poniedziałek, 1 czerwca 2020

Od Nikolaia cd Kai

⸺⸺ 🜚 ⸺⸺

Aktorem wybitnym nigdy nie był, dlatego udawanie wielce obrażonego za szczere i bezpośrednie „wyglądasz” zarzucone przez kobietę, prędko zmiękło i wypłowiało pod słonecznym uśmiechem, który wymalował się na jego twarzy. Oszczędził sobie głośnego prychnięcia, zapanowując przynajmniej nad tym odruchem i wysłuchał dalej, zdecydowanie przejaskrawionych relacji.
Z punktu widzenia każdej osoby trzeciej, wszystko, co zostało tamtego dnia wypowiedziane przez dość wyjątkową dwójkę, było co najmniej infantylne. Jednak kolorowe ptaki nie dostrzegały w całym tym ubarwianiu rzeczywistości własnymi, krzykliwymi piórkami niczego złego. W końcu świat, który znali niejednokrotnie był raczej ponury i smutny. Dodanie mu odrobiny rozrywki nie było żadnym grzechem, a w wypadku roztańczonej bardki i chojraczącego poszukiwacza przygód i szczęścia w miejscach raczej nieoczywistych, zdawało się wręcz obowiązkiem, by mieć o czym opowiadać młodszym, jak i starszym pokoleniom, które całe swoje życie przecierpiały w jednym miejscu. Dlatego bez oporów opisywał kilka pyłków zaczepionych na końcach bladych kosmyków jako hałdę kurzu, która uczepiała się go niczym smolista maź, wiadro melasy, w które niefortunnie ktoś wpadł. Dlatego przeciętny, chłodny i nieco zawilgotniały korytarz gildii nagle zmieniał się w nieskończony labirynt pełen spróchniałych desek i grzybów, o których nawet najwięksi zielarze nie śnili; ta właśnie domieszka ułańskich fantazji sprawiała, że oczy zarówno jego, jak i każdego, kto spoglądał na wysoką, nawet postawną sylwetkę (co również nie musiało być do końca prawdą), skrzyły się blaskiem tysiąca świetlików rozpierzchnionych w najgłębszą, letnią noc, czy całych konstelacji podwieszonych pod niebem, gdy znajdowało się z dala od pokrytych subtelną łuną miast pokroju Ovenore.
Co mądrzejsi powiedzieliby, że zachowania te są niezdrowe. W końcu ciągle odchodził od rzeczywistości, wytwarzając własną, mającą niewiele wspólnego z tym, co naprawdę miało miejsce. Kolejni posądziliby go o zakłamanie i paskudne manipulowanie faktami na własną korzyść, o ile tak można to nazwać. On jednak twierdził, że był jedynie skromnym malarzem, który co prawda bez płótna, czy farb, jednak brał co miał pod ręką i ubarwiał to w sposób najpiękniejszy, starając się dokładnie o to, by produkt końcowy był znośny, a najlepiej pyszny i zapierający dech w piersi. Przecież dzieciaki miały otwierać pyszczki w podziwie, a dorośli przewracać oczami słuchając tych bredni, jednocześnie śmiejąc się pod nosem. Taki właśnie miał być cel każdej z historii, które zarzekał się, że były akuratnie.
W tym jednak akurat ziarno prawdy było grube, temu zaprzeczyć nie było sposób.
A później nastało zaproszenie do łaźni, które spotkało się z szeroko przyjętą abrobatą ze strony mężczyzny, rozanielonego na wizję podjęcia utęsknionej kąpieli i rozplątania skołtunionych kosmyków pod gorącą wodą. Pragnął już koniecznie poczuć gorąc pary na skórze i jej miękkość pod, tym razem przyjemną, wilgocią pomieszczenia. Pragnął również rozpłynąć się w balii, jak śnieżnobiały śnieg pod wiosennym słońcem przy okazji roztopów i nareszcie wyciągnąć długie nogi. Był nawet gotowy z przyjemnością pozwolić im wystawać z drewnianego, potężnego naczynia. Poruszyć palcami, które prędko zziębłyby poza ciepłą wodą. Właściwie to wrzątkiem, bo w chłodniejszej nie miał nawet zamiaru zanurzyć końca paznokcia, wiedząc, jak szybko wytraci cenną temperaturę, która powinna zdzierać z niego skórę żywcem, rozmiękczać tkanki, a najlepiej zrobić raczej przeciętnej jakości rosół.
Wizja rozchodzącego się mięsa widocznego spod pękającej skóry przywołała go jednak do rzeczywistości, w której sterczał samotnie na środku korytarza, porzucony przez kobietę, która radosnymi susami zniknęła już w łaźni. Pozostawiła go tak samego sobie, licząc najwidoczniej na to, że i bez jej pomocy zawita z powrotem tam, gdzie spotkali się po raz pierwszy. Wyjątkowo ktoś mógł na niego liczyć, bowiem za punkt honoru postawił sobie powrócenie do charyzmatycznej kobiety czy to w sprawie upragnionej kąpieli, czy nawet przy innej okazji, gdy jednak ponownie zdarzy mu się skupić na czymś innym, niż miał w planach. Udało mu się jednak w jednym kawałku wrócić do pokoju, który przetrzepał jeszcze raz, ponownie z marnym skutkiem, zagarnąć stamtąd potrzebne rzeczy, a następnie z powrotem zawitać w niestety publicznej świątyni, gdzie zażyć miał nareszcie porannej (teraz już raczej bliżej było jej do popołudniowej) toalety. Kobieta w najlepsze wylegiwała się w balii, którą widocznie napełniła kolejnym wiadrem gorącej wody, odkąd ta zdążyła wystygnąć w trakcie ich nieobecności. Bujne włosy ponownie nabrały skrętu, gdy opierała się potylicą o krawędź drewnianej misy. Jeszcze raz zaszczyciła go wyciągnięciem sprężystej, czekoladowej łydki i wręcz kuszącym nakierowaniem jej akurat na mężczyznę, który dopiero co zawitał w progach pomieszczenia, a już został zaatakowany rozkosznym widokiem i pięknym, kwiatowym zapachem. Woda szeleszczała i plumkała charakterystycznie z każdym, nawet najsubtelniejszym ruchem, o jaki pokwapiła się kobieta.
Nieschludnie rzucił swoje rzeczy na jeden ze stojących przy zestarzałych, drewnianych parawanach, których co bardziej wstydliwi mogli używać do woli. Kobieta jednak chyba wystarczająco zdołała udowodnić Nikolaiowi, że nie miała zamiaru z nich korzystać, czym pragnął jak najszybciej się odwdzięczyć.
Poddał się, nie związywał włosów, a zaraz po spływających na ramiona kosmykach, opadł rozsupłany sznurek utrzymujący w ryzach dekolt jego koszuli, która wkrótce, przeciągnięta przez głowę, podzieliła los poprzednich szmat, tym razem jednak zostając niedbale przewieszonym przez wspomniany wcześniej parawan. Ciężkie, czarne pasy, które lizały czekoladową skórę od pępka aż po żuchwę mężczyzny, lecz również szczupłe ręce, odsłonięte starały się przypodobać kobiecie starannością wykonania i płynnymi ruchami, którym się oddawały, gdy ten, chociażby poruszył długim przedramieniem. Wieczna biżuteria na jego palcach dodawała mu uroku, nawet jeśli nie błyskała się szczerym złotem. Splątane linie na prawym ramieniu, sprawiały wrażenie sieci życia, z którą każdy jest w pewien sposób związany.
Dumny był z dzieła, jakim było jego ciało, z tego, jak udało mu się je udekorować na przestrzeni lat i jak wiele potrafiło znaczyć w zależności od kontekstu, a także o ilu istotnych sprawach każdy z symboli mu przypominał. Każda kropka, każda linia, każdy, niezidentyfikowany znak.
Nie potrzeba było wiele czasu, by nawet i dolna, dość skromna część jego ubioru skończyła wraz z braćmi, a on sam przysiadł na krawędzi balii, w której wylegiwała się nimfa ze swoimi dzwoneczkami. Odchylił się do tyłu, łapiąc lewą dłonią za przeciwną stronę misy, nogę zarzucił na nogę i zadzierając nieco głowę, spoglądnął na nią z uniesioną brwią w sposób tak obsceniczny i infantylny, by każdy poważny człowiek złapał się za głowę, a może nawet i zarumienił z powodu ludzkiej głupoty, jaka nim kierowała.
Kobieta jednak najwidoczniej do tych wielce poważnych nie należała, bowiem nogi jej usunęły się delikatnie w bok, a ciało podciągnęło się, dając jednocześnie przyzwolenie, by długa noga, a zaraz po niej kolejna, zanurzyły się w wodzie, uprzedzając całe ciało, które syknęło delikatnie, z czystym zadowoleniem, bowiem kąpiel była zaprawdę gorąca, a balia wyjątkowo mała jak na dwójkę. Uśmiechnął się więc równie szeroko, co szeroko rozłożył ręce, wyrzucając je poza misę i pozwalając, by zawieszone na łokciach, swobodnie zwisały.
W myśli podziękował wstążce za zaginięcie, bo prawdopodobnie bez niej nie miałby sposobności spędzić chwili czy dwóch w tak wybornej sytuacji i w tak doborowym towarzystwie.
— Na świętego Asaima — stęknął z przyjemnością, pozwalając by jego głowa, choć częściowo spoczęła na drewnie. — Pysznie wynagradzasz mi tę pierdoloną wstążkę, może częściej powinienem ją gubić, jak uważasz? — spytał cicho, spoglądając na kobietę, która wciąż wylegiwała się z przymkniętymi powiekami. Na ciemnej skórze, choć ledwo, widać było subtelne wypieki, które dodatkowo uwydatniały delikatne zmiany skórne. W końcu powieki zadrżały, a ciemne rzęsy pozwoliły, by zielone oczy spoglądnęły na tego, kto śmiał potowarzyszyć jej w dla innych rzekomo intymnym rytuale. Nikolai poruszył delikatnie palcami, czując, jak delikatnie świerzbią go od całego tego ciepła, nagłego wzrostu temperatury, w której przebywał. Potrzebował jeszcze kilku chwil, by ciało przyzwyczaiło się do tych nowych okoliczności. Pełne usta uśmiechnęły się w jego kierunku, na co odpowiedział tym samym, przy okazji odgarniając splątane, blond włosy do tyłu, wcześniej jednak zamaczając dłoń.
Dzwonki subtelnie zabrzęczały, nawet jeśli w połowie zanurzone były w gorącej wodzie, upewniając mężczyznę w przekonaniu, że do zwykłych instrumentów nie należały.
Przynajmniej jednej sprawy nie musiał ubarwiać, gdyż sama w sobie stanowiła atrakcyjne dość dziwactwo.

⸺⸺ 🜚 ⸺⸺
[A przez następne 23 odcinki: Balia.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz