wtorek, 26 lipca 2022

Od Isidoro cd. Serafina

Jakkolwiek Isidoro zrobił się nieco głodny i nie pogardziłby baklavą, Wieża postanowiła nie serwować im tej przekąski. Może tak było lepiej.
Waga stała kompletnie nieruchomo, niczym całkowicie zwyczajny, niemagiczny element wystroju. Jedyna magia wiatru, jaka pozostała w pomieszczeniu, tkwiła posłusznie spleciona wokół butelki i laski sayyida. Serafin odczekał jeszcze moment dla pewności, jego spojrzenie lustrowało komnatę jakby wręcz zachęcając ją, by coś jeszcze uczyniła. No dalej, tylko na tyle cię stać? Rozczarowujące. Książę zmarszczył brwi, prychnął z lekceważeniem. Wieża nie podjęła rękawicy.
Gdy jasnym stało się, że to już definitywny koniec, Serafin obejrzał gładkie, niczym niewyróżniające się ściany. Po chwili zastanowienia podszedł do jednej z nich, włożył dłoń wprost w kamień. Ten zadrgał wokół złota rękawicy, zwinął się niczym cienki materiał, odsłonił pełne zdobień wrota. Książę ledwie stuknął w nie szponem, coś w komnacie przeskoczyło i tąpnęło, zaś drzwi rozwarły się prosto w błękit nieba i pustynny piasek, szemrzący daleko, daleko w dole. Z tej odległości postaci zebranych wokół ruin magów przypominały rozbiegane chaotycznie mrówki.
Serafin nie czekał. Nie zadał sobie trudu, by poinformować Isidoro o swych zamiarach, a zresztą - jasnowidz nie potrzebował nawet swego daru by wiedzieć, co czarnoksiężnik teraz zrobi. Lekkie skinienie dłoni, Isidoro uniósł się centymetr nad posadzkę, łagodnie dźwignięty powiewem złotej magii. A potem Serafin zrobił krok wprost w pustkę poza komnatą, zaś Isidoro runął zaraz za nim.
Gorące powietrze znów otuliło go swym duszącym szalem, jego intensywny pęd na niewiele się zdawał, gdy sallandirskie słońce prażyło niemiłosiernie, nawet stojąc tak nisko nad horyzontem. Piętro za piętrem, Serafin dostojnie zmierzał w stronę zebranych wśród piasków magów, poirytowanym zmarszczeniem brwi kwitując ich widoczne w szybkich, chaotycznych ruchach zaskoczenie.
Wylądowali. Biała szata księcia wzbiła turbulentny tuman piasku – kłąb roziskrzył się złotem, paru magów kaszlnęło, ktoś odwrócił wzrok, ktoś potarł oczy. Stopy Isidoro pacnęły w piasek, jasnowidz podreptał zaraz za Serafinem, kroczącym szybkim krokiem wśród rozstępujący rozstępującego się przed nim zbiorowiska magów. Gdzieś z tłumu poleciało pełne niedowierzania „Niemożliwe!", „Mają butelkę!", „I laskę też", którym książę nie poświęcił krzty uwagi. Jego spojrzenie szukało kogoś w tłumie, szukało tego jednego, konkretnego bęcwała.
A gdy go znalazło i przyszpiliło do pustynnych piasków, Serafin znalazł się przy nim w dwóch krokach, powtórzył swoje słowa.
— Raport.
Kropka na końcu zdania zaciążyła ołowiem.
— N-naprawy wciąż trwają — wydusił mag. — Ja… uh…
Arcymag nieznacznie zmarszczył brwi.
— To, co jak na razie udało nam się zebrać, jest tam, pod hm… północną ścianą Wieży.
Czy raczej tym, co z niej zostało — dodało jego spojrzenie.
Serafin minął go bez słowa, Isidoro znów podążył za księciem, czując na swych plecach ciężar wlepionych w nie spojrzeń pozostałych magów. Jak na razie nikomu nie przyszło do głowy ponownie kwestionować obecności nieznajomego u boku assahira, ale nie trzeba było daru widzenia przyszłości by wiedzieć, że to była kwestia czasu. Mężczyzna przelotnie zerknął na wciąż trzymaną w dłoniach laskę sayyida. Czy to dlatego Serafin nie wziął jej od niego od razu, gdy zdjęli oba artefakty z wagi?
Pod północną ścianą leżały rozwłóczone wnętrzności skarbców Wieży. Isidoro nie widział jeszcze w swoim życiu tak wielu magicznych przedmiotów, na pierwszy rzut oka wiedział jednak, że przytłaczająca większość jest mocno uszkodzona. Serafin przystanął przy zebranych przedmiotach, prześlizgnął się spojrzeniem po osmalonych strzępkach, które były kiedyś puszystymi, latającymi dywanami, spojrzał na wygięty w serpentyny metal, tworzący niegdyś fantazyjny pancerz. Na podarte pasy materiału, spękane kamienie szlachetne, z których uleciała cała magia, na szczerzące się bolesnymi drzazgami drzewce czegoś, co kiedyś musiało być magiczną różdżką.
Milczenie księcia się przedłużało, pustynny żar wcale nie był tym najbardziej duszącym i przytłaczającym elementem otoczenia.
— U-udało nam się na powrót scalić kilka dywanów — podsunął wciąż bezimienny mag.
— Bo niczego innego nie potrafiliście zrobić.
Głos Serafina był płaski, pozbawiony emocji – książę po prostu stwierdzał oczywisty dla niego fakt, co było chyba jeszcze gorsze, niż gdyby zaczął krzyczeć. A na dodatek nie dało się tego podważyć.
Isidoro wciąż stał u boku czarnoksiężnika, gdy ten wydawał dodatkowe dyspozycje – co ma gdzie trafić i jak szybko. Serafin zmarszczył brwi na mnogość dywanów prychając, że te go nie obchodzą, nie zamierza otwierać w swojej Wieży sklepu z dywanami. Isidoro był jednym, który odważył się parsknąć śmiechem.
A potem przeszli do kolejnego punktu programu – poszukiwania pozostałych artefaktów z Wieży. Tych, które kryły się przed metodą Nassera al-Irani, a więc umknęły wciąż poszukującym magom. Isidoro, choć ten dzień był dla niego długi, dobył swego wahadełka, pchnął ku niemu strumień magii, zadając pytania o kolejne bezcenne artefakty.
Początkowo Serafin niedbałym gestem dłoni odkrywał zwały piasku, wydobywając spomiędzy nich strzaskane fragmenty, ale zaraz się zirytował, zmarszczył brwi, jednym gniewnym spojrzeniem zaprzągł do pracy pozostałych magów. Mówił im, co mają zrobić, jak podążać za wskazówkami jasnowidza, ale wkrótce i to go znudziło. Od tamtego momentu to Isidoro mówił im, co mają robić.
Wahadełko kołysało się, zakreślając w powietrzu nienaturalne kształty, wirując, odbijając ostatnie błyski zachodzącego słońca.
— Jest rozbita — powiedział Isidoro do jednego z magów, pokazującego jedynie ciemne oczy zza kryjącego jego twarz zawoju. — Kula rozbiła się na trzy większe części… i mnóstwo małych odłamków.
— Odłamków też mamy szukać? — spytał mag, lekka irytacja zadźwięczała w jego głosie, gdy akurat znalazł się poza zasięgiem słuchu assahira.
Isidoro pokręcił głową.
— Nie, są o wiele za małe. Arcymag poradzi sobie bez nich.
Niemal usłyszał w głowie głos Serafina prychającego, że oczywiście, że sobie poradzi, za kogo go uważają?
A potem słońce schowało się za horyzontem, nad pustynią zalśniły gwiazdy. Isidoro pozwolił sobie popatrzeć na nie przez moment, gdy magowie wydobywali ostatni z artefaktów. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się u niego myśl, że ten płaski, pusty krajobraz i szybko stygnące, kompletnie suche powietrze sprawiają, że te dobrze mu znane srebrne punkty zdają się jakby bliższe, na wyciągnięcie ręki.


Było późno, gdy w końcu mogli wrócić. Serafin siedział w siodle, w zamyśleniu pocierając wyrobioną skórę wodzy, przebiegając nieskupionym wzrokiem po zbliżających się światłach miasta. Isidoro zerknął na księcia.
— Wspominałeś, że skarbiec w Wieży to jak komnata w komnacie. Zawierał tylko butelkę?
— Oczywiście, że nie — prychnął Serafin, odwracając się od widoku. — Zawierał większość z najcenniejszych artefaktów i dokumentów sayyida.
— Ale żadnych z nich nie zabraliśmy ze skarbca.
Jego wróżby nawet o tym nie wspominały. O tym, by trzeba było wynosić coś jeszcze z tamtego pomieszczenia.
— Żadnych z nich nie zabraliśmy ze skarbca — powtórzył Serafin, lekki uśmiech zatańczył w jego spojrzeniu. — Bo wzięliśmy skarbiec ze sobą.
Jasnowidz przekrzywił głowę. Jego wróżby ukazywały kształt przyszłości, ale nie wyjaśniały, dlaczego wydarzenia biegły danym torem. Spojrzał na Serafina z niemym pytaniem.
— Wspominałem ci, że skarbiec to międzywymiarowa kieszeń, a wejście do niej nie jest związane z czymś materialnym. Nie jest obiektem w przestrzeni, bardziej hm… możliwością, która jest dostępna, jeśli się wie, co się robi. Teraz, kiedy mam i laskę i butelkę, mogę otworzyć wrota kiedy tylko mi się podoba.
Temperatura spadała, Isidoro ściągnął w końcu zawój z głowy. Przeczesał palcami zmierzwione włosy.
— Nie łatwiej byłoby, by magowie przenieśli wszystkie artefakty do skarbca, a potem po prostu otworzyłbyś go ponownie w Wieży?
— Byłoby, ale nie o to chodzi. — Serafin prychnął. — Niech sobie bęcwały pochodzą i ponoszą, to powinno przypomnieć im, gdzie ich miejsce i do czego się nadają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz