czwartek, 4 czerwca 2020

Od Yuuki cd. Victariona

     Yuuki przystanęła nagle w miejscu. Dość gwałtownie, jakby jej ciałem szarpnęły niewidzialne i niewytłumaczalne siły, chcące całą swoją mocą zatrzymać ją za wszelką cenę, choć zadanie do najłatwiejszych nie należało. Kobieta uniosła nieco wyżej dłoń, po której pląsał się czarny, niewielki płomyczek, wytężyła wzrok, mrużąc delikatnie oczy, by chwilę później na jej usta wpłynął nieśpiesznie diabelski uśmiech, który docierając aż do samych kącików piwnych tęczówek sprawiał, że wyglądały na jeszcze bardziej dzikie, na jeszcze bardziej nieposkromione. 
     — Tu będzie zajebiście. Co sądzisz, Lucyna? — Tenebris zerknęła ukradkiem na kurę, jakby oczekując od niej pewnej aprobaty, wyrażenia własnej opinii, własnego zdania, dodania od siebie cokolwiek. Oczekiwała tego mimo, iż kura w pewnym sensie była tylko i wyłącznie kurą, która jedyne co potrafiła robić to zabijać innych spojrzeniem, gdakać demonicznie, dziobać i atakować. Niestety nie potrafiła mówić, co czasami dla Lucynki bywało naprawdę problematyczne. 
    Zwłaszcza wtedy, kiedy chciała porządnie opieprzyć Tenebris za jej niemoralne pomysły.
    Demoniczny drób nie wyglądał jednak na równie podekscytowany co Tenebris, a wręcz przeciwnie. Lucynka grzebała niecierpliwie pazurami w ziemi tuż przy nodze Yuuki, gdakała i syczała na kobietę i gdyby ktoś obcy zaobserwowałby tą sytuację z boku, z pewnością stwierdziłby, że kurka szykuje się do rzucenia złego czaru na Yuuki. 
   A żeby tylko złego czaru to z pewnością mało powiedziane. 
     Anielica wywróciła teatralnie oczami, zamachała dłonią, powodując, że płomyk zachybotał niebezpiecznie i zniknął, po czym podparła się pod boki, spoglądając na kurę z góry, niczym kat nad dobrą duszą. 
     — Przestań jojczyć. Jak nie chcesz mi pomóc to idź pohasać po lesie, ale zostaw biedne zwierzątka i nie-zwierzątka w spokoju, rozumiemy się? 
     Nie minęła zaledwie chwila; Lucynce nie trzeba było powtarzać dwa razy. W jednym mrugnięciu okiem wierciła się zdenerwowana w miejscu, by nagle zniknąć w najbliższych zaroślach, wtapiając się piórami w nocną scenerię. A to, czy zrozumiała przekaz kobiety; to inna sprawa. 
    Yuuki pokręciła jedynie głową, rozbawiona fochami kury. Szczerze powiedziawszy nie za bardzo obchodziło ją to, jakie plany na dzisiejszą noc ma Lucynka. I to nie tak, że ufała kurze, puszczając ją gdziekolwiek samą, bo tak naprawdę nie ufała jej wcale. Yuuki ufała sobie i wiedziała też, że jeśli demon odważy się cokolwiek lub kogokolwiek zaatakować, to jego kolejne dni będą wyglądały naprawdę biednie. 
     A jak wiadomo słowo dane przez Tenebris jest wręcz święte. 
   Kobieta zgarnęła opartą o najbliższe drzewo solidną łopatę, którą sama ze sobą przytargała, po czym zamaszystym, pewnym ruchem wbiła ją w ziemię, wykopując solidną garść, którą odsypała od razu na bok. I jeszcze raz. I kolejny. Widać było, że nagli ją czas, że nie jest to pierwsza lepsza i przypadkowa schadzka w lesie pod gwiazdami. Nie przejmował jej nawet brak dobrego oświetlenia, oczy zdążyły już przyzwyczaić się do ciemności, poza tym; nie pierwszy raz znajdowała się w lesie o tej porze i również nie pierwszy raz o tej porze kopała doły.
    Yuuki wyprostowała się nagle, odrzuciła plączące się na policzkach oraz czole włosy do tyłu i odsunęła krok w tył, aby móc krytycznym wzrokiem ocenić początki swego dzieła. Musiała przyznać, że jakkolwiek zaczynało to wyglądać, mimo, iż dla kogoś mogła to być tylko i wyłącznie zwykła dziura w ziemi. 
     Dla niej była to bardzo ładna dziura w ziemi. 
    Kobieta nie przypadkowo wybrała właśnie to miejsce i tą porę. Cel jaki sobie postawiła nie należał do najłatwiejszych, zwłaszcza, jeśli miała zamiar zrobić to cicho i bez zbędnych świadków. Nastał w końcu czas, kiedy zaszła potrzeba, by stworzyć nową, tajną skrytkę na jej drogocenny rum. I choć zdawała sobie sprawę z tego, że katakumby dalej były bezpieczne i nieodkryte przez nikogo innego, nie wliczała tutaj Xaviera, to skrytek tak naprawdę nigdy nie było za wiele. W końcu zawsze można powiększyć swoje zapasy. 
    Tenebris dalej poczęła kopać, a odgłos łopaty uderzającej o ziemie na nowo rozbiegł się wśród drzew. Stukot raz za razem przecinał ciszę i mącił spokój jaki przyniosła ze sobą noc, a Yuuki nie spodziewała się, że w pewnym momencie przywlecze ze sobą niespodziewanego gościa. 
     Anielica przerwała na moment, zerknęła za ramię i uniosła głowę, dość szybko rozpoznając poznać jaka wyłoniła się z mroku. Victarion Calder. Gildyjczyk, nocny patrol jak mniemała i jak dobrze pamiętała. Nie rozmawiała z nim za wiele, jednak nie oznaczało to, że jego postać była dla niej nieznana i obojętna. Lubiła obserwować tych, z którymi na codzień dzieliła życie w gildii, nawet, jeśli oni nie do końca zdawali sobie z tego sprawę i nawet, jeśli były to tylko i wyłącznie ułamki sekund, gdy Tenebris mogła zawiesić na nich swój wzrok. 
     — Ale weź podnieś tego badyla, nie chcę się sfajczyć. O, tak. Teraz zajebiście, tak trzymaj. 
    Tenebris wróciła do kopania. Oczywiście z chęcią wdałaby się z nim w dłuższą i nieco bardziej pasjonującą dyskusję, aczkolwiek Victarion nie trafił akurat na dogodny moment do owej dyskusji. Choćby nawet zadaniem mężczyzny było przesłuchanie jej i wyciągnięcie z kobiety wszystkich szczegółów dotyczących jej pobytu w lesie, ona najzwyczajniej w świecie nie miała na to czasu, po prostu. 
     Poza tym i tak by mu nie powiedziała. W końcu wszystko co robiła tej nocy było ściśle tajne. 
     — Rozumiem, że nie mogło poczekać do rana? — Rozbawiony głos mężczyzny ponownie wdarł się do jej uszu, jednak nim zdążył dodać coś więcej, ona gwałtownie uniosła dłoń ku górze, powstrzymując go przed tym. Jej piwne tęczówki błyszczały dziko w bladym świetle latarenki, gdy w ogromnym skupieniu wpatrywała się w wykopany do połowy dół, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Jej usta poruszały się szybko, jak gdyby rzucała przedziwny czar. Victarion natomiast faktycznie zamilkł, nie dopowiadając nic więcej, lecz bardziej było to spowodowane czystą ciekawością, kiedy to spoglądał na to, co robiła, niż samym faktem, że to właśnie Tenebris go uciszyła. 
     Nagle Yuuki wypięła dumnie pierś i podparła pod boki, uśmiechając triumfalnie.
     — Nie no, teraz to będzie zajebiście. — Kobieta obeszła naokoło swoje dzieło i wydawać by się mogło, że kompletnie zapomniała o istnieniu mężczyzny, jednak ona ku jego zdziwieniu kontynuowała, tym razem bez wątpienia zwracając się do Victariona, mimo, iż nawet na niego nie patrzyła: — A, no i wiesz, kopanie jak kopanie, na chuj drążyć temat. Inni chodzą na spacerki, ja na przykład chodzę z łopatą i kopię doły. Doły też się przydają. I nie, jeszcze nie chcę nikogo mordować, poza tym wrzucanie kogoś do dołu jest nudne, daj spokój, zawsze można to ciekawiej rozegrać i — prawie że podskoczyła w miejscu — O WIEM.
     Jednak Yuuki Tenebris nie dane było dokończyć, gdyż niedaleko nich rozległ się głośny, przeszywający krzyk od którego cierpła skóra na karku, a który bez problemu mógł zbudzić umarłych ze snu. 
     Yuuki zamilkła jak na zawołanie. Uniosła brwi ku górze, by następnie dość płynnie zmienić mimikę twarzy, zmarszczyć czoło, a po ułamku sekundy wygładzić zmarszczkę jaka się na nim pojawiła i wywrócić oczami. Spoglądając na nią w tamtym momencie bez problemu można było zauważyć ile myśli przebiegło przez jej głowę.
     Kurwa, za dużo. 
     — No litości — jęknęła męczeńsko, po czym wyminęła Victariona, ruszając prosto w stronę źródła hałasu. 
     I wiedziała doskonale co jest jego przyczyną. 
     Demoniczna kura, lawirując między kopytami wierzchowca dosiadanego przez młodą kobietę, z zaciętością godną najprawdziwszemu drapieżnikowi rzucała się po jego nogach, próbując dosięgnąć również siedzącej wyżej Fiony. Rudowłosa elfka z początku była dość zszokowana, nie do końca rozumiejąc, jakie wściekłe stworzenie potrafiłoby być aż takim piekielnym pomiotem, by z szarży zaatakować dużo, dużo większe od siebie stworzenie, któremu wystarczyłoby jedno, dobre zamachnięcie kopytem, aby pozbawić kurę życia. 
     Jeśli oczywiście byłaby to zwykła kura, a nie Lucynka. 
     Fiona natomiast dość szybko otrząsnęła się z pierwszego szoku spowodowanego samym faktem, iż ma do czynienia ze wściekłym drobiem próbującym wydrapać jej oczy, choć wspomnieć tylko i wyłącznie o chęci wydrapania oczu było w tamtym momencie, cóż, mało powiedzianym.
     Kobieta złapała w jedną dłoń wodze, drugą mocniej ściskając źródło światła, które pomagało jej w doszukaniu wśród wszechobecnej ciemności sylwetki rozjuszonego demona. 
     Tenebris szczerze nie miała pojęcia, dlaczego Lucynka wpadła w aż taką złość. Cóż, pamiętała sytuację i pamiętała również sam fakt, że jej kurka do miłych i grzecznych stworzeń kochających inne zwierzątka nie należy, jednak ostatnimi czasy zauważyła, że Lucynka pomimo znacznej poprawy w swoim zachowaniu zaczęła wykorzystywać momenty, gdy Yuuki pozwala jej na nieco więcej swobody, czy to puszczając czasami na nocne przechadzki po lasach, jak dzisiaj, czy nie ściskając aż tak mocno pod pachą, byleby nie wyswobodziła się i nie rzuciła na nieszczęśnika przechodzącego nieopodal. 
     Yuuki musiała przyznać, że w tym przypadku popełniła dość spory błąd w wychowaniu demona i jeśli miała dotrzymać danego Cervanowi słowa, takie sytuacje nie mogły mieć już miejsca. Poza tym sama Tenebris chciała, aby Lucynka przestał być w końcu aż tak wredny i niegrzeczny.
     W końcu jest bardzo ładną kurką, a ładnej kurce nie przystoi aż tak się denerwować.    
    — LUCYNA, siad, waruj, zostaw panią i zostaw konika. — Tenebris  z bojową wręcz miną ruszyła dziarsko w stronę walczących, po czym wykorzystując nadarzającą się okazję Lucyny wyskakującej do góry, złapała ją za skrzydło i odciągnęła od kobiety i jej rumaka. Uśmiechnęła się nieco zakłopotana. — Wybacz, myślałam, że będzie chciała zaatakować Victariona czając się w krzakach za nami, ale jednak obrała sobie inny cel. — Kobieta mimo tarmoszącej się w jej objęciach kury wsadziła ją sobie pod pachę, dopiero teraz dostrzegając ukradkiem Caldera, który dołączył do nich na swoim wierzchowcu, przywiedziony wrzaskami, rzucając nieco więcej światła na ich postacie. Tenebris nie miała pojęcia czy Victarion usłyszał wzmiankę o tym, że Lucynka tak naprawdę czaiła się na niego, nie na Fionę, aczkolwiek, jeśli miała być szczera, nie obchodziło jej to za bardzo. 
   — Nic ci nie jest? — Yuuki jeszcze raz zwróciła się do kobiety, która spoglądała niepewnie to na anielice, to na kurę trzymaną w jej obięciach. Czuła jednak, że jeszcze chwila moment, a z jej ust wypłynie dość jadowita, kąśliwa uwaga.
   Tenebris kojarzyła również i Fionę. Nie tylko z wyglądu, nie tylko po jej rudych, ognistych włosach, zielonych oczach, gładniej twarzyczce, ale też z charakteru, o którym słyszała nie jedną historię. Fiona była jak ogień, nieposkromiony płomień gotowy w każdej chwili poparzyć boleśnie słowami jakie wypływały z jej ust. Pamiętała doskonale jej cięty język i bojową naturę, dlatego nie miała wręcz wątpliwości, że nie poradziłaby sobie z atakiem Lucynki. Pomimo tego Yuuki wolała jednak zająć się demonem na własną rękę, nawet, jeśli dobrze zdawała sobie sprawę z umiejętności Fiony.
    — Co to do cholery jest? - fuknęła rudowłosa, wskazując oskarżycielsko palcem w stronę Lucynki. 
    — To jest Lucynka, która ogromnie przeprasza za swoje haniebne zachowanie — odparła Yuuki, przyciskając kurę mocniej, jakby samym tym chcąc jej dobitnie dać znać, że w tym momencie dla własnego dobra powinna przestać się rzucać i okazać jakąkolwiek, względną skruchę. Tenebris uśmiechnęła się przepraszająco, choć gdzieś w głębi ta sytuacja dziwnie ją bawiła. 
     Nawet, jeśli przed chwilą Lucynka prawie, że wydrapała komuś oczy.
     — Oh, no tak, słyszałam o tej kurze. 
     Rudowłosa elfka nie wydawała się być jednak przekonana „przeprosinami” w wykonaniu demona, czy też bardziej przeprosinami w wykonaniu Yuuki. Nadal łypała na kurę nieprzychylnym wzrokiem i Tenebris była wręcz pewna, że pomimo słabego oświetlenia twarz Fiony wykrzywiał grymas złości. 
     Ale Yuuki szybko zmieniła temat, tym razem zwracając się do Victariona. Kobieta odwróciła się zgrabnie na pięcie i bez pośpiechu zmniejszyła dystans dzielący ją, a Caldera, który z zaciekawieniem spoglądał na nią z końskiego grzbietu. 
     — To teraz może wreszcie skończę. - Tenebris uśmiechnęła się szeroko. — Mam dla ciebie super interes. Pójdziesz ze mną na misje. Co ty na to, piszesz się? Będzie zajebiście, słowo daje. 
   W tęczówkach Yuuki zamigotały wesołe, złowrogie ogniki, które Victarion dostrzegł bez problemu, nawet w półmroku. Nie zapowiadały one niczego dobrego. One, jak i również ten niezdrowy uśmiech, jaki wypełzł na jej usta. Zaprosiła go na misje, rzucając propozycje w kompletnie nieodpowiednim momencie i miejscu, jednak jej to ani trochę nie przeszkadało. 
     Właśnie dlatego wszystko wskazywało na to, że będzie zajebiście. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz