niedziela, 17 lipca 2022

Od Sophie cd. Reginalda

To prawda, Sophie nie zadowalały krótkie wypowiedzi i prześlizgiwanie się po temacie. Umysł kobiety, wytrenowany latami studiów, przyjmował wiedzę jedynie w formie stężonej i w dużych objętościach, zaś niedopowiedzenia i spłycanie tematu spotykało się u rozmówcy z lekko ściągniętymi brwiami i ganiącym spojrzeniem. I-to-tyle? pytało to spojrzenie, jednak siedzący u jej boku Reginald miał go jak na razie nie poznać.
Sama była miejskim zwierzęciem – lepiej jej się spało, gdy przez okno wpadało nieco gwaru rozmów albo jakieś niezbyt składne zaśpiewki z pobliskiej karczmy. Jednak wyobrażenie miasta gdzieś w sercu Aishwaryi, tętniącego barwami, zapachami i nieznanymi jej odgłosami wydawało jej się interesującą, ciekawą perspektywą. Zastanawiała się, jak ona odnalazłaby się w dalekim kraju… Jednak skoro nie miała na tę chwilę ani planów udania się do Aishwaryi, ani możliwości czy powodów, by wybrać się w tak daleką podróż, odłożyła te rozważania na kiedy indziej, jakby pakując myśli do schludnego pudełka i odkładając je na stosowną półkę.
Teraz był czas na co innego, więc Sophie przysunęła mocniej krzesło, wróciła wzrokiem do rozłożonej przed nimi książki. A potem oboje pogrążyli się w próbie tłumaczenia krnąbrnego tekstu.


Czasu nie starczyło nawet na pierwsze kilka stron – tekst był specjalistyczny, najeżony żargonem, a niektóre z napotkanych słów stanowiły kompletną zagadkę. Biedząc się nad jednym z nich, Reginald zasugerował w końcu, by zwyczajnie je zostawić i poczekać, aż pojawi się w innym kontekście, rzucając więcej światła na swe znaczenie.
— Wiele metali ma srebrny połysk — powiedziała Sophie, odchylając się na krześle. Kolejny dzień w bibliotece, kolejne strony przetłumaczone, zaś lista słów, które udało się rozszyfrować stale rosła. — To dość słaba wskazówka.
Reginald wciąż wpatrywał się w tekst, oparłszy podbródek na dłoni. Na moment przeniósł wzrok ku półkom z książkami, potem znów wrócił nim do rozłożonej książki. Nie odezwał się, myśląc nad czymś intensywnie.
— Drugi człon też mi niewiele mówi. Skoro to imię bóstwa… — Sophie urwała, wzruszyła ramionami. — Próbuję wymyśleć, jak bóstwo tańca i srebrny połysk mają się do pierwiastków, ale nie przychodzi mi do głowy nic poza srebrem i rtęcią, które już mamy i nazywają się inaczej.
Mężczyzna przeniósł wzrok na własną dłoń. Między palcami tkwił zamknięty w drewnianej obsadce rysik. Reginald trzymał go w ten charakterystyczny sposób, między palcem wskazującym a środkowym, jakby to był papieros. Tłumacz westchnął.
— Bóstwa mają wiele imion — odezwał się w końcu, odkładając rysik. — I tytułów.
Sophie spojrzała na niego, uniosła brew.
— Myślisz, że któryś z tytułów może nas naprowadzić? Jest jakiś… odmienny, wyjątkowy…? A może chodzi o ten najczęstszy?
— To ostatnie — Reginald wrócił wzrokiem do Sophie. — Tańczący na Nieboskłonie? Coś ci to mówi?
— Uhh… — Sophie zabębniła palcami po blacie. — Brzmi trochę jak jakieś zjawisko atmosferyczne. Znaczy – porównanie do zjawiska atmosferycznego. Coś, co tańczy na niebie… Może tęcza albo zorza polarna?
Reginald skinął głową w milczeniu, czekając na kolejne pomysły.
— Oba są kolorowe, do tego mamy jeszcze ten srebrny połysk, więc brzmi to jak metal, który jest srebrny, ale daje wiele kolorów — Alchemiczka pstryknęła palcami. — To chrom.
Chrōma — dodał Reginald w staroklasycznym. — Pasuje do tekstu?
— Jak najbardziej. Chrom to dobry substrat do galwanizacji. Na pewno częstszy, niż iryd. Bo iryd też rozważałam, w końcu iris
— … znaczy „tęcza" — dokończył Reginald.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz