piątek, 26 czerwca 2020

Od Desideriusa cd Aries

⸺⸺※⸺⸺

Dobrze było widzieć troskę malującą się na twarzach ludzi, ten niewyobrażalny wyraz zmartwienia towarzyszący tylko w chwilach, gdy pojmuje się o tym, jak kruche potrafi być życie, nie tylko człowieka, każdej istoty chwalącej się zdolnością podejmowania tak zwanych podstawowych funkcji. Wyraz niekiedy świadczący o miłości, jaką mogą darzyć drugą jednostkę, a przy jeszcze innych okazjach o zwyczajnej empatii, nawet jeśli wiąże nas ona z całkiem nieznaną osobą. Wyjątkowo prawdziwy i rzeczywisty to odruch i chociaż odbieramy go w sposób miękki, szczerze jest on brutalny i ciosany grubymi, zamaszystymi ruchami.
Jak wszystko zresztą, człowiek bowiem to stworzenie bardzo surowe w swojej istocie. Pozornie skomplikowane, jednak przy dokładniejszym zagłębieniu się w jego myśli, okazujący się całkiem prosty. Wręcz groteskowo śmieszny. Przewidywalny. Zatracony w dziwnych rutynach wymyślonych dla własnego poczucia bezpieczeństwa, bo powtarzalność od zawsze kojarzyła się z pozornym zresztą, wrażeniem, że wszystko ma się pod kontrolą.
Zabawnym tworem był człowiek. Coeh klął każdego dnia, że akurat nim musieli go uczynić, zamiast jakąś krową, owcą, czy innym czworonożnym ssakiem, mającym orzeszek czy inne ustrojstwo zamiast mózgu. Mielącym trawę w pysku i nieprzejmującym się niczym poza tym, czy przypadkiem następna kępa nie będzie zbyt gorzka w porównaniu do poprzedniej, co koniec końców i tak nie robiło mu żadnej różnicy. Wpieprzał wszystko, jak leci, póki tylko było zielone i zjadliwe.
A człowiek musiał być, musiał czuć i rozumieć. Widzieć. Uczyć się. Pojmować. Przeżywać wszystko w jakichś absurdalnych emocjach, które na celu miały tylko utrudnić mu życie. Wycierpieć straty bliskich. Dostosowywać się do popieprzonych zasad, które były sprawą czysto moralną, a mimo wszystko traktowali to, jak niesamowity wymysł, bez którego świat w mig by się zawalił. Nie było to bynajmniej potrzebne, w prostej ocenie Desideriusa, który jako człowiek (podobno) zdrowy na umyśle, z góry wiedział, że dźgnięcie koleżanki widłami przez szyję nie było pomysłem dobrym. Jednak ludzie najwidoczniej koniecznie potrzebowali kolejnego kodeksu, który tylko jeszcze stabilniej usadowi ich w pozornie bezpiecznej rzeczywistości, na dobrą sprawę stworzoną przez nich samych.
Może też dlatego coraz bardziej zrażał się do religii, widząc, że niejednokrotnie była ona jedynie pretekstem dla wyżej ustawionych do sterowania całkiem nieświadomą, ciemną masą ludu, która ślepo wierzyła we wszystko, o czym prawili czy to prorocy, czy inne wróżki, którzy notabene, podstawieni, prawili czasem porzekadła tak absurdalne, by pragnął jedynie złapać się za głowę.
Cały ten żal na świat, który momentalnie na niego spłynął, runął jednak wyważony przez nutę strachu, obawy, która malowała się na biednej buźce Aries, stojącej tak jak ostatnia sierotka. Drogie było to mu uczucie i gdyby mógł, podziękowałby jej za przywrócenie nadziei, stwierdził jednak, że musiałoby to wyglądać i brzmieć co najmniej dziwnie, zważając na okoliczności. Wysłuchał więc jedynie, co miała do powiedzenia i pokiwał głową, starając się zachować spokój, chociaż większość zawartości żołądka stworzenia skończyła właśnie na podłodze gabinetu. Skłamałby, mówiąc, że nie śmierdziało. Waliło cholernie i pewnie, gdyby nie posiadał aż tyle kultury, spytałby bezpardonowo, czego to stworzenie się zdążyło nażreć, choć odpowiedź po części spoczywała właśnie w jego rękach.
Musiał jednak przyznać, że roślinę widywał stosunkowo rzadko. Właściwie to raz na ruski rok, zważając na to, że pierwszy i ostatni raz widział ją piętnaście lat przed spotkaniem z Aries, gdy wyszedł na spacer z wujkiem, który również nie miał bladego pojęcia, z czym mieli do czynienia.
Jak później zdradziła mu babka, roślina nie miała szczególnie wielu zastosowań, prócz tego, że poprawnie wymieszana robiła za dobre perfumy, skuteczny środek na libido i jeszcze lepszy na przeczyszczenie.
Żadna z opcji nie wydawała się być szczególnie pocieszającą, jednak wciąż było to o niebo lepsze niż wiadomość o potrzebie jak najszybszego pożegnania się ze zwierzakiem, bo bóg wie, kiedy się przekręci.
— Póki nie będzie miała reakcji alergicznej, to raczej nic poważnego jej się nie stanie. Może mieć co najwyżej nieco większą potrzebę reprodukcji albo delikatne rozwolnienie. Pozwolisz, że je sobie zachowam? Rzadki okaz. — Potrząsnął rośliną, po czym ostrożnie odłożył ją na biurko, krzywiąc się, gdy zauważył, że biały sok oblepił jego palce grubą, obrzydliwą warstwą. — Mogę dać wam dla pewności odpowiednie leki, które zneutralizują niepożądane działania i jakieś antyalergeny. Chodź, Shio — rzucił głośniej, kucając, a stworzenie powoli i dość niepewnie do niego podreptało, przy czym wdepnęło w świeże wymiociny, co sprawiło, że Coeh skrzywił się jeszcze bardziej. Zaczął dokładnie przyglądać się pyskowi zwierzęcia, przy czym pozwolił sobie, zdecydowanie ostrożnie, zważając na rząd białych kłów tuż nad jego palcami, wyciągnąć kilka zalegających w nim kolców, które, jak podejrzewał, również były częścią rośliny. — Wiesz może, ile waży?

⸺⸺※⸺⸺
[N zabijaj]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz