czwartek, 7 lipca 2022

Od Hotaru - 妖怪は描かれるほど怖くない

Wiosna nie przyszła na dobre, z rozczarowującą nieśmiałością zapowiadając dopiero swe przybycie. Co prawda mróz nie był już tak trzaskający, ale śnieg nadal czaił się w załomach. Co prawda ciemności nie trzymały aż tak długo, ale zmrok nadal zapadał zbyt wcześnie. Hotaru tęskniła za zapachem kwiatów, za smakiem świeżych owoców i ciepłym powietrzem, które przytulało się do policzka, zamiast szczypać mrozem w nos.
Gildyjna biblioteka oferowała nieco wytchnienia od wciąż panującego na zewnątrz zimna i wiatru – przytulne ciepło odpędzało wspomnienie śniegu, zaś otulone łagodną ciszą regały nie wpuszczały do środka gniewnego wycia wiatru. A jednak w pewien sposób biblioteka kojarzyła się Hotaru z zimą – bo to ciepło i ta cisza sprawiały, że senność ogarniała umysł, zapraszając do zapadnięcia w zimowy sen, zaś monotonne, złote światło świec sprawiało, że traciło się poczucie czasu. Hotaru miała wrażenie, że jej myśli zaczynają się rozpływać.
Kobieta potrząsnęła głową, poprawiła się na krześle i wyciągnęła nieco wyżej, by zerknąć Michelle przez ramię.
Weterynarz szkicowała zapamiętale, a jej usmarowana po sam łokieć ręka z wprawą nanosiła kolejne elementy rysunku. Hotaru zmarszczyła brwi.
— To wgłębienie w czaszce jest trochę większe. Sięga nieco dalej, do tyłu.
Michelle podniosła na nią wzrok, wróciła nim do kartki, w paru kreskach poprawiła szkic.
— Coś takiego?
Hotaru skinęła głową.
— Tak. Kappy mają w tej misie trochę wody, to wbrew pozorom wcale nie jest mało…
Kolejne parę kresek, w zagłębieniu pojawiła się woda.
— To teraz dziób — Michelle znów się do niej odwróciła. — Mówiłaś, że trochę taki, jak u żółwia, a trochę taki, jak ma gil.
— Tak, taki krótki i szeroki. — Hotaru podniosła dłonie do twarzy, złożyła je w piramidkę przy ustach, imitując dziób. — O, coś takiego.
Michelle wzięła się za szkicowanie.
— Trochę szerszy, taki jak usta.
Weterynarz wzięła zmaltretowany kawałek chleba, starła nieco kresek, pojawiły się nowe.
— Teraz trochę za szeroki.
Kolejne poprawki.
Michelle rysowała, Hotaru gestykulowała, usiłowała w jak najbardziej precyzyjny sposób opisać to, jak wyglądały przedziwne istoty zamieszkujące jej ojczyznę. Część z nich miała zwierzęce cechy, ale wielu z nich Hotaru nie była w stanie w ogóle przedstawić, Michelle nigdy nie widziała niczego podobnego i jej szkice, robione tylko na podstawie opowieści, zbyt daleko odbiegały od rzeczywistości.
Sama Hotaru niezbyt pewnie czuła się z pędzlem, rysunek nie był jej najmocniejszą stroną, zdecydowanie bardziej wolała tworzyć coś – jak to mówiła Sophie – trójwymiarowego. Bo może zdolności artystyczne tancerki wystarczały, by namalować smoka na latawcu, jednak daleko jej było do tej niezwykłej, magicznej wręcz umiejętności, którą co poniektórzy posiadali – by za pomocą rysika i paru kredek sprawić, że na pustej kartce pojawi się odzwierciedlenie tak dokładne, jakby kartka była gładkim lustrem.
— Coś takiego? — Michelle wyprostowała się, przesunęła kartkę w stronę Hotaru.
— Tak, teraz jest idealnie.
Zęby błysnęły w uśmiechu.
— To teraz reszta ciała.


Tak, jak zazwyczaj – początkowo Hotaru próbowała rozwiązać problem na własną rękę. Usiłowała sama dostrzec w otaczającej ją rzeczywistości kształty i kreski, które wystarczyłoby jedynie nanieść na kartkę, by uzyskać tak bliską rzeczywistości formę. Problem był jednak taki, że Hotaru nauczyła się w Yamato pewnego stylu rysunku, i choć nie był on dla niej mocno zakorzenioną umiejętnością, tancerka nieświadomie stanęła przed wyzwaniem nie tylko nauczenia się czegoś nowego, ale najpierw oduczenia się czegoś starego.
Jej samotne próby nie przyniosły rezultatów, zaś im bardziej się starała, tym dziwniejsze wychodziły jej dzieła. Usiłowała sportretować kota, i o ile same oczy zdawały się błyszczące i zupełnie realne, o tyle ich umiejscowienie pozwalało wątpić w dobre zdrowie biednego zwierzaka. Wstępny szkic wydawał się przecież w porządku, wszystko było w dobrym miejscu, ale im bardziej Hotaru skupiała się na szczegółach, tym mniej uwagi zwracała na wszystko inne, a efekty tego przedstawiały się chociażby w postaci kota o bardzo szeroko rozstawionych oczach. Tancerka westchnęła.
Jej samotne próby nie przyniosły rezultatów, więc jedynym, co jej pozostało, było udać się do kogoś po pomoc.
Laboratorium alchemiczne zawsze wydawało jej się miejscem wyrwanym z ram rzeczywistości i natury. Chociaż Sophie twierdziła, że nie da się być bliżej natury, niż właśnie tutaj – wśród szklanych kolb, probówek i kolorowych odczynników – to jednak Hotaru jakoś umykało powiązanie wszystkich tych egzotycznie wyglądających elementów z tym, jak bogowie zaplanowali i stworzyli świat.
Tancerka zapukała, a gdy usłyszała dobywające się ze środka „Proszę!", wślizgnęła się do krainy szkła, barw i charakterystycznych zapachów.
Sophie stała przy jednym ze swych rozległych, wyłożonych kafelkami stołów. Jej fartuch lśnił bielą, jasne włosy tkwiły ciasno związane w gładkim koku. Przed kobietą stała wsparta metalowymi elementami szklana konstrukcja, której wnętrze wypełniały bulgoczące i przelewające się roztwory. Całość wyglądała zarówno niebezpiecznie, jak i dekoracyjnie.
— Dodam eluentu i już cię słucham — powiedziała Sophie, nie odrywając wzroku od aparatury a dłoni od szklanych kurków.
Hotaru skinęła głową, choć druga kobieta nie mogła tego widzieć, a następnie zajęła miejsce na jednym z wysokich stołków, czekając. Sophie przez pewien czas wpatrywała się w swoją aparaturę, jej dłoń niemal niezauważalnie wyregulowała szklany kurek. A potem kobieta wlała jakiś przejrzysty płyn przez lejek tkwiący gdzieś u góry konstrukcji – Hotaru domyśliła się, że to musi być ten cały eluent, choć nie miała pojęcia, co to za alchemiczna substancja – i odwróciła się do tancerki.
— Hm? Potrzeba pomocy z farbami? — spytała, uśmiechając się.
— Tym razem nie z farbami — odparła Hotaru, poprawiając się na stołku. — Pamiętasz, jak w Obarii narysowałaś Lumiego? — Alchemiczka pokiwała głową. — Myślę… to znaczy… Widzisz, chciałabym się też nauczyć tak rysować.
Brwi Sophie powędrowały w górę.
— Chcę powiedzieć, że tamtemu smokowi z latawca niczego nie brakowało.
— Nie o to chodzi. Po prostu… chciałabym umieć tak rysować, jak w podręcznikach od zoologii. Że jak się spojrzy na rysunek, to to zwierzę jest dokładnie takie samo, jak w rzeczywistości.
Alchemiczka skrzyżowała dłonie na piersi, pokiwała powoli głową.
— Jest ku temu jakiś konkretny powód?
Hotaru streściła jej swoje plany, Sophie bębniła palcami po przedramieniu.
— W takim razie mamy sporo czasu, ale trzeba będzie dobrze zaplanować pracę. A, no i w kwestii pisania – tym możesz zająć się od razu i nie czekać. — Dłonie rozplotły się, wsparły o biodra, nadając kobiecej sylwetce bojowej postawy. — Razem damy radę.


I tak Hotaru rozpoczęła swój kurs rysunku. Sophie postanowiła, że na początku mogą wziąć na warsztat ich ulubiony „niezidentyfikowany obiekt jeszcze-nielatający", zaś Lumi stawał na wysokości zadania, kręcąc się z zaciekawieniem po stole, przybierając dziwne pozy i robiąc mnóstwo uroczych rzeczy. Pokój Hotaru zapełniły pokryte fragmentami szkiców kartki, swoje miejsce znalazł też schludnie ułożony stosik starannie zapisanych kart. Części tekstu były pokreślone, części Hotaru otoczyła kółkiem, strzałką zaznaczyła, że powinny pojawić się w innym miejscu. Jeszcze gdzie indziej na marginesie tkwiły jakieś zapiski – częściowo po iferysku, częściowo zaś w formie ideogramów, jakimi posługiwali się ludzie w Yamato. Notatki miały w końcu służyć tylko Hotaru, więc tancerka nie musiała martwić się o to, by ktoś oprócz niej mógł je odczytać.
Wiosna przyszła na dobre, powietrze stało się ciepłe i przyjazne, niosło w sobie charakterystyczną wilgoć budzącej się do życia przyrody. A potem ciepło i wilgoć zaczęły ustępować kolejnej porze roku – lato przybyło z taką mocą i fanfarami, że większość gildyjczyków na powrót schowała się w budynku, usiłując ochronić się przed lejącym się z nieba żarem.
To było na rękę Hotaru. Bo właśnie teraz, gdy już czuła, że jej umiejętności wystarczą, by przenieść tkwiące w głowie obrazy z rodzinnych stron na papier. Tancerka uśmiechnęła się. Serce mówiło jej, że to co zamierza przygotować, przypadnie do gustu Michelle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz