malowała się na twarzy recepcjonistki, mimo to kobieta kurczowo trzymała się wszelkich zasad stosowności. — Jaki apartament mogę zaoferować?
— Tadeuszu? Co sądzisz? — odezwał się Isidoro, rozwiewając niepewność kobiety. Ta zaraz zogniskowała wzrok na medyku.
— Na pewno cichy i spokojny, od strony podwórza. Wolałbym też uniknąć konieczności wchodzenia na wyższe piętra...
— Niestety wszystkie apartamenty na parterze są już zajęte. Mamy jednak jeden wolny na pierwszym piętrze, właśnie od strony podwórza. To dwie sypialnie połączone przytulnym salonem. Czy byliby panowie zainteresowani?
— Tak, to brzmi dobrze. Proszę też wstawić do salonu jedno wysokie krzesło w stylu alicante lub podobne — dodał Tadeusz, a następnie zwrócił się do astrologa. — Isidoro?
— Czy moglibyśmy zjeść posiłek w pokoju?
— Oczywiście, obsługa przyniesie panom posiłek i bagaże, postaram się też o dodatkowe krzesło. — Recepcjonistka wydobyła parę kluczy. — Proszę, oto klucze do apartamentu. Życzę panom udanego pobytu.
Mężczyźni udali się na piętro, chłopcy dalej wytrwale nieśli ich bagaże. Tadeusz człapał po wyłożonych miękkim dywanem schodach, dźwięk jego kroków i stukot laski niknął w ozdobionym geometrycznym wzorem materiale.
— Młoda, ale zręcznie sobie poradziła. Nieco doświadczenia i będzie mogła szukać pracy dużo wyżej — mruknął pod adresem recepcjonistki.
— Tadeuszu...? — zaczął Isidoro.
— Hm? Przypomnieć ci rozstawienie figur? — Mag zerknął na plakietkę przy kluczu, potem na numery pokojów na piętrze i skręcił w prawo.
— Nie, nie, dziękuję. Po prostu... Tak się zastanawiałem... czy trudniej jest radzić sobie z żabim wyglądem czy z reakcją ludzi na ów wygląd? — wypalił w końcu.
Tadeusz ponownie na niego łypnął, Isidoro powoli zaczynał już rozróżniać odmiennie rodzaje łypnięć.
— Cóż, ludzie na Kontynencie zdążyli się przyzwyczaić do pewnych dziwności, na które natrafiają — zaczął, oglądając plakietki na mijanych drzwiach. — Inaczej było te... siedemdziesiąt lat temu. Teraz żyje mi się o wiele lepiej, choć takie sytuacje, jak ta w kolejce, nadal mają miejsce. Zaś co do wyglądu - ten zawsze będzie mi wadzić. Ludzki świat przystosowany jest do anatomii człowieka, nie zaś żaby i tego nie da się zmienić. — Tadeusz na chwilę zamilkł, złowił wzrokiem właściwy numer. — To tutaj. Zobaczmy...
Mag otworzył drzwi, oczom mężczyzn ukazał się przytulny salon, o którym opowiadała recepcjonistka. Jedyne okno wychodziło na mikroskopijny placyk z fontanną, otoczony niskimi, ciasno stłoczonymi budynkami mieszkalnymi o zadbanych elewacjach. Sam salon był niejako podzielony na dwie części - pod oknem stał pusty stół i dwa krzesła, bliżej drzwi zaś, od strony kominka, ustawiono niski stolik kawowy, któremu akompaniowały dwie wygodne berżery. Drzwi prowadzące do osobnych sypialni mieściły się na przeciwległych, pustych ścianach.
— Proszę postawić bagaże tutaj — Isidoro pokierował bagażowych, podziękował im, wysupłał po monecie dla każdego. Chłopcy skłonili się, zniknęli za drzwiami.
Obaj mężczyźni przenieśli rzeczy, każdy do swojego pokoju. Po paru minutach rozległo się pukanie, przybyły służące z misami z wodą i ręcznikami. Zapewniły, że posiłek tez zostanie niedługo przyniesiony, zaproponowały wybór win, brandy i parę dodatkowych przekąsek. Isidoro z ulgą zmył z siebie pył drogi, zmienił strój na coś wygodniejszego.
Gdy powrócił do salonu, Tadeusz siedział wygodnie na jednej z berżer. Isidoro dołączył, usiadł na drugiej.
— Skoczek na G6, biorę wieżę — powiedział w końcu.
— A więc jednak — mruknął Tadeusz, złożył łapy, zabębnił o siebie palcami.
Isidoro dobrze wiedział, że w tym momencie wybierał między ruchami słabymi a katastrofalnymi. Cóż, co by nie mówić, dzięki Tadeuszowi miał bardzo dobrą zaprawę przed turniejem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz