wtorek, 30 czerwca 2020

Od Lancelota cd. Pelagoniji



- CALDER, PRZYRZEKAM, JEŚLI NIE ZLEZIESZ Z DACHU, TO ZARAZ TAM WEJDĘ I SAMA CIĘ ŚCIĄGNĘ! 
- NICZEGO NIE ROZUMIESZ KOBIETO, JA TO ROBIĘ W KONKRETNYM CELU!
- JESTEŚ NAWALONY CZY CO?!
- ZA CHWILĘ ZACZYNAMY PRACĘ!
- PRZEDTEM CI TO JAKOŚ NIE PRZESZKADZAŁO!
  Miał idealny widok na przedstawienie dziejące się przy stajni, a w zasadzie także na jej szczycie. Członkowie nocnego patrolu szykowali się do swoich zajęć, najwyraźniej poddając się przy okazji swoim naturalnym zachowaniom. Dla jasnowłosego rycerza, popijającego spokojnie herbatkę przyniesioną przez Pelę, byli jedynie tłem podczas czytania korespondencji. Dzieci za nim zajęły się swoją własną rozmową, bowiem Faustus udzielał jak gdyby nigdy nic odpowiedzi na pytania w wywiadzie:
- Nie, nie jestem członkiem gildii - powiedział chłopiec, podśmiewając się przy tym jednocześnie, jakby nie mogąc sobie wyobrazić, że mógłby stanowić część tego chaosu. - Jestem tylko posłańcem. Zajmuje się dostarczaniem listów, które właśnie czyta sir Lancelot. Pracuje dla niego i Jej Wysokości księżniczki Ginewry z Tiedalu.
  Wieczorny wiaterek nieco potargał włosy mężczyzny, doprowadzając go tym samym do wniosku, że niedługo powinien w jakiś inteligentny sposób je przyciąć. Jeszcze tylko nie miał pomysłu na jak krótko, w którą stronę i czy to skończy się dobrze.
- CO JEST Z TOBĄ DO CHOLERY NIE TAK?!
- SZUKAM!
- CZEGO?!
- NIE ZROZUMIESZ!
- Czy posiadanie skrzydeł jest fajne? - zastanawiał się na głos Faustus, siedząc dalej na pelerynie w towarzystwie dziesięcioletniej dziewczynki. - To ma swoje wady i zalety, jakbym miał być z tobą tak całkiem szczery... Czasami ciężko z nimi się porusza w za ciasnych korytarzach. Widzisz, one mają swoją rozpiętość. Poza tym mam też potrzebę przeciągania się jak na przykład zasnąłem w niewygodnej pozycji czy po prostu rozciągania się. Nieświadomie wtedy też je rozkładam i coś mogę przypadkowo zniszczyć. Raz tak stłukłem ważną wazę w jakimś pałacu, ale szybko uciekłem, więc chyba do dzisiaj nie wiedzą, że to byłem ja...
  Rycerz pozwolił sobie na ciche westchnięcie, po czym ponownie podniósł wzrok na mężczyznę przemierzającego spacerem dach stajni i rudowłosą elfkę z przewieszonym łukiem przed jej wejściem na dole.
- Fiona, daj mu się skupić, inaczej przegram zakład! - ryknęła Marceline swoim nieludzko melodyjnym głosem.
  Wampirzyca wyleciała dzięki umiejętności lewitacji ze środka budynku, po którym Victarion właśnie chodził.
- Co?!
- Dla mnie nie ma sprawy, drzyj się dalej! - zaproponował Taavetti, gildyjny posłaniec i łącznik między wszystkimi, którzy dokądś wyruszyli, w tym także między Cervanem, a prawdopodobnie również tutejszym królem.
  Wybiegł tuż po Marceline, stając nieopodal jej i Fiony.
  Skrytobójca rzucił prawdopodobnie dachówką w młodą kobietę o długich, czarnych włosach, ale ta rzecz jasna uniknęła z gracją pocisku, śmiejąc się przy tym w najlepsze. Rozległ się huk, po którym kawałki rozprysły się na kamienną drogę.
- Nie, ty nie możesz mieć takich skrzydeł. Jesteś człowiekiem, Pela, ale to nie oznacza, że przez to wychodzisz na kogoś gorszego. Ludzie mają... Wiele innych zalet. Nie znam się na waszej rasie tak jak na swojej, ale jak długo przyjaźnie się z sir Lancelotem i przebywam na tym świecie fizycznie, to odkrywam o was coraz więcej. Jesteście bardzo fascynujący!
  W końcu Lancelot zmrużył oczy, żeby przypatrzeć się dokładniej. Skoro Victarion czegoś szukał, to musiało mu na tym wystarczająco zależeć, żeby się nie poddać. Poza tym jeśli zajmowało mu to tyle czasu, to poszukiwany przedmiot musiał być bardzo mały, łatwo wtapiać się w tło, a przede wszystkim nie wydawać dźwięków, które mogłyby jakkolwiek Caldera naprowadzić. Lancelot zastanawiał się, co takiego Marceline mogłaby mu zawinąć w krótkim czasie przy pomocy tamtego młodego posłańca i jak to się stało, że nie było przy tym Fiony.
- Pewnie! Możesz je dotknąć, ale nie są jakoś specjalnie nadzwyczajne. Są takie jak u ptaków, w moim przypadku konkretnie to krucze. Zmieniam się w kruka, co bardzo mi pomaga w moim zawodzie...
  Lancelot odłożył listy, wpadając na genialny pomysł.
- Na moment to pożyczam - wziął od nieco zaskoczonych dzieci szklaną cukierniczkę z błyszczącymi zawijasami wykonanymi ze srebra.
  Rycerz ustawił ją w dłoni pod odpowiednim kątem, aby błysk promieni słonecznych odbił się na dachu, po czym skierował go odpowiednio blisko jego krawędzi, gdzie zaczynała się rynna. Victarion natychmiast zauważył jasną plamkę, podążył za nią wzrokiem i dostrzegł wówczas coś, co odbiło ów blask. Były to klucze idealnie kamuflujące się barwą na tle dachówek, przykryte także nieco ściankami rynny. Mężczyzna zsunął się zwinnie po dachu, aby je zdobyć, po czym strategicznie zaczął się przesuwać w stronę drabiny ustawionej nieopodal.
 Niechcący Lancelot właśnie zakończył zakład pomiędzy Marceline a Belmaro, a z ich nowo rozpoczętej kłótni wynikło tylko tyle, że w zasadzie nie wiadomo kto wygrał, bo nawet jeśli, to druga strona za nic nie miała zamiaru oddać nagrody. Fiona wydobyła z siebie westchnięcie pełne frustracji i pokręciła głową z niedowierzaniem, gdy Calder wykrzyknął do Tiedalczyka coś w stylu, że wcale nie wisi mu żadnej przysługi za tą drobną pomoc, co z kolei tym razem rozbawiło Lancelota do tego stopnia, że zatrząsł się w bezgłośnym chichocie.
  Lancelot wówczas zdążył odłożyć cukierniczkę pomiędzy dwójkę spokojnie zajmujących się sobą dzieci, choć po ich minach można było wywnioskować, że obserwowali od dłuższego czasu z rozdziawionymi ustami poczynania jasnowłosego mężczyzny.
- Skąd wiedziałeś, że ukryli tamtemu panu klucze na dachu? - Faustus zachłysnął się powietrzem, ponownie mając taką minę, jakby czemuś nie dowierzał.
- Trochę dedukcji. Matematyki. Fizyki. Szczęśliwy punkt odniesienia. I tyle - Lancelot zakrył usta, żeby ziewnąć. - Nawet nie musiałem obliczać odpowiedniego kąta padania promieni na srebrne zdobienia w tej cukierniczce, poza tym nie znam dokładnie współrzędnych geograficznych gildii, co zdecydowanie utrudniłoby mi zadanie, potem pogorszyło humor...
  Wzruszył niedbale ramionami.
  Wiedzę takową posiadał dzięki dawnym znajomościom, które uraczyły go tłumaczeniem w jaki sposób powinien odbudować pewną pozostawioną za sobą twierdzę w Tiedalu, będącą powodem wszystkiego, co kiedykolwiek rycerz w swoim życiu robił. Dołączenie do tej gildii również się do nich zalicza. Aby w pełni poradzić sobie z rzeczą tak abstrakcyjną, jak wzniesienie wznów w sposób nawet lepszy tak skomplikowanej budowli, aby nie dała się zawalić po raz kolejny, wymagało niezliczonych poświęceń (czyli nieprzespanych nocy nad księgami w towarzystwie najczęściej nie jednego, a nawet i dwóch uczonych).
- Czytajcie sobie dalej bajki, ja wracam do listów. Pela, nie zdążyłem wcześniej podziękować za herbatę, więc nadrabiam - posłał dziewczynce delikatnie uniesienie obu kącików ust, łagodząc je odpowiednio stonowanym spojrzeniem.
  Powrócił po tym wszystkim do lektury tak, jakby właściwie cała ta sytuacja nie wydarzyła się w ogóle.
- Mówiłem ci już, że wy, ludzie, jesteście niezmiernie fascynujący, prawda? - dopytał się Faustus, nadal posiadając całkiem przejęty głos.

[Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać. Pela]
1039

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz