wtorek, 30 czerwca 2020

Od Eilis cd Lancelota


Była tą “nową” w Gildii jednak od pierwszego dnia miała okazję poznać blondyna. Na początku myślała, że jest to kolejny z jaśniepanów rycerzy. Rodzaj oczytanych w książkach i tych “och” i “ach”. Nie spełniał jednak wszystkich wymogów nadętego bufona więc i nie był tak zły. Miała sporo spraw na głowie, lecz większość zadań była dla Lancelota, przez Lancelota bądź miały na sobie ślad Lancelota. Dlaczego miałaby na to marudzić? Praca jak praca, ale On naprawdę często coś psuł czy też tak jak i teraz przychodził sprawdzić, czy kopyta jego wierzchowca są, aby na pewno w dobrym stanie. Ten jeden aspekt odróżniał go od rycerzy bufonów - naprawdę troszczył się o Troy’a. Widząc białego konia po raz pierwszy, przypomniały się jej te wszystkie bajki od mamy o księciu na białym rumaku. Śmieszyła ją zawsze ją ta myśl, a i wspomnienie było miłe, więc zazwyczaj uśmiechała się delikatnie, gdy ponownie było jej dane zobaczyć się z jeźdźcem. Od zawsze podziwiała wojowników, gdyż sama była tylko kowalem. Wie jak wykuć dobry miecz tak, aby do tego był dobrze wywarzony dla każdego indywiduum, jednak nigdy żadnego nie musiała podnosić na kogoś innego. Może młotem raz czy trzy zagroziła, ale nigdy nikogo nie pchnęła, nie broniła się przed atakiem czy też nie ćwiczyła musztry. Ileż też miejsc musiał zjeździć? Chociaż czasami patrząc na jego rumaka, zastanawiała się, czy aby na pewno jeździ na nim w ogóle. Widziała konie wojskowe - te biedne zamęczone zwierzęta. Oczywiście nie wszystkie takie były, ale zdarzało się, iż zwierzę padało martwe. Nigdy nie była w wojsku, więc nie może orzec ile jest takich przypadków. Widzi jednak co się dzieje, chociażby tutaj na roli. Gdy jeden z kataklizmów przetoczył się przez miasto. Konie musiały pomóc wszystko wywozić, pomóc na nowo budować i pozbywać się niechcianych rzeczy. Są to mroczne czasy. Dlatego jest tutaj, aby zrobić jakąś różnicę. Chociażby niewielką, ale chce pomóc Gildii pozbawionej kowala, która jak do tej pory zrobiła najwięcej ze wszystkich.

Przelotnie spojrzała na kota i na odwrócone do Żara plecy Lancelota. Wyglądało to trochę, jakby mężczyzna obraził się na zwierzę chociaz mogła przysiąc, iż dostrzegła błysk w jego oczach. Wróciła do sprawdzania podków jego przyjaciela. Naprawdę starała się to robić o wiele dokładniej, gdyż widziała, iż odejmuje to od razu zmartwienia mężczyźnie. Robiła to też, gdyż nie chciała słuchać kolejnego z monologów. Wszystko wyglądało dobrze tak jak i tydzień temu. Naprawdę był nadgorliwy, ale to tylko pokazywało jej, jak bardzo ceni sobie swego wierzchowca. Wyprostowała się z cichym sapnięciem i poklepała konia delikatnie (jak na swoje standardy) po boku.
- Tak jak i poprzednio, wszystko w porządku. - patrząc na konia, dostrzegła jak Lancelot odwraca się w jej stronę z ulgą na twarzy. Nie była to mimika łatwa do wyłapania, ale można było dostrzec jak delikatnie się rozluźnia. Widziała jak podchodzi, więc trochę odsunęła się od konia. Skinęła na niego głową, marszcząc przy tym delikatnie brwi.
- Chociaż można by zastanowić się nad wymianą tylnych. - podniosłą wzrok na mężczyznę i gdy dojrzała jego zmartwienie podniosła obie dłonie do góry uspokajająco.
- Nic poważnego, nic przeszkadzającego. Po prostu widziałam te podkowy i pomyślałam o takich dużo… lżejszych. - mężczyzna zmarszczył nos, na co Eilis uśmiechnęła się delikatnie. Wyglądał, jakby wywęszył coś podejrzanego, lecz dla niej było to swoistego rodzaju urocze. Coś jak dzieci, gdy opowiadasz im bajki i w ogóle w nie nie wierzą.
- Dlaczego nie dowiedziałem się o tym tydzień temu? - mężczyzna podszedł do konia i pogładził do po szyi. Zadziwiające było to, jak bardzo zwykły koń może być wychowany czy też przywiązany do właściciela. Dumała już nad tym, gdy zobaczyła ich pierwszy raz. Przecież sprawdzała mu podkowy, a ten stał do niczego nieprzywiązany. Widziała nawet, jak idą razem obok siebie. Ocknęła się z rozmyślań i machnęła dłonią.
- Musiałam przejrzeć moje projekty. Nie byłam również pewna czy zgodzisz się na ulepszenia. Niektórzy wolą zostawić coś tak jak jest dopóki działa. - skrzyżowała ręce na wysokości swoich piersi. Mężczyzna przyglądał się przez chwilę uważnie rumakowi, jakby słuchając jego wypowiedzi na ten temat. Koń musiałby mieć śmieszny głos. Rudowłosa przymknęła delikatnie oczy z uśmieszkiem. Najśmieszniejszy, jaki kiedykolwiek słyszała. Podniósł wzrok na kobietę i wyminął konia.
- Mógłbym zobaczyć te projekty? - kobieta podniosłą obie brwi do góry.
- A znasz się na kowalstwie? - nie mogła odczytać jego oczu. Widziała, że po prostu się martwi, więc zanim zdążył jej odpowiedzieć, westchnęła głośno i ruszyła w stronę drzwi od swej kuźni.
- Zaczekaj, zaraz Ci je pokażę. - weszła do środka i szybko znalazła zwój, nad którym wczoraj siedziała. Gdy wyszła, Lancelot wciąż stał wyprostowany, cały błyszczący w tej swojej zbroi. Wskazała dłonią na ławkę przed kuźnią ze słowami.
- Wyjmij ten kij z dupy i usiądź. - powiedziawszy, usiadła na wskazanej prędzej ławce z uśmieszkiem. Czekając aż to zrobi, rozciągnęła zwój z naszkicowanym projektem. Było tam dwa całe kopyta nawet całkiem ładnie narysowane. Poklepała miejsce obok siebie, dopiero teraz podnosząc wzrok na Lancelota. Mężczyzna prychnął i podniesionym głosem odpowiedział.
- Jeszcze raz tak do mnie powiesz, to sam ci ten kij wsadzę! - z widocznym zdegustowaniem usiadł obok niej na ławce i spojrzał w kierunku rysunku. Kobieta uśmiechnęła się. Lancelot nie jest bufonem rycerzem i chyba dlatego o wiele lepiej się jej z nim rozmawia niż z większą “książątek”. Wskazała palcem na pierwszą rozrysowaną podkowę i dodała z nieschodzącym uśmieszkiem.
- Wciąż, najpierw musiałbyś wyjąć go sobie. - podniosła dłoń delikatnie do góry.

- Wrócimy do tego później. Teraz spójrz na te podkowy. - wskazała palcem, mrużąc przy tym delikatnie oczy. Ta po lewej oczywiście była tą standardową i zwykłą. Natomiast ta po prawej była trochę cieńsza i jakby z większą ilością zawijasów. Podkuwała już tak niektóre konie, chociaż sporym utrudnieniem jest brak odpowiednich materiałów i czas. Och, jakież one były czasochłonne, ale jednocześnie sprawiały jej radość. Wpatrzona w rysunki wyglądała na naprawdę szczęśliwą, gdy pokazywała i tłumaczyła wszystko blondynowi. Nie używała trudnych słów, bo przecież była prosta.

◄☼►

(I try so hard...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz