sobota, 20 czerwca 2020

There is a look in his eye, a heavy look that makes him seem older, as though in one night he has lived one hundred lifetimes



Lancelot du Lac
23 lata|Mężczyzna|Tiedal|Patrol dzienny





1. g u l a

Jako dziecko nie wyróżniał się specjalnie niczym oprócz tego, że został porwany i wepchnięty na wóz rozbójników jadących do Tiedalu, o czym po dziś dzień nie ma pewności. Zapewne przyciągnęła ich jego niecodzienna uroda? Może tak naprawdę macocha go okłamała, bo sama wzięła sobie pięknego synka z jakiejś wioski, skoro nie mogła żadnego urodzić? Pewnikiem było jedynie to, iż wychowała go jak własnego. Viviana jako czarownica ukrywała swoje zdolności nawet przed nim, przekazując mu jedynie najpotrzebniejszą wiedzę, a w tym uzdrawianie, więc dzieciak już za młodu umiał obchodzić się w sposób poprawny z roślinnością każdego rodzaju, podobnie jak z ludźmi jakim je podawał. 
Często wysyłała go na wyprawy po rozmaite zielska. W tej samej częstotliwości chłopiec zastępował ją podczas pracy nad leczeniem dworzan króla lub jeszcze liczniejszego rycerstwa. Nie dało się małolata oszukać, bo liczył szybko, sprawnie oraz pewnie nie tylko zapłatę ale również odpowiednią ilość danego leku wykonanego dzień wcześniej na zamówienie. Tak samo nie można było posądzić go o brak daru przekonywania; dzięki delikatnym, drobnym sugestiom dotyczącym rychłej śmierci bez zażycia wybranego specyfiku, Viviana nie narzekała na mały obrót czy braki w niewielkim skarbczyku. 
Jego praca polegała również na zapisywaniu. Z czasem charakter pisma blondyna nabierał coraz to bardziej wyrazistego charakteru. Z początku był niezwykle staranny, choć brakowało tymże literom zdobień. Były także krzywe oraz niepewne pomimo tego, jak się wyrażał do chorych. Jego wzrok błądził bowiem podczas pisania do okien zza których miał widok na jedną z upadłych twierdz. Wyobrażał sobie jej ostatni dzień świetności w płomieniach. Doskonale widział w wyobraźni broniącą ją armię tiedalską dziesiątki, setki lat temu, choć z góry mieli przegrać, bo efekt tamtej walki miał w teraźniejszości... Tak godny pożałowania jak jego pismo. 

2. i n v i d i a

Pragnienia niemożliwe do zrealizowania doprowadziły do tego, że chłopiec przeistaczający się w nastolatka stał się niemałym utrapieniem Viviany. 
Słodkie pismo małolata pełne błędów ortograficznych, interpunkcyjnych czy każdej innej maści objawów niedoświadczenia, nabrało nieco większej dojrzałości. Do liter w pewnym sensie można powiedzieć, iż wysokich, wykonywał znacznie dłuższe zawijasy i podwajał je, dodawał spirale, sama czcionka stała się niemal cały czas pochyła. Był niedbały, ciężko było to niekiedy rozczytać. Nie chciało mu się, choć pisał, bo tak było trzeba, bo ludzie cały czas chorowali, bo inaczej myliłby dawki w niektórych medykamentach, a wiele trzeba było dopasowywać indywidualnie do wagi, do płci, do wieku, do potrzeb, do stylu życia. 
Ciężko było znieść obecność tego nicponia, wiecznie opryskliwego, opierającego się o swoją dłoń i gapiącego się ze znudzeniem na każdego, kto tylko śmiał przekroczyć próg drewnianego domostwa na wzgórzu. Najgorszy był dla bogom ducha winnych wojaków. Tylko prychał na ich problemy, niekiedy złośliwie wytykał im ich ułomności, dodając głupie komentarze o tym, iż z takimi powikłaniami powinni odstąpić na dobre od służby, ponieważ śmierć czekała na nich tuż za rogiem. 
Miał nadzieję, że zdoła wtedy któregoś z nich zastąpić.

3. i r a

Trwało to do dnia, w jakim powiedział konkretnie: “dość”. Było to wyjątkowo niewdzięczne do kobiety, jaka powierzyła mu własny majątek, wiedzę oraz opiekę, ale nic na to nie mógł poradzić. W rzeczywistości mógł, ale nie chciał. W każdym bądź razie zaczął ją pozostawiać na coraz dłużej, aby wspinać się po murach koszar i podglądać. Nie miał odwagi na to, aby zapytać jakiegoś rycerza o zostanie jego giermkiem… Zbyt często był wobec nich złośliwy, więc spodziewał się zemsty za wszystkie lata kpin czy “efektów ubocznych”. Dlatego patrzył i powtarzał potem po zmroku, używając kijów znalezionych w lesie, pożyczając po zmroku łuki oraz kołczany, a strażnicy na patrolach udawali, iż nie słyszeli świstu strzał do tarcz na placu treningowym. Dobrze pamiętali, kto był synem Viviany, a skoro nie kradł, tylko ćwiczył, to czemu mieli niby mu zabronić? Poza tym wchodzenie w drogę tego małego diabła wiązało się z problemami przy otrzymywaniu ziół leczniczych, dlatego trzymali usta zamknięte na kłódki.

4. s u p e r b i a

Nie oznaczało to jednak, że w końcu nie zainteresowałby się tym sam dowódca, pewnego świtu wpadając na pomysł, aby zrobić test z tego, co zdążył nauczyć się samodzielnie “ten nocny diabeł”. Dobroduszny rycerz, jaki nie miał z nim wcześniej styczności, postanowił mu dać szansę już po samym zobaczeniu zaciętej miny nastolatka, a oznaczało to naukę dodatkowych umiejętności. Był więc na posyłki samego lidera hufca, ale za to wieczorami uczył się poezji, w południa jeździł konno na niedawno zakupionym rumaku bojowym i w samym zamku uczono go odpowiednich obyczajów. Skończyły się humory czy wypady nie wiadomo gdzie, Viviana miała jedno zmartwienie z głowy mniej, choć na piętrzyły się kolejne. 
Młodzik miał udowodnić swoją wartość dzięki wygranemu turniejowi, inaczej nie zostanie pasowany.

5. a v a r i t i a

Pomimo pierwszej wygranej i zdobycia upragnionego tytułu, nie potrafił przestać. Ciągle było mu mało, tym bardziej, że twierdza dalej nie należała do niego. Nie było wojen, które mógłby wygrać dla swojego króla, pozostały więc kolejne turnieje, z czasem coraz bardziej niebezpieczne, a także stojąca za nimi obietnica. Przyniesienie chluby poprzez walkę w imię monarchy na całym świecie, już nie tylko rodzimym królestwie. Jego imię w końcu zaczęto wyśpiewywać na przemian z tymi, jakie były już wykute na nagrobkach. Brakowało w nim tylko dokończenia jego tytułu; Lancelot du Tiedal nigdy nie obrosło bowiem w legendy tak jak Lancelot du Lac.

6. l u x u r i a

Osoba, którą stał się pod wpływem niekończącej się fali zwycięstw, a w ich efekcie bogactwa - jest zupełnie inną od tej, jaką był w nie tak dawnej przeszłości. Na turniejach wkrótce też zaczął walczyć zupełnie odmiennym stylem od tego, jakiego go uczono w Tiedalu czy potem w stolicy Ethiji. Znający przyśpiewki z jego imieniem twierdzą, że to przez jakąś klątwę. Inni, iż oszalał od zmiany statusu społecznego, co przecież bardzo często się zdarzało. Okazało się, że wyłoniła się również grupka zwolenników teorii o opętaniu nie przez jednego demona, a nawet i kilka w zależności od grzechu, który by w danej chwili popełniał. Żadne z tych twierdzeń nie jest chociażby połowicznie bliskie prawdy, ale Lancelot nigdy nie odganiał plotek na swój temat; wręcz przeciwnie. Poprzez mało odpowiedzialne zachowanie starał się potwierdzać na złość to, co w danej wiosce na jego temat gawiedź twierdziła. Dziś ciężko jednoznacznie ocenić kim tak naprawdę jest ten słynny rycerz oprócz tego, że nie często przegrywa. Nie cierpi porażek na każdym polu, lecz w te związane z walką wtłoczył najwięcej swojej ambicji. 

7. i n a n i s    g l o r i a

Do gildii przybył ostatnio, wcale nie jakoś specjalnie późno. Samotny jeździec dosiadający potężnego, śnieżnego ogiera nie wydawał się zagrożeniem nawet dla mieszkańców okolicznej wsi. Całkiem wygadany, szybko nawiązał kontakt z tym, kto mu wskazał drogę, choć nie postarał się na tyle, aby zapytać jegomościa o imię czy sensownie podziękować. Coś tam jedynie mruknął z silnym akcentem, wyraźnie jego myśli zaprzątało coś ważniejszego od spraw przyziemnych. 
Ciężkie spojrzenie cyjanitowych oczu było tym, co się jako pierwsze zapamiętywało. Mistrz gildii, niejaki Cervan, pomimo niedostosowanego zachowania do swojej pozycji, znał się na rzeczy. Załatwili robotę papierkową tak jak trzeba, przede wszystkim jednak sensownie i bez zmieniania tematu. Dopiero na koniec starszy od niego mężczyzna pozwolił sobie na zaspokojenie swojej ciekawości, na co Lancelot odpowiadał mało chętnie, krótkimi zdaniami pozbawionymi emocji. Jego pismo znacznie więcej o nim mówiło, niż on sam o sobie. Takie piękne, jakby był zakonnikiem, skrybą lub kronikarzem historycznym króla Tiedalu, przez co umiał wykonywać misterne zdobienia, delikatne zawijasy, akcenty w odpowiednich miejscach, a to wszystko jednym pociągnięciem nadgarstka, tak leniwym oraz absurdalnym, że to bolało podczas oglądania i wzbudzało ognistą zazdrość. Takie delikatne pismo nie mogło należeć do rycerza, który spędził całe ostatnie lata życia na bitwach tych zwykłych turniejowych, a również mniej legalnych; na śmierć i życie. To był jedynie podpis, za to prawdopodobnie jeden z tych najlepszych, jakie mistrz widział w całym swoim dotychczasowym życiu.
- Lac? - mruknął czarnowłosy, nie tracąc zainteresowania. - To po tiedalsku jezioro.
Barczysty młodzieniec uśmiechnął się po raz pierwszy w jego obecności. Cervan nadal prawdopodobnie nie wie, co dokładnie oznaczało to wyciągnięcie obu kącików ust na raz, bo spojrzenie pozostawało niezmienne. Każdy znający się nieco bardziej na ludzkich duszach jest doinformowany z tego faktu, iż to w nim powinno doszukiwać się prawdy, ale te kamienie szlachetne pozostały dalej niewzruszone, zakrywając woalem tajemnicy prawdziwe uczucia rycerskie.

Terrible, Horrible, No Good, Very Bad Day
Legends never die, they become part of you
It only takes One Second and it's over 
With Shortness of Breath, you explained the Infinite
The youth walks up to the white horse, to put its halter on and the horse looks at him in silence.They are so silent, they are in another world.

TROY
Autor

"I'll be the light and lead you home. When there's nowhere left to go, I'll be the voice you always know. When you're lost and all alone, I won't let you go, Faustus."

FAUSTUS
Autor: ?
13 lat|Chłopiec|Demon|Tiedal|Posłaniec

Od autora: Wymagam pytania o zgodę w kwestii używania Lancelota w innych wątkach oraz nakreślenia mi przynajmniej w skrócie cóż takiego miałby tam robić. Zdaje sobie sprawę, iż jako rycerz patrolu dziennego będzie mógł być całkiem często spotykany. Zawsze jestem otwarta na wątki, pomysły, wystarczy napisać <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz