niedziela, 17 lipca 2022

Od Mattii cd. Małgorzaty

Jeszcze przed wyruszeniem do Sabret, Isidoro ostrzegał go, że co prawda ma wszystko to, czego potrzeba mu do wypełnienia misji, i nie przegra, dopóki nie będzie sam, jednak nie omieszkał też nadmienić, że ta misja okaże się dla niego niebywale trudna i wymagająca. Mattia nie wątpił w jego słowa, szczególnie gdy jego brat zapowiadał trudności i komplikacje. Zastanawiał się jednak, czy owe trudności i komplikacje aby na pewno wynikają tylko z samej trudności misji, czy też za część z nich nie odpowiada czasem nieszablonowe myślenie Małgorzaty.
Ich wspólny „spacer" po okolicach doków okazał się co prawda bardzo pomocny i przyniósł im wiele informacji, niemniej jednak Mattia wiele by oddał za możliwość niepowtarzania takiej eskapady. Nigdy więcej.
Kwestia „tajemniczego proszku" wskoczyła na szczyt listy priorytetów, zaś Małgorzata miała na podorędziu bardzo skuteczny plan, jak zdobyć próbkę, którą mogłaby przeanalizować Sophie. Na nieszczęście Mattii, plan ten ponownie zakładał nieco przebieranek.
— Małgorzato, nie jestem przekonany, czy będę w stanie wiarygodnie wcielić się w nową rolę — odezwał się Mattia zza parawanu lekko stłumionym głosem.
— Jestem przekonana, że pójdzie ci o wiele lepiej, niż z poprzednią.
Małgorzata przechadzała się leniwie po salonie, wciąż przebierając wśród wywleczonych ze swej przepastnej szafy ubrań. Wzięła do ręki długą, aksamitną rękawiczkę w kolorze butelkowej zieleni, zmierzyłą ją krytycznym spojrzeniem, cisnęła na oparcie krzesła. Znalazła jakąś inną, tym razem fioletową, gładką i ta też poleciała na krzesło. Zza parawanu dobiegło nieco zrezygnowane „uhh". Małgorzata zerknęła w tamtą stronę – na szczycie wciąż wisiała większość przygotowanych przez nią dodatków.
— Tym razem będziesz wcielał się w rolę osoby ze swojego stanu, więc powinno to być dla ciebie bardziej naturalne.
— Prawda — odparł ostrożnie astrolog. — Ale zmianie uległ pewien inny element… Powiedziałbym, że dość kluczowy jeśli patrzeć na to, co jest dla mnie naturalne, a co nie.
— Mattia – to jeden z najlepszych sposobów na to, by nikt, ale to absolutnie nikt, nie powiązał cię z osobą kupującą proszek. — Kobieta wyciągnęła skądś jeszcze szal, frędzle utknęły częściowo pod Gnatołamem. Małgorzata pociągnęła mocniej, szal w końcu się uwolnił, Gnatołam tylko sapnął głośniej przez sen.
— Brzmi logicznie, kiedy to mówisz, niemniej jednak… — Ze szczytu parawanu zniknęły kolejne dodatki. Mattia westchnął. — Niemniej jednak mam co do tego wątpliwości.
Małgorzata usiadła na w miarę wolnym kawałku kanapy.
— Jeśli jesteś już gotowy, to się pokaż. Zaraz rozwiejemy te twoje wątpliwości.
Astrolog ponownie westchnął, wychynął zza parawanu.
Gnatołam obudził się, półprzytomnym spojrzeniem potoczył w kierunku Mattii. A potem zaczął szczekać.
— Ta reakcja jest doprawdy na wyrost — obruszył się astrolog, zaś pies umilkł, przekrzywił zabawnie głowę, słysząc znajomy głos wydobywający się z nieznajomej sylwetki.
Bufiaste rękawy w kolorze rozkwitłych peonii kryły nadto szerokie męskie ramiona, zaś strategicznie wypchany z przodu gorset, ściśnięty mocno w talii i wypełniony jeszcze na biodrach, nadawał charakterystycznego, kobiecego kształtu szczupłemu ciału astrologa. Długa spódnica rozsypywała się bogactwem starannie udrapowanych falban, spośród których z zaciekawieniem wychylały się haftowane kwiaty. Blade rękawiczki kryły dłonie, które co prawda nigdy nie splamiły się cięższą pracą, jednak nie do końca wyglądały na kobiece. Do tego jeszcze gustowna, równie kwiatowa i dziewczęca opaska sprawiająca, że przykrótkie jak na damę włosy wyglądały po prostu uroczo.
Małgorzata siedziała przez pewien czas w milczeniu, obserwując krytycznie postać astrologa. W końcu pokiwała głową z akceptacją.
— Młodzi mężczyźni zabijaliby się o ciebie na dworach, nawet te krótkie włosy da się przeżyć. — Kobieta przesunęła się na kanapie, klepnęła poduchy obok siebie. — Podejdź i usiądź. Obcasy są w porządku?
— Najwyższe, jakie zdarzyło mi się nosić, ale nie powinno być problemu — odparł Mattia i ruszył w jej stronę.
— Dałbyś radę zatańczyć?
— Teraz się ze mnie naigrywasz.
Mattia podszedł, zaś Małgorzata miała kolejną okazję zobaczyć, że bez względu na strój, hrabia zawsze pozostaje sobą. W jego kroku próżno było szukać dziewczęcej delikatności i nieśmiałości. Mattia szedł tak, jak zawsze – by od samego wejścia ściągnąć na siebie uwagę wszystkich gości, by ludzie się przed nim rozstąpili, torując mu drogę do przekąsek albo parkietu, gdzie hrabia najczęściej lubił przebywać. Astrolog zasiadł, po męsku zawłaszczając pół kanapy, od razu zarzucając łokieć na oparcie, patrząc z wyczekiwaniem na Małgorzatę.
— Jak mi idzie?
Jadowniczka pokręciła ze zrezygnowaniem głową, na ustach błąkał jej się pełen politowania uśmiech.
— Przykro mi, Mattia, jesteś aktorem jednej roli. — Parsknęła śmiechem. — Ale warto było – nie sądzę, bym miała okazję zobaczyć cię jeszcze w sukience.
Mężczyzna obruszył się, zmarszczył brwi. Chciał coś jeszcze powiedzieć, wstając z kanapy.
Nagły dźwięk prutego materiału rozdarł powietrze, astrolog z niepokojem spojrzał na jedną z falban.
— Obawiam się, że sukienka będzie wymagała interwencji krawca — powiedział przepraszającym tonem. — Przykro mi, wynagrodzę ci to jakoś…
Małgorzata machnęła zbywczo dłonią.
— Nie przejmuj się, nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam ją na sobie. Te kolory mi nie służą. A teraz – wróć za parawan, a ja przygotuję coś innego. Tym razem bardziej naturalnego dla ciebie.


Mattia z powątpiewaniem dotknął postawionej na wosk grzywki. Może nie byłoby to takie dziwne i niepokojące, gdyby nie jej barwa.
— Mam nadzieję, że ten intensywny odcień w końcu się zmyje — mruknął, odrywając palce od wściekle rudych kosmyków, rozcierając w nich resztki pozostałego na opuszkach wosku.
— Nic się nie martw, po dwóch-trzech myciach znów będziesz miał swój kolor.
— Oby — westchnął.
Skąd Małgorzata miała tak obłąkaną ilość ubrań – to umykało astrologowi, mężczyzna postanowił też nie dopytywać, czy jadowniczka przypadkiem nie splądrowała kiedyś zaplecza Teatru Wielkiego. Bo że kobieta miała mnóstwo sukienek i akcesoriów, było rzeczą normalną. Ale męskie stroje, na dodatek pasujące na sylwetkę Małgorzaty – to już zdawało się nieco niepokojące.
Kobieta nie kłamała – tym razem Mattia dostał strój o wiele bardziej dla niego naturalny, który jednak został skomponowany w taki sposób, by nikt przy zdrowych zmysłach nie podejrzewał hrabiego D'Arienzo o paradowanie w czymś takim.
Płomienna czupryna kontrastowała z głęboką czernią stylizowanego wamsu i zawadiacko przerzuconą przez ramię, kusą peleryną. Podbita materiałem w bordowym kolorze, obszyta wymyślnym, złotym haftem, stanowiła antytezę tego, co wyrafinowana szlachta uważała za dobry gust.
— Mam nadzieję, że nie będę zanadto dzwonił — przyznał astrolog, oglądając ozdobioną pierścieniami dłoń, popatrując na dźwięczące na nadgarstkach bransolety.
— Nie, będziesz dzwonił jeszcze bardziej — powiedziała Małgorzata, zbliżając się do niego z dwoma różnymi, złotymi kolczykami. Mattia zerknął na zdobiący jeden z nich rubin, a następnie sięgnął, by wyjąć z uszu kolczyki Eleny. Bransolety zadźwięczały. Astrolog ponownie przejrzał się w lustrze.
— Tak, wyglądam na nowobogackiego dekadenta interesującego się każdym rodzajem łatwej rozrywki — przyznał, oglądając niezbyt drogie, za to liczne i dość duże kamienie, z daleka z powodzeniem uchodzące za szlachetne, dorzucone przez krawca do zdobiącego wams haftu. Równie wymyślnego, jak i ten na pelerynie.
— Potrzebujesz jeszcze makijażu — zawyrokowała Małgorzata, wracając do wykopalisk w szafie. Po chwili odwróciła się, trzymając w dłoniach jakąś skrzynkę.
— Aż taka dekadencja?
— Nie – musimy trochę zmienić ci rysy twarzy — a widząc wątpliwości malujące się na twarzy astrologa dodała — Wiem, co robię. Czy ja cię kiedykolwiek okłamałam?
Mattia westchnął, nie liczył już nawet, który raz tego dnia. Pozwolił pędzlom prześlizgnąć się po twarzy, dzielnie wstrzymując oddech i kichnięcia, gdy włosie łaskotało go prosto w nos. A potem przebranie było gotowe – Małgorzata odsunęła się kilka kroków, podziwiając swe dzieło.
— Oto jest — powiedziała z uśmiechem, który nie zwiastował niczego dobrego. — Baron Jožin z Bažin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz