czwartek, 14 lipca 2022

Od Ayrenn – Intruz w kuchni

Wszechobecny gorąc nie sprzyjał przebywaniu w kuchni. Właściwie, przy takiej pogodzie odechciewało się wszystkiego, od zwykłej egzystencji i leżenia plackiem w cieniu, aż do wykonywania bardziej zaawansowanych czynności, o wypiekach nie wspominając. Myśl o rozpalaniu w piecu zniechęcała nawet najbardziej wytrwałych koneserów ciastek i innych wypieków.
A jednak mimo upału, gorąca i nieprzyjemnego uczucia senności, to właśnie tutaj Ayrenn spędzała poranek. I to nader aktywnie, czego dowodziły porozkładane cynowe miski, gliniane miseczki, lipowe łyżki i tłuczki, którym towarzyszyło mnóstwo plam po mące i cukrze, a także jedna blacha świeżo wypieczonych, stygnących ciastek.
Elfka otarła pot z czoła przedramieniem i westchnęła, śmiertelnie umęczona. Obiecała sobie, że nie przepuści następnej okazji, by upiec parę ciastek, zwłaszcza, że zauważyła w spiżarce jeszcze parę słoików z konfiturami. Elegancko opisane, przede wszystkim czytelnie, stały tam od dłuższego czasu, przypominając całkiem miłe popołudnia w sadzie, które zazwyczaj zlatywały jej w towarzystwie Kukume. Wydawało jej się, że kobieta nie ma nic przeciwko drobnej pomocy ze zbiorem owoców, zwłaszcza, kiedy towarzyszyły im zwierzęta z lasu. W zasadzie, zastanawiała się nawet, czy i tym razem nie prosić jej o pomoc, ale nim chociażby zebrała się do tego na poważnie, los podsunął jej inną pomocniczkę.
Zdecydowanie niezapowiedzianą, która wpadła do kuchni jak wicher w poszukiwaniu źródła słodkiego zapachu.
Ayrenn spojrzała kątem oka na myszkującą po szafkach Inannę i uśmiechnęła się bezwiednie. Takich intruzów nawet nie próbowała przeganiać.
― Znalazłaś cukier? ― zapytała.
― Hmm… ― Innana wyprostowała plecy, obróciła w dłoniach szczelnie zamknięty pojemnik, odnalazła etykietkę. ― Trochę nieczytelne pismo.
― A zajrzyj do środka, najwyżej posma-...
― Fuj. ― Inanna skrzywiła się ostentacyjnie, odstawiła szybko pojemnik na miejsce i oddaliła się do innej szafki. ― To była sól, soli nie potrzebujemy.
― Zdecydowanie.
Skrzypnęły kolejne drzwiczki, następny pojemnik został poddany wnikliwej analizie. Ayrenn tymczasem wciąż dzielnie walczyła z drugą porcją ciasta; wyrabianie go stanowiło lekkie wyzwanie, widmowa dłoń czasem przenikała przez masę, zapadała się w niej, burząc wypracowany rytm pracy i wytrącając ją z równowagi.
― Tu jest kakao ― oznajmiła bardka tonem pełnym zadumy.
Ayrenn obejrzała się na nią przez ramię. Niedobrze, nie potrzebowały kakao, tylko dodatkowej porcji cukru, inaczej ciasteczka mogły wyjść nieco dziwne w smaku.
― Może miód znajdziesz szybciej? ― zasugerowała.
― A może zrobimy inne ciastka? Takie czekoladowe?
― Jak dodam teraz kakao do masy, to za bardzo wyschnie.
Inanna popatrzyła na szafkę z wielkim zamyśleniem wypisanym w oczach.
― Wiesz co? Może ja będę ugniatać ciasto, a ty poszukasz?
― W sumie. ― Ayrenn wzruszyła ramionami, otarła dłonie w szmatkę. Nie oddaliła się nawet o dwa kroki, kiedy padło kolejne pytanie.
― A kiedy dodajemy konfitur?
― Na sam koniec prawie, jak już powycinamy ciastka ― wyjaśniła, nurkując do jednej z dolnych szafek. O matko, ale tu był bałagan.
― A może już ją naszykuję?
― Co? ― Podniosła się nieostrożnie, uderzyła głową o półkę wyżej. ― Ajj…
― Ayrenn? ― Usłyszała kroki. ― Pomóc ci?
― Nie, nie trzeba, dziękuję. Zajmij się ciastem, dobrze?
― Dobrze! ― Głos Inanny sam w sobie sprawiał, że miała ochotę się uśmiechać.
Odsunęła ostrożnie kolejne pojemniki i gliniane miseczki, sięgnęła dłonią jeszcze głębiej. Jeśli pamięć jej nie myliła - a przecież działo się to niezwykle rzadko - to tu gdzieś powinna znaleźć miód. Może się skończył? Albo Irina przeniosła go gdzieś indziej?
Cholera, a jak trafi palcami w pułapkę na myszy?
― Ayrenn…
― Hm?
― Bo ja się trochę dziwnie czuję…
Aż wyjrzała z szafki, podniosła się z kolan. Mina Inanny mówiła sama za siebie, a wzrok elfki powędrował odruchowo w stronę blachy. Czy jej się wydawało, czy połowa poprzedniej partii - nad którą męczyła się cały dzisiejszy poranek - właśnie sobie zniknęła?
Nie wiedziała, czy ma się śmiać, płakać, czy udusić biedną bardkę gołymi rękami.
― Wiesz, że nie żałuję ci ciastek, ale to było pieczone z myślą o konkretnych osobach… ― westchnęła ciężko, potarła skroń. Cholera. Skąd ona teraz weźmie tyle miodu na kolejną partię, już z tą był problem.
― Ja… ja wynagrodzę! ― wypaliła Inanna tonem pełnym szczerej skruchy. ― Dla kogo były te ciasteczka? Powiedz mi, powiedz, to zaraz coś wymyślimy!
― Dla Isidoro i Mattii, w końcu dzisiaj mają urodziny.
Inanna zamyśliła się na moment, obejrzała na zalegające w misce ciasto i pobojowisko przy gorącej blasze. Zabębniła palcami o wargi, wydęła je lekko.
― W takim razie podzielmy to, co zostało na pół i dołączymy się do kogoś! Na pewno nie tylko ty robisz dla nich prezent, znajdziemy osobę, której brakuje słodkiego upominku, dorzucimy to, co zostało…
― To wcale nie brzmi jak zły plan ― przyznała po chwili ostrożnego wahania.
― I ja też mogę coś dodać od siebie, mogę zaśpiewać i zagrać!
Uśmiechnęła się, znów bezwiednie. W towarzystwie Inanny wszystko stawało się przyjemnie proste, jakby okraszone promieniem słońca.
― Świetny pomysł. To dokończmy jeszcze tę partię, znajdźmy miód i…
Bardka dopadła do drzwi, szarpnęła za klamkę z determinacją.
― Poczekaj moment, tylko polecę po lutnię!
Ayrenn pokręciła głową. Jeśli znała Inannę, a znała ją już całkiem-całkiem, to z ciastkami będzie musiała uporać się sama.
***
Ostatnia miska, starannie wymyta i osuszona szmatką, trafiła na swoje miejsce, dokładnie tak, jak Irina by sobie tego życzyła. Ayrenn z zadowoleniem ogarnęła spojrzeniem kuchnię, z jeszcze większą przyjemnością popatrzyła na dwa niewielkie zawiniątka przewiązane wstążką z bilecikami zawierającymi życzenia dla obu solenizantów. Miodu, zgodnie z jej obawami, nie starczyło, druga partia powinna być więc nieco mniej słodka, ale nie mdła, czy pozbawiona charakterystycznego smaku.
Wyglądało na to, że udało jej się uniknąć cukierniczej katastrofy.
― Ayrenn!
Obejrzała się przez ramię akurat w chwili, kiedy do kuchni wślizgnęła się Inanna. Z lutnią.
― Trochę mi zeszło… ― dodała od razu, jakby przepraszającym tonem.
― Nic nie szkodzi. ― Uśmiechnęła się. ― Zobacz, spakowałam już ciastka.
Podeszły we dwie do stolika, Ayrenn wręczyła jedną paczuszkę Inannie.
― Zanieś ją do Serafina.
Bardka uniosła brwi w milczeniu, zawahała się wyraźnie.
― To jego przyjaciel ― dodała uspokajająco ― na pewno będzie coś miał w zanadrzu. A skoro znasz się dobrze z Serafiną, to na pewno nie ukręci ci głowy na dzień dobry. ― Poklepała ją pocieszająco po ramieniu.
― Dobrze. ― Inanna uniosłą hardo głowę, ze zdeterminowaną miną przyjęła ciasteczka. ― To ten. Idę.
Ayrenn jeszcze przez chwilę obserwowała jej plecy, nim wróciła spojrzeniem do drugiej paczuszki; sięgnęła po nią, zważyła w dłoni. Nie dość, by nadało się na samodzielny prezent, ale dość, by wzbogacić inny.
Gdzie była Małgorzata? Przecież tyle jej opowiadała o przygotowywaniu prezentu dla Mattii, że mogłaby wyrecytować jej plan o każdej porze dnia, czy nawet zbudzona w środku nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz