poniedziałek, 1 czerwca 2020

Od Leonardo cd Ophelosa

⸺⸺֎⸺⸺

Udawał, że oddech, który raz po raz stawał klinem w jego gardle, wcale nie był ciężki. Udawał, że spojrzenie, teraz zamglone, chwyta świat dokładnie w ten sam sposób, co jeszcze kilka tygodni temu. Udawał, że obecność mężczyzny jest mu zupełnie obojętna, prawie tak jak zawsze miało to miejsce.
Pragnął udawać, że wszystko było dokładnie tak proste i głupie, jak zawsze uważał, jednak świat nie chciał dać mu tego szczęścia. Spokoju, przeciętności, za którą niezwykle tęsknił.
Nie zaszczycił go łypnięciem oka, jednak nie ze względu na pychę, która zawsze go wypełniała, a na strach, który zlał zimnym potem skrzywione plecy.
Słuchał go uważnie, a nerwowość, jaka w tamtym momencie go przepełniała, widoczna była w każdym jego ruchu. W każdym prędkim przesunięciem palców po trawie, w każdym rozedrganym oddechu i oczach, które skakały z owcy na owcę, nie wiedząc, gdzie powinny się zatrzymać, by nie wyglądać podejrzanie dla osoby trzeciej. O Ophelosie, nie wspominając.
Wpatrywał się w drobną Elżbietkę, a później, wraz ze słowami towarzysza, poznawał kolejne i nawet jeśli było ich tylko trzy. Te trzy w zupełności mu wystarczały do szczęścia.
Nie wiem, kiedy nauczyłem się dostrzegać piękno świata i czerpać radość z rzeczy tak prostych, jak ptak przesiadujący o piątej rano przy moim oknie, czy ulubiony rodzaj chleba przy okazji śniadania. Ten ciemny, z grubymi ziarnami. Szkoda, że jest tylko raz w miesiącu.
Kółka były krzywe. Dym leciał nieregularnie, czasem w obręczach powstawały dziury. Leonardo uśmiechnął się, gdy zrozumiał, że nie był jedynym zdenerwowanym. Że nie jako jedyny miał niewypowiedziany problem, który męczył go bardziej, niż cokolwiek innego. Poczuł ulgę, gdy pojął, że w rzeczywistości mogą znaleźć się tu dla siebie nawzajem. Tę chwilę, czy dwie, zarezerwować dla tego drugiego, nawet jeśli rozpocząć i zakończyć miały się jedynie przeciągającą ciszą. Nie niewygodną, więc przynajmniej tyle dobrego z tego wszystkiego wynikało.
Zdziwił się, gdy pojął, że czuł się swobodnie w jego towarzystwie, nawet mimo całego tego stresu i zdenerwowania, czuł się po prostu dobrze. W sposób, jakiego nie czuł już od dłuższego czasu. W sposób cicho zapewniający o tym, że bez względu na wszystko, co się wydarzy, koniec końców będzie musiało być dobrze. I przyjmował to przekonanie z szeroko rozwartymi ramionami, subtelnym uśmiechem rozlanym na bladszej niż zwykle twarzy.
Zaciągnął mocniej ciemne rękawy, gdy dostrzegł, że widać jego przedramiona, a raczej grube włosy na nich. Wypluł kolejne źdźbło, by zaraz zastąpić je następnym, nieco dłuższym i szerszym, niż to poprzednie. Jednak wciąż cholernie, kurwa, białym.
Przynajmniej bezchmurne niebo było niebieskie. Nie tak głębokie, jak pamiętał, ale wciąż był to kolor, który z nim utożsamiał.
Nareszcie spojrzał na siedzącego przy nim mężczyznę i odetchnął z wyjątkową ulgą, bo nie zmieniło się nic, a nic. Blond włosy wciąż były blond. Skóra wciąż była jasna i chociaż nie barwiła się już rumieńcami, podobna była do tego, co znał wcześniej. Siwe spojrzenie dalej było siwe.
Ophelos był jedyną osobą, która malowała się tymi samymi kolorami. Ophelos jako jedyny nie stał się jednobarwną breją. Ophelos był wciąż Ophelosem, a nie marnym jego widmem. I nie chciał, by w jego oczach stanęły łzy, a mimo tego tak się stało. I nie chciał zaszlochać, a mimo to, to zrobił, uśmiechając się szeroko i przykuwając uwagę mężczyzny, który nareszcie przestał spoglądać w horyzont, jakby wyczekiwał przybycia zbawcy.
Zacisnął powieki i zalewając się łzami, przytulił skroń do ramienia mężczyzny, zauważając, że nawet ono stało się mniejsze i rozumiejąc, że jego wrażenie stało się prawdą, bowiem urósł, mimo że nie powinno się tak stać. Bo przez ostatnie cztery lata nie drgnął ani o milimetr. Nie odzywał się ani słówkiem, bo nawet nie miał pojęcia, jak mógłby usprawiedliwić swoje zachowanie Ophelosowi. Nie wiedział, co mógłby powiedzieć na tak dziecinne zachowanie, za które powinien się wstydzić i do którego nigdy nie powinien dopuścić.
Był tak żałosny. Tak beznadziejnie żałosny i śmieszny.
Obrzydliwe.

⸺⸺֎⸺⸺
[ale chujnia z grzybnią]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz