niedziela, 28 czerwca 2020

Od Pelagoniji, CD Nikolai

Tam gdzie była Pel, był i Amigo, jej wierny, pluszowy przyjaciel. Nieco pokracznie uszyty, z jaskrawego, żółtego materiału królik z niebieską wstążeczką wokół szyi, którą codziennie dziewczynka starannie poprawiała, żeby pluszak prezentował się nieskazitelnie przed wszystkimi członkami gildii. Był jej dumą, pociechą i szczęściem. Dlatego nikogo raczej nie zdziwi, gdy młoda panna Eternum poszła w łzy, gdy łapka Amiga niefortunnie zahaczyła o ostrzejszą gałązkę i jednym, nawet nie mocnym szarpnięciem szew się rozerwał, oddzielając kończynę od reszty ciała pluszaka. Była to ogromna tragedia dla serduszka dziesięciolatki i zebrawszy łapkę oraz słomę, którą był wypełniony pluszak, natychmiast zaczęła szukać pomocy dla swojego przyjaciela. 
— Spokojnie, Amigo... Będzie dobrze... Nie umrzesz... Nie, póki ja żyję... — wyrzucała z siebie krótkie zdania drżącym głosem, pociągając w przerwach nosem. Z przyciśniętym pluszakiem do piersi biegała po gildii, szukając pomocy. Dopadła jakiegoś zdezorientowanego gildyjczyka, ciągnąc go za rękaw.
— Gdzie jest lekarz... Znaczy krawiec! Znaczy lekarz, ale krawiec! Bo... Bo Amigo potrzebuje pomocy — wyszlochała głośniej, ściskając mocniej pluszaka i wprawiając gildyjczka w jeszcze większą konsternację. Najwidoczniej nie wiedział za bardzo, jak sobie poradzi z zalanym łzami dzieckiem. Bardzo spanikowanym tonem udzielił jej potrzebnych informacji, jak dotrzeć do krawca lekarza dla Amigo i zanim jeszcze skończył swoją wypowiedź, Pelcia wydukała dziękuję i pognała niczym strzała w stronę kuchni szukać pana Nikolaia. Wbiegła do pomieszczenia z głośnym tupotem swoich małych stóp i parę osób, którzy właśnie jedli swój posiłek, aż uniosło głowę, żeby zerknąć, cóż to za zamieszanie. Dziewczynka rozejrzała się po pomieszczeniu, trzęsąc się i cicho szlochając, po czym podbiegła do człowieka, który pasował do pospiesznego opisu jej poprzedniego rozmówcy i chwyciła mężczyznę za rękaw.
— Prze pana... Bo... Pan jest lekarzem. Znaczy krawcem. I Amigo — wystawiła w jego stronę pluszaka i oderwaną łapkę — potrzebuje pilnie pomocy, bo jest bardzo, bardzo, bardzo, bardzo ranny. I... I bardzo ładnie proszę, bo bez pana Amigo umrze! — powiedziała śmiertelnie poważnym tonem, jakby rzeczywiście wierzyła, że to była sprawa życia i śmierci. Wpatrywała się w niego proszącym wzrokiem oczami pełnymi łez i z całych sił starała się nie trząść oraz nie pociągać nosem, ale z jej ust wydostało się czknięcie, które sprawiło, że dziewczynka poczerwieniała i zatrzęsła się jeszcze bardziej. I tak stała z błagalną miną, skrzywdzonym pluszakiem, trzęsąc się, czkając, płacząc oraz pociągając nosem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz